Gra w wiersz, gra w społeczeństwo
Opublikowano:
15 października 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Najnowsza książka poetycka Domarusa podejmuje z czytelnikiem i czytelniczką literacką grę (i to niejedną). Niby to tylko „Szybka książka o niczym takim”, a jednak o czymś. I to czymś poważnym.
Poezja Domarusa nie zakłada pełnej czytelności i prostej komunikacji z czytelnikami. Nie znaczy to jednak, że to tom zupełnie mętny czy niezrozumiały. Każdy utwór jest zaproszeniem do podjęcia dialogu, negocjowania i wyszukiwania znaczeń. To od nas zależy, czy takie zaproszenie przyjmiemy.
Śledzenie tropów oraz podążenie za rytmem tekstów w „Szybkiej książce o niczym takim” może być naprawdę zaskakującym doświadczeniem. Dlaczego?
Wiersz po wierszu, wers po wersie (ach, te przerzutnie), Domarus dociera do naszych trzewi. Warstwa po warstwie. A zaczyna się niewinnie, często od spotkania z codziennym przedmiotem. No bo czego można spodziewać się po konfrontacji z tubką pasty do zębów? Spójrzmy:
Napis
pokrywał tubkę pasty do zębów zostawioną obok umywalki w biurowej
toalecie
tej z przyczepionym do płytek ceramicznych detektorem owadów
firmy copesto
napis wykonany pewnie przy pomoc markera w kolorze niebieskim
dlatego wyraźnie się odcinał
na tle bieli opakowania od czerwieni nazwy firmowej kiedy wróciłem
przed wyjściem z pracy
tubki już nie było i nie wiem ktoś usunął ją z widoku może znalazł się
właściciel
więc wyciśnięta do połowy też przedstawiała wartość mimo napisu
zobaczycie zabiorą wam całą resztę
Przeciw przyzwyczajeniu
Domarus wyrywa nas z automatyzmu. Zahacza jeden obraz o drugi, łamiąc wers w takim miejscu, które nadaje mu dodatkowej warstwy znaczeń. „Szybka książka o niczym takim” przypomina kolekcję przypadkowych myśli albo zeszyt z powtykanymi między kartki świstkami.
Utwory zaczynają się od właśnie tak nieważnych czy tymczasowych obrazów. Lektura Domarusa przypomina jednak wędrówkę, wertykalne zstępowanie gdzieś na dno. Krok po kroku docieramy do głębi tekstu: czy to wywracającej sensy puenty, czy rozdzierającej frazy, która obdziera ze złudzeń.
I poecie nie potrzeba do tego zabiegu narracyjności poematu. Jedno jest pewne: po przeczytaniu wiersza nie jest się już tą samą postacią.
Za mostem
luki w zabudowie zbędne zwierzęta
ścinki
wykonywanie codziennych zachowań
trwa
rzeka wychodzi z miasta ale z brzegu tym bardziej widać że oni go
nigdy nie opuszczą
Dwa dni przed proroctwem
słuchałeś tak długo ale nie wystarczyło słuchałeś uważnie
nie poszło dalej
słuchałeś mając wszystko co jest potrzebne do zrozumienia lecz to i tak
stało się przeszkodą
tam jest most z którego wszyscy patrzą na centrum nawet ci z których centrum
zrobiło obrzeża
patrzą jak rozgrywa się w oddali jak nadal nawadnia się toń
nie postępują
Wiersze z najnowszej książki Domarusa to jednak nie tylko zdawanie relacji z nadchodzącego kresu, który bynajmniej nie jest zaskakujący. Odrębnym tematem tomu pozostaje pamięć i rządzące nią mechanizmy. A ta jest dziurawa, z dnia na dzień coraz bardziej wybiórcza. W jaki sposób dokonujemy więc selekcji tego, co warte zapisania, przemyślenia i w ogóle, oglądania? Refleksja o pamięci poszerza swoje pole i zamienia się w dyskusję o postrzeganiu: o tym, jak widzimy świat i na czym warto koncentrować uwagę.
Źródła na amnezji
jak nie być puchnącą rybą w bezlitosnych sercach
jak wchodzić w sen i błagać o noszenie tam ciała
niewiarygodne jak mogło do tego dojść
fabryczki zdumienia pracują w ruchu ciągłym
nawet gdy śpiewasz tommorow never knows
piosenkę z każdym dniem coraz bardziej odległą
której tytuł kołysze się jak uszkodzony szyld
Osłuchiwanie języka
W „Szybkiej książce o niczym takim” znajdują się też eksperymenty językowe. Mowa tu przede wszystkim o neologizmach: naginaniu języka, upartym wykuwaniu nowych terminów, które najbardziej dopasują się do tekstu.
Są więc wdzięczni „mieszkanicznicy” (bo kamienicznicy to przecież relikt pewnej epoki), jest odczasownikowa „poszłość” (wrzucająca nas w nieco melancholijny porządek czegoś minionego). Wspomniana „poszłość”, semantycznie bliska przeszłości, jest jednym z biegunów książki Domarusa.
Na jej antypodach znajduje się przyszłość, a nieco dokładniej rzeczywistość po końcu, lub mniej apokaliptycznie: bynajmniej nienapawające optymizmem scenariusze dla świata. Nie ma tu też widocznej linii zmiany, wielkich narracji rodem z SF. Jest za to beznamiętność, doliny oportunizmu i zobojętnienia. Dotyk i bliskość przechodzą do lamusa, teorie spiskowe są już na równi z faktami.
Poszłość II
kiedy dotyk nie jest już nowością zmieszany z powietrzem ginie w oddechu
spojrzenie nie jest już spojrzeniem
bliźnich lecz zwierząt środkowych
trapi
nerw oka dochodzi do trzewi i tam znajduje gniazdo
nie żeby coś ekstra
po prostu zasiedzenie w którym przestajemy dowiadywać się co w kraju czy w nas
jest brakiem lub nadmierną emisją
albo jak układają się włosy niedoszłej miłości albo jak trudny wskaźnik rozpruwa
trawniki parcele
uwalnia z nich odmowy omyłki
pył gwiazd
Kosmogonia
jak możesz rozmawiać ze mną o swojej przyszłości kiedy mam na sobie
wczorajszą sukienkę?
w pewnym momencie można było mówić różnie na przykład
lekceważenie zostawmy światu niech wypatruje
w nas gwiazd czy komet niech bada
nasze krwinki tektoniczne niech go boli głowa bo mamy kryzys
na rynku podskórnych walut
w końcu świat był na początku a my zdarzyliśmy się tak późno
z umysłami jak dym więznącymi w sierści zwierząt
ale mówić można różnie
krój słów dziedzin
fason dobór —
a teraz wyglądasz dziwnie w świetle smartfonu jakbyś filtrował
przyszłe dni
Fantasmagorie i społeczeństwo
Domarus nie zatrzymuje się na wieszczeniu końca, naginaniu języka czy konstruowaniu chwytliwych puent. Sporo też w najnowszej książce pracy z wyobraźnią, która niekiedy przynosi surrealistyczne efekty.
Obok tekstów bliskich poetyce snu pojawiają się również wiersze o maszynerii społecznej: o inercji tego wielkiego organizmu, o kołach zamachowych, które wprawiają ten mechanizm w ruch. To w końcu również wiersze o tym, jak w zębatkach takiej maszyny gubi się pojedynczość.
Cezary Domarus proponuje więc narrację sabotującą ustalone porządki.
Formularz
jak na to reagujesz:
niezadowolenie z siebie
przyroda
wielkie maszyny w folii na paletach zanim zaczną działać
jak reagujesz z tym spojrzeniem odświeżającym gps?
gdzie siada orientacja?
a słyszałeś słowa podmienione tak samo jak moje słowa
są?
czy podmiany to dawne przemiany kto wie aż tak
byśmy ruszyli z miejsca?
ruszanie z miejsca razem czy osobno?
halsowanie wspólnot
produkt wspólnota jego idealne cechy obowiązkowe
cechy wabiące cechy obojętne
zadowolenie z wymiany
przyrodzenie
wielkie maszyny w sążnistym działaniu
I również w tym tonie Domarus domyka swoją najnowszą książkę. Nie chodzi już tylko o zauważenie mechanizmów władzy redukowalnych do zagadnień ekonomicznych, ale o dociekania z pogranicza biopolityki, gdzie społeczeństwo jest organizmem żywym i sterowanym, a stawką są nasze ciała (i tożsamości, bo w grę wchodzą przecież samobójstwa osób należących do mniejszości). Ta gra toczy się na naszych oczach, zaznacza Domarus.
Plantkon
słychać twój przyspieszony oddech
ekonomia osiada ci na ustach które wcześniej ze smakiem wyjadły jej oczy
jesteś daleko stąd
i jesteś w zasięgu każdego ze zniszczeń
droga do apteki mrowie uciekających źrenic ciekawe spojrzenie
czarnego psa srebrząca się cząstka
srebrząca się w zmysłach cząstka tego co
miało być cały czas
w tle pytanie z kampanii:
kim mógłbyś być jeśli odważysz się przekroczyć istotę którą jesteś?
w kącie oka chłodny dymek z komiksu:
pozbawiony perspektyw genom
tak żmudnie zapisany
że mógłby zostać porą świata a kończy jako waluta
ale to
na marginesie
widać jeszcze różne odmiany światła
bo każdą część twojego ciała opromienia inne słońce
właśnie czekam na zenit
drugiego
Riffy do requiem dla Milo Mazurkiewicz
słowo ciałem nawet walutą bank centralny rozród zegnij kark
nadzór sakralny
a płeć ryba w saku
wieczny połów raczył im dać pan mieszka wyżej ptaków
a na filarach dwójkowych systemów wznosi się mit
nie może być tak że oni są inni niż my
na dniach społeczeństw hidźry, xanith, i muxe – wśród białych
zaludniają kąty psychuszki
i kto wie co by się stało gdyby naszemu słowu przykazano
słowo od ciała raz na zawsze wara wara