Ćwiczenia pamięci
Opublikowano:
6 lipca 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Kim jesteś? I co ważniejsze: dlaczego taki/taka jesteś? Poetycki debiut Marty Stachniałek „polski wrap” zmusza do naciśnięcia najpierw przycisku pauzy, a potem do przewinięcia taśmy do samych początków. Wbrew narracjom o self-made manie poetka wskazuje na siatki powiązań, w których się szamoczemy.
Ćwiczenie: skojarzenia
Czytelniku, czytelniczko, co kojarzy ci się z Polską? Które wspomnienie nadawałoby się na wizytówkę? Na krótki spot marketingowy? Może coś z polskiej kuchni albo lepiej: z polskiej szuflady, szafki albo półki. Jakim słowem określisz czterdziestomilionową całość? A jeżeli nie jednym, to jaki szereg fraz byłby odpowiedni?
To zadanie jednocześnie proste i niemożliwe. Trzeba jednak przyznać, że jest w nim coś z kuszącego wyzwania. Marta Stachniałek, w debiutanckiej książce poetyckiej „polski wrap”, tę próbę podejmuje.
Poetka przedstawia swój zestaw podręcznych pojęć-wspomnień, zapisując po jednym słowie pod każdym kolejnym wierszem.
Ciąg wyróżnionych kursywą rzeczowników wyciągniętych ze spiżarni (a raczej z szafki, która trzaska drzwiczkami przy zamykaniu; jesteśmy w końcu na polskim osiedlu lat 80. i dekad kolejnych) układa się następująco (w pisowni oryginalnej): kleik ryżowy, kurczak z rożna, guma turbo, pepsi, drożdże, zupa mleczna, misie haribo, zapiekanka, oranżada w proszku, karp, przysmak świętokrzyski, szpik, rosół, hot-dog, happy-meal, marmolada, lody bambino, woda z syfonu, kompot, paprykarz, schabowy, wata cukrowa, skrzydełka kurczaka, paluszki, mąka tortowa, mizeria, sardynki, vibovit, obierki.
Dlaczego decyduję się na tę wymieniankę?
Jeśli kartkowalibyśmy najnowszą premierę Wydawnictwa Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, moglibyśmy łatwo dać się zwieść sentymentowi.
Wyrazy pokazujące się dyskretnie na samym dole strony na początku nie przyciągają szczególnej uwagi. Ot, odwołania do minionych lat, do dziecięcych i nastoletnich wspomnień, do symbolu dorastania w czasie przełomu politycznego, który za kilkanaście lat otworzy nam drzwi do Europy.
Ten gastronomiczno-spożywczy zestaw owszem, układa się w opowieść: o relacjach rodzinnych, o transformacji, o nieprzystawalności. I chociaż mizeria, vibovit czy oranżada w proszku chcą kojarzyć się ciepło i nostalgicznie, Stachniałek sięga po rewersy tych emocji. Poetka wcale nie podsuwa tylko miłych, ucukrowanych wspomnień. Z rozmachem i rozpędem rozkrzyczanej frazy wyciąga to, co w dojrzewaniu w Polsce może najbardziej boleć.
Na początku pojawia się słowo. Potem wiersz, oparty na asocjacji. Asocjacji nie zawsze czytelnej, częściowo możliwej do rozszyfrowania jedynie przez autorkę, częściowo ujawniającej się dopiero w ostatnim momencie. Tak, jak w przypadku oranżady w proszku:
musli
ramiona Warszawy, zgniłe zapiekanki, obumarłe, niezdolne do objęcia
[tych wszystkich ludzi,
którzy chodzą, jakby zamiast nóg mieli protezy,
jednym tempem, Hale Banacha, stałym tętnem, Bitwy Warszawskiej,
niezdolni do objęcia, niemający pojęcia,
że ich ułomność jest nabyta, przyjęta, przejęta, wyjęta z nieudanego przyjęcia
imienin ciotki Warszawy, na których
musieli być, musieli się całować, musieli się dotykać, musieli, się ocierać,
[jeść musli,
pić sok z granatu, granatowe marynarki, rodzinne przeplatanki, gry w klasy
[i skakanki,
lepkie ciała, twarde członki, lepkie ciasta, twarde spody, iPody, iPhony,
[kucyki Pony
i
wisienka na torcie
i malinka na torsie
i
z tego całego krajobrazu wyłaniasz się ty
z prawdziwym ciałem jesteś od nich inna
jakaś żywa jak żywica jak drzewo rzewna
jak oranżada orzeźwiająca
szklana oranżeria
oranżada w proszku
oranżada w proszku
Ćwiczenie: czytanie na głos
Wiersze Stachniałek przybierają postać małych manifestów, jak gdyby wykrzykiwanych na jednym oddechu. Rym, krótka fraza, nagromadzenie podobnie brzmiących głosek, gęstość zazębiających się obrazów: wszystko to rytmizuje tekst i rozpędza go do niewiarygodnej prędkości. I chociaż wspomniane rymy nie zawsze są najzręczniejsze, dobrze spisują się właśnie w lekturze głośnej: równie szybkiej i zdecydowanej.
Fraza przepływa wtedy naturalnie we frazę, żeby wiersz mógł nagle urwać się, dać okazję do zaczerpnięcia powietrza.
Wszystkie te cechy są jeszcze bardziej jaskrawe w tekstach kierowanych do Warszawy: jednocześnie nienawidzonej i uwielbianej. W klinczu tych dwóch sił pojawia się wiersz:
okna
a oczy Warszawy miliony oczu Warszawy od zawsze
niewzruszone przesuszone sprawiają wrażenie ciężkich i obrzękniętych
widzę Warszawę z nogą w gipsie, w spękanej zaprawie cementowo-wapiennej
kulejącą Warszawę, kulturalną Warszawę, królewską i kurewską Warszawę
idącą w stronę strefy € Warszawę potykającą się
o stary testament Warszawę, upadającą na nowy świat Warszawę zawsze
uważałem, że Praga, północ i niedoskonałości są piękne i że seks
nie ma nic wspólnego z romantyzmem ale z tym ostatnim
chyba się myliłem odkąd płakałem podczas burzy i jednocześnie dochodziłem
do siebie przez kolejne pół nocy i patrzyłem jak moja dziewczyna już dawno śpi
klimatyzowana Warszawa korporacyjna Warszawa kopulacyjna stacja
benzynowa kopuła stołeczna laboratorium ruchu
ruch drogowy most północny lanie betonu jestem pod wrażeniem
wszystko zmierza w dobrym kierunku
sytuacja gospodarcza poprawia krążenie i perystaltykę jelit
zdrowy układ pokarmowy to podstawa stosunków między nami
jest dobrze a nawet lepiej
być nie może
być może włożę jutro czerwoną sukienkę
a katolickie oczy Warszawy miliony katolickich oczu Warszawy od jutra
spojrzą na mnie z niedowierzaniem
ty spojrzysz na mnie z niedowierzaniem a ja zrobię ci striptiz
na oczach wszystkich będziemy się kochać a potem
zrobię ci śniadanie wyjdę z psem na spacer a później porozmawiamy
o pustych oczach Moskwy i spokojnym wyrazie twarzy Tokio
a teraz
właśnie w tej chwili spróbuję poskładać siebie z części
ładowarek telefonów komórkowych plastikowych okładek po kasetach
[magnetofonowych
paprykarz
Ćwiczenie: tożsamość
Warstwa konceptualna to tylko jedna z warstw książkowego debiutu Marty Stachniałek. „Polski wrap” jest również subtelną, choć bardzo ważną opowieścią o relacjach rodzinnych. O poszukiwaniu swojej tożsamości oraz naginaniu jej do oczekiwań najbliższych osób i społecznych konwencji. Kilka pierwszych utworów, które traktują o biografii bohaterki cyklu, są skondensowaniem zapisu z czasu dojrzewania i wkraczania w dorosłość.
Jest więc opowieść opowieść o babci Irenie, która doznaje szoku:
„kiedy dowiedziała się, że za ścianą bankomatów /wcale nie siedzą ludzie”.
Jest opowieść o rozmowach z mamą, przepisach na biszkopt, wspominkach psa sąsiadki, planowaniu przyjazdu do rodzinnego domu i kontynuowaniu przekazywania metod postępowania z ciastem.
Mowa jednak o przyjeździe szczególnym, bo opartym na kłamstwie:
„babci Irenie powiemy że będziesz z koleżanką”.
wypieki
to nie są czasy na robienie wielkich rzeczy to czasy na robienie ciasta
dzwoni mama i dyktuje mi przepis na biszkopt z owocami mówi że już nie
chce piec że zapisała się na jazdę konną i narty biegowe pyta co u nas bo
u nich po staremu nigdzie razem nie wychodzą nie jeżdżą w góry oglądają
szkło kontaktowe i że w środę była u nich pani Patrykowa pamiętasz ta od
tego psa chow chow a może to był wtorek w każdym razie po szesnastej
bo po szesnastej robi się ciemno słońce zachodzi nie to co latem ale co
u was tata się pyta czy jesteście zdrowe czy wszystko w porządku może
przyjedziecie do nas
w następnym tygodniu
pociągi
jeżdżą tak samo od dwudziestu lat nie powinno być problemu najwyżej
[poczekamy
kilka godzin
a babci Irenie powiemy że będziesz z koleżanką
zapisałaś już
pamiętaj
że najpierw musi wystygnąć
dopiero później krem
drożdże
Co interesujące, dalsze teksty po mimowolnym coming-oucie, który nie miał szansy się dopełnić, bohaterka wierszy zamienia się w bohatera. Teraz to perspektywa męska, widziana jako „normatywna”, prowadzi czytelnika przez kolejne meandry opowieści.
Ta złamana optyka rozpada się w jednym z ostatnich utworów, najbardziej kameralnym i intymnym wierszu. Wszystkie podziały upadają, a taniec poprawności kończy się w połowie figury. Bo babcia Irena już o niczym nie pamięta. I żadne słowa i nazwy już tego nie zmienią.
babcia Irena pyta kim jestem
teraz babcia Irena mówi
już niewiele
zostało
tylko czekać
już nie chodzi
chodzi o to że
leży ze sparaliżowaną prawą częścią
myli się jej
mydli się jej
mówi że zlew jest pełny
ale że ma pociąg do Braniewa
i gdzie jest torebka
musi jechać
jest umówiona
jestem umówiona
ale z kim
a kim ty jesteś
obierki