fot. z archiwum Kamila Sobkowiaka

Miejskie tęsknoty

„Wirtualizacja historii pozwala na jej większą przystępność, powoduje, że staje się modna, popkulturowa, lekka” – o internetowym projekcie Dawna Chodzież mówi jego twórca Kamil Sobkowiak.

 

Barbara Kowalewska: Początki projektu sięgają czasów, gdy chciał pan wydawać lokalne czasopismo?

Kamil Sobkowiak: Dziesięć lat mojego życia zawodowego związane było z prasą lokalną. Byłem redaktorem i wydawcą dwóch tygodników. Cały czas szukałem drogi, aby skalibrować biznes wydawniczy w oparciu o posiadane zasoby, i tak pojawił się pomysł wydawania magazynu historycznego. Bo historia zawsze była moją pasją, a czułem, że odpowiednie jej podanie czytelnikom może być kluczem do sukcesu. Poznawałem coraz więcej lokalnych ciekawostek, trafiały w moje ręce pierwsze fotografie przedwojennej Chodzieży.

Miał to być tabloid historyczny. Co ciekawe, wymyśliłem to pismo wcześniej, niż pojawił się boom na takie periodyki w Polsce. Chciałem pokazać historię „popkulturowo”. Nauczyliśmy się w szkole, że historia jest trudnym przedmiotem i że przesycona jest martyrologią. Pismo popularyzatorskie bardziej trafia do ludzi.

Pierwszy numer w wersji papierowej skończył w szufladzie, bo okazało się to biznesowo nieopłacalne przedsięwzięcie. Upowszechnienie się mediów społecznościowych, a także przestrzeń w moim życiu spowodowały, że wróciłem do tego pomysłu. Pod taką samą nazwą – Dawna Chodzież – projekt funkcjonuje teraz na Facebooku i Instagramie. Nie jest ryzykowny biznesowo, bo nie jest komercyjny, choć rozważałem taki wariant.

 

BK: To rodzaj internetowego muzeum?

KS: Muzea wciąż jeszcze kojarzą się ze skansenami. W Chodzieży mamy ciekawą instytucję o charakterze muzealnym. Wiem, że wykonuje ona jakąś pracę badawczą, czasem organizowane są wystawy i prelekcje, ale brak w tym jakiegoś magnetyzmu. Nie czuje się, że ta instytucja żyje w mieście. Nie spotkałem się z sytuacją, by w kolejce sklepowej mieszkańcy dyskutowali o ostatniej wystawie w muzeum, a o Dawnej Chodzieży rozmawia się na ulicy.

 

fot. K. Belter

fot. K. Belter

Jesteśmy jedną z najpopularniejszych stron na lokalnym Facebooku, mamy w tej chwili około 3000 subskrybentów, a nie ma tu wojny polsko-polskiej, pchlego targu i nachalnych reklam. Myślę, że internauci kupują moją szczerość w tym zakresie. Kocham moje miasto i wszystko, co się z nim wiąże. Oni też. Różną miłością, ale nie znam nikogo, kto by źle Chodzieży życzył i kiedy pojawia się na stronie nowa fotografia, niemal słychać w mieście ten „głos tęsknoty”.

Zasadniczo publikujemy zdjęcia i pozwalamy nie tylko je oglądać, ale i udostępniać, korzystać z nich na różne sposoby.

Sam proces katalogowania zbliża nas do muzeum i myślę, że możemy również tak o Dawnej Chodzieży mówić, ale dzięki interakcji z odbiorcami to jednak coś więcej. Poza katalogowaniem zdjęć nagrywam także krótkie filmy, w których mówię o ludziach i miejscach z przeszłości.

 

BK: Co sprawiło, że historia lokalna stała się pana pasją?

KS: Kiedy dorastałem, niewiele było męskich pasji do wyboru, a historia – odtwarzana za pomocą plastikowych żołnierzyków – była jedną z nich. Gdzieś tam po drodze były opowieści mojego dziadka, wspólne oglądanie programów publicystycznych.

W liceum natknąłem się na Zofię Grabską, wybitną działaczkę społeczną okresu przedwojennego, która współpracowała choćby z Bronisławem Maronem, w mojej ocenie człowiekiem numer 1 w Chodzieży XX wieku. Miałem okazję prowadzić ją pod rękę przez kilkanaście metrów i była to prawdziwa podróż, a nie tylko spacer. Była już w podeszłym wieku, a ja jako młody chłopak, idąc tak, czułem, że dotykam żywej historii i zarażam się nią.

Później, w pracy zawodowej, długie godziny spędzałem z Wojciechem Nowaczykiem, burmistrzem Chodzieży i posłem, Konradem Purgielem, pierwszym sekretarzem powiatowej PZPR, któremu w ogromnym stopniu zawdzięczamy dzisiejszy dobrostan miasta, czy Henrykiem Zydorczakiem, prezesem Towarzystwa Miłośników Ziemi Chodzieskiej.

Do niedawna dyrektorem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chodzieży była Dorota Grewling. To dzięki niej zawodowo zająłem się regionalizmem, projektując i drukując lokalne opracowania. Choć poznałem wiele kluczowych dla miasta postaci, to te uważam za najważniejsze w moim procesie „uzależniania się” od dziejów lokalnych.

 

BK: Co napędza pana do działań na rzecz tej witryny?

KS: Taki niepokój, że nie wszystko uda się zapamiętać. Ten niepokój powoduje, że historia staje się dziedziną dynamiczną. To niekiedy walka z czasem o to, aby wszystko odkryć, aby nikogo i niczego nie przeoczyć. Żeby twarze nie wyblakły w mroku dziejów. Druga sprawa to mój ekstrawertyzm. Nie umiem nie dzielić się tym, co mnie pasjonuje.

 

BK: Jak pan zdobywa i wybiera zdjęcia?

KS: Nie jestem jedynym regionalistą w Chodzieży. Zbieram materiały z różnych źródeł, w tym od innych osób zainteresowanych tematem. Część jest dostępna w powszechnym obiegu, coś udało się znaleźć przez przypadek, jakieś zdjęcia kupiłem na portalu aukcyjnym, ktoś inny kupił albo znalazł i też się tym podzielił.

 

Jedno ze zdjęć, z 1908 roku, zostało znalezione przez mojego dziadka w futrynie remontowanego domu.

Mój zbiór powstawał na przestrzeni około 25 lat. Jest ich około 8 tysięcy – związanych z historią Chodzieży, ale też trzech okolicznych gmin. Mam również dokumenty, wycinki prasowe i maszynopis dziejów Chodzieży po 1945 roku.

 

BK: Skąd decyzja o koloryzacji zdjęć? Czy te dawne, czarno-białe, nie obroniłyby się?

KS: Zdjęcia kolorowane uwspółcześniają przekaz, zbliżają go, powodują, że jest bardziej strawny dla naszej wyobraźni. Takie kolorowe obrazy pobudzają zmysły i te emocje, które są siłą napędową Dawnej Chodzieży. Z jednej strony jesteśmy odkrywczy, ale jednocześnie idziemy za popularnym trendem – muzea, galerie stosują nowoczesne technologie, które otwierają nowe możliwości w percepcji przeszłości. Wirtualizacja historii pozwala na jej większą przystępność, powoduje, że staje się modna, popkulturowa, lekka. Dawna Chodzież mówi o przeszłości współczesnym językiem. Chcę tu podziękować Przemkowi Boguckiemu, który naprowadził mnie na to rozwiązanie.

 

BK: Jak wyglądała dawna Chodzież? Co i kogo widać na tych fotografiach?

KS: To świat, którego już nie ma. Niedawno jeszcze mieliśmy tu jedne z najpiękniejszych w Europie budowli przemysłowych dawnych fabryk porcelany, mamy unikatową, zwartą zabudowę domów rzemieślniczych w ścisłym centrum i zabytkowy kościół, a miejskie zakamarki wciąż zachowują wielonarodowościowego ducha miasta, który krążył po ulicach do końca przedwojnia. Ale to wszystko, bo nasze dziedzictwo ginie na skutek trwających cały czas urbanistycznych eksperymentów.

 

fot. K. Belter

fot. K. Belter

Wcześniejsze metamorfozy miasta wiązały się z zawieruchami dziejowymi, a teraz – myślę, że z brakiem poczucia estetyki. Do czasów powstania wielkopolskiego ludność polska nie przekraczała 20%. Dominowali Niemcy, ale liczącą się również była społeczność żydowska. To wszystko zmieniło się wraz z wybuchem II wojny światowej. Najpierw zburzono synagogę, a później zniknęła cała diaspora. Po wojnie natomiast runęła kolejna świątynia, tym razem ewangelicka.

Jeśli jakaś część życia Chodzieży nie została unicestwiona przez wojnę, to zmieniła się na skutek transformacji lat późniejszych.

Tak jak kultowe dla chodzieżan Łazienki, które w kontrowersyjny sposób sprywatyzowano. Warszawa czy Gdańsk zostały zniszczone przez wojnę, ale odbudowane w taki sposób, by zachować pamięć i ducha miejsca, tymczasem w Chodzieży stało się inaczej. Wszystko, co tworzy naszą tożsamość, ginie i jest brutalnie zmieniane w sposób, którego sami mieszkańcy czasem nie rozumieją.

 

BK: Jaki obraz dawnej Chodzieży wyłania się z dawnych zdjęć i jak on się ma do dzisiejszego wizerunku miasta?

KS: Warto zadać sobie pytanie, po co się uczymy historii? Tu nie chodzi o szczegóły techniczne, kolorowanie zdjęć, ale przede wszystkim o to, by poprzez przywiązanie do historii uczyć się na własnych błędach.

Jeśli patrzymy na dawną Chodzież – powinniśmy wyciągać wnioski. Mam wrażenie, że kiedyś przestrzeń miejska była o wiele lepiej zagospodarowana. Dziś brakuje nam tutaj nawet konsekwencji wizualnej – różne lampy, różne kosze na śmieci, nic do siebie nie pasuje, a mieszkańcy podśmiewają się cały czas z metalowo-betonowych leżaków, usytuowanych przy ruchliwym skrzyżowaniu nieopodal torowiska.

Te absurdy urbanistyczne kiedyś byłyby nie do pomyślenia. Dziś mamy wrażenie chaosu, natomiast w dawnej Chodzieży widać porządek i harmonię. A to one powodują, że czujemy się lepiej. Czym innym jest artystyczny nieład, a czymś zupełnie odmiennym – zwykły bajzel. Co ciekawe – inna była Chodzież przedwojenna, inna ta peerelowska, ale nie można było nigdy uciec od wrażenia, że było to miasto piękne, o lekko bajkowym rysie.

Na przykład w centrum mieliśmy kiedyś staw z łabędziami. Dziś zamiast wody w tym stawie są kamienie. Tęsknota za tamtą Chodzieżą to tęsknota za lepiej wymyśloną przestrzenią miejską, uwzględniającą też bliskość przyrody. Musimy bowiem pamiętać, że miasto wcina się klinem w krainę, którą nie bez powodu określa się mianem Szwajcarii Chodzieskiej.

 

BK: Jakie są reakcje mieszkańców na ten projekt?

KS: Nie ma dnia, by ktoś mnie nie zagadał na ulicy na temat Dawnej Chodzieży. Mamy bardzo duże, jak na lokalną stronę, zasięgi postów – po 12 tysięcy odsłon. Początkowo myślałem, że to będzie wąska grupa odbiorców. Tymczasem Dawną Chodzież subskrybują uczniowie szkół podstawowych i seniorzy po osiemdziesiątce, którzy chętnie korzystają z internetu. Publikacje przesiąkają ze świata online do offline. Stają się tematami rozmów i łagodnych sporów, bo czasem zadaję pytanie, które później angażuje ludzi do dyskusji. Na przykład, gdzie ich zdaniem stał fotograf, robiąc dane zdjęcie.

 

BK: Jakie komentarze, wspomnienia pojawiają się we wpisach pod zdjęciami?

KS: Mieszkańcy, dodając komentarze, korygują często informacje pod postami, uzupełniają, dodają szczegóły, angażując się w odtwarzanie faktów z przeszłości. Wymyśliłem nawet określenie na to zjawisko – „społecznościowe źródło historyczne” – bo wszystko to dzieje się za pośrednictwem mediów społecznościowych, a poza tym dyskusje dotyczą czasem spraw mało istotnych z punktu widzenia historyków, a ważnych ze względu na lokalną tożsamość.

 

fot. K. Belter

fot. K. Belter

Takim przykładem może być lodziarnia przy ul. Raczkowskiego. Nawet nie pamiętałem o jej istnieniu i myślę, że nie ma żadnych źródeł pisanych, które by taki fakt odnotowały dla potomnych. Pokazaliśmy kolorowane zdjęcie ulicy, a komuś przypomniało się, że w tym miejscu była lodziarnia państwa Serdeckich. Od razu odżyły smaki lodów i odezwała się istna cała rzesza łasuchów.

Innym przykładem jest sklep tekstylny „Tęcza”. Synonim świata mody lat Polski Ludowej. Pamiętam, że bywałem tam z mamą lub babcią, które szyły suknie z wykrojów niemieckiej „Burdy”. W sklepie zabijałem nudę, grzebiąc w guzikach.

To taki pozornie nieistotny fakt z dzieciństwa, a ktoś napisał w komentarzu pod zdjęciem sklepu, że robił dokładnie to samo. Być może te guziki były tak specjalnie wyłożone, może to był taki peerelowski kącik dziecięcy w sklepie dla pań? Takie niszowe, a jakże ważne wspomnienie.

Za rogiem „Tęczy” mieściła się piekarnia. Były tam zaledwie dwa rodzaje wypieków, a wspomnienia i zapach przetrwały przez pokolenia. I tak można iść od numeru do numeru domu, kolejnymi ulicami i wyciągać z zakamarków takie historie. Pozornie błahe, ale tworzące unikalny koloryt każdego miasteczka. Takie genius loci. I to chyba najważniejsza misja Dawnej Chodzieży.

 

BK: Co dalej?

KS: Chciałbym, żeby ten projekt funkcjonował długo, wyobrażam sobie, że mógłby zostać wtłoczony w jakieś struktury formalne, może właśnie muzeum, żeby stał się projektem publicznym. Chciałbym również, aby Dawna Chodzież stała się platformą do rozmów o Chodzieży przyszłości, bo tego też potrzebujemy.

Chciałbym także realizować badania, tworzyć narzędzia do wyszukiwania informacji, archiwizować publikacje, a przede wszystkim chciałbym zarażać innych pasją do regionalizmu. Ważnym krokiem będzie na pewno dalsze uwspółcześnianie przekazu. Korzystamy z technologii, która umożliwia ożywianie twarzy. Będę regularnie kręcił materiały wideo i z całą pewnością pokolorujemy wszystkie chodzieskie fotograficzne pamiątki.

 

Kamil Sobkowiak – przedsiębiorca, samorządowiec, społecznik, twórca projektu Dawna Chodzież.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
6
Świetne
Świetne
27
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
2
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
5