fot. Materiały prasowe

Muzyka bezcenna w Wielkopolsce #55

„Muzyka bezcenna w Wielkopolsce” to rekomendacje albumów z naszego regionu, których autorzy umożliwiają ich bezpłatne pobranie. W tym odcinku Dyson Sphere, Jakub Lemiszewski i Renmin Ribao.

DYSON SPHERE
Discovery
wydanie własne, 2016

Sfera Dysona to znana w fizyce i futurologii hipoteza mówiąca o konstrukcji, dzięki której możliwe byłoby pobieranie i magazynowanie energii z gwiazd. I choć jej budowa wymagałaby ogromnych środków i surowców, których ilości przy obecnym poziomie naszego rozwoju technologicznego nie jesteśmy w stanie pozyskać, to nie można wykluczyć, że w przyszłości będzie to wykonalne.

 

Ta co najmniej kosmiczna koncepcja kilka lat temu zainspirowała również czwórkę poznaniaków, którzy jednak zamiast pochylać głowy nad skomplikowanymi projektami rzeczonej sfery, zadarli je do góry, by z romantyzmem w oczach zerkać w stronę gwiazd, dając nam solidny kawał niezależnego space rocka.

Muzyka Marka Szmyta (gitara, wokal), Mariana Mazurowskiego (gitara), Mikołaja Andrzejewskiego (bas) i Marcina Haremzy (perkusja) to materia rozmarzona, choć jednocześnie bardzo intensywna, wirująca gdzieś pomiędzy niebieskimi sferami, post-rockiem, sceną shoegaze i psychodelicznymi tripami na kraniec kosmosu.

„Discovery” to EP-ka bardzo szczera i nie powielająca schematów. Jak podkreślali muzycy, powstała zupełnie organicznie podczas długich improwizacji, co może tłumaczyć jej czysto instrumentalny klimat, ogrom przestrzeni oraz kojące i minimalistyczne melodie konfrontujące się z momentami zupełnie niepokojącymi – nagłymi zrywami uwalniającymi ciężką, pulsującą energię.

A skoro już mowa o „instrumentalnym klimacie”, to ta podróż brzmiałaby chyba nawet lepiej, gdyby przebiegała bez przewodnika. Marek mógłby schować mikrofon do etui i popłynąć ze swoim wiosłem wraz z resztą kolegów, co dałoby nam już zupełną wolność w interpretacji „Odkrywania”.

Szkoda, że choć po jego premierze chłopaki obiecali album, to mija już szósty rok, a oni wciąż nie dotrzymują słowa.

 

JAKUB LEMISZEWSKI
2019
wydanie własne, 2019

Nie było jak dotąd takiej pozycji w dyskografii Kuby, której odsłuch nie wiązałaby się z większą bądź mniejszą przyjemnością. A im dalej zaszliśmy w las cyfrowej alternatywy, tym większy uśmiech wymaluje się nam na twarzy.

Jak słusznie już dawno zauważył Jakub Mihilewicz na łamach „Dwutygodnika”, Lemiszewski tworzy:

 

„muzykę taneczną dla pokolenia spędzającego czas przed ekranami, wychowanego na wielopiętrowej ironii i informacyjnym przeładowaniu”.

 

I choć właśnie rozpoczęliśmy kolejny rok, to dziś powracamy do albumu, który nagrał w 2019 roku, wydając go pod stosownym tytułem. I bynajmniej nie tylko dlatego, że od tamtego czasu nowych długograjów u Kuby brak, bo postanowił skupić się na koncertach, singlach i kolabach – choćby z opisywanym już na łamach cyklu Flexi Gengiem – ale z prostego faktu, że to chyba jeszcze bardziej zajmujący krążek niż „Bubblegum New Age”, z którym „Bezcenna” debiutowała.

Jeśli wtedy – jak pisałem – Kubuś postanowił „wspiąć się na wyżyny abstrakcji”, to właściwie trudno powiedzieć, co wydarzyło się na „2019”. Wiedzcie, że footwork, techno i vaporwave – wynalazki naszych splątanych czasów – podniósł tu do kwadratu, nie mówiąc o całej tej plądrofonii, jaką wyładował ten wielowymiarowy kalejdoskop.

A wszystko to okraszone historiami – o przeprowadzce z punktu A do punktu B („Świat zagadek”), jazzie na Łazarzu („M Ł WT RK ŁZ”), albumie cukiereczków z The Gentle People („Gentle Transit”) czy przytłoczeniu przez poczucie mocy („OBCCBO”). Coś z tego rozumiecie? Jeśli nie, to wiedzcie, że dalej nie będzie lepiej! I w tym cały Kuby urok…

 

RENMIN RIBAO
Rok Szczura
wydanie własne, 2022

Ubiegły rok był Rokiem Szczura. Jako że szczur – według mitologii chińskiej jeden z najsympatyczniejszych symboli zodiaku – jest pierwszym znakiem z dwunastu zwierząt cyklu kalendarza chińskiego, to jego rok uznaje się za czas początków, odnowień i rewitalizacji. Czy tak było w rzeczywistości? Bez względu na to, jaki był ubiegły rok dla każdego z nas z osobna, to dla milionów ludzi, naszych wschodnich sąsiadów, był czasem mrocznym, naznaczonym strachem, cierpieniem i śmiercią.

 

I choć „Rok szczura” poznańskiego zespołu Renmin Ribao zupełnie o tej inwazji nie traktuje – w końcu ukazał się zaledwie dwa tygodnie po wybuchu wojny – to jednak tkwi w nim mrok, który dla wielu z nas jest 2022 roku wręcz definicją.

Kapela – biorąca nazwę od tytułu największego dziennika wydawanego w Chińskiej Republice Ludowej – na swój sposób wieszczy zimę stulecia, czas głodu i chłodu, nie ukazując go jednak z lotu ptaka, lecz z perspektywy jednostki. Wnika w głąb jego pokiereszowanej psychiki, ale raczej bez odniesień do kontekstu, w jakim ta może być społecznie zamocowana.

Największą mocą twórczości tej czwórki – Wiktora Bullerta (gitara, bas), Aleksandra Szwajnocha (wokal, gitara), Kamila Konika (perkusja) i Jana Chmielewskiego (syntezatory) – jest gęstość, za sprawą której ich hybrydowa wizja post-punkowych i zimnofalowych brzmień jest tak niepokojąca. Gniewne gitary rzężą na tle lodowatych syntezatorów, mając w sobie ten charakterystyczny, jarociński drive.

I jeszcze ten wokal Aleksa – na granicy melorecytacji, bez dbania o akcenty…

Jeśli 2022 rok mógł nas zmęczyć, to „Rok szczura” jest tego bardzo trafną emanacją.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
2
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0