fot. Krystian Daszkowski

Narcyzm w pakiecie ze statusem i przywilejem

Piotr Pacześniak opowiada o tym, dlaczego na deski poznańskiego Teatru Polskiego postanowił przenieść powieść „Taśmy rodzinne” Maćka Marcisza. „W spektaklu silnie obecny jest wątek braku umiejętności komunikowania bólu w relacji z rodzicami ze strachu przed niezrozumieniem” – mówi reżyser.

Jakub Wojtaszczyk: Co przykuło twoją uwagę w „Taśmach rodzinnych” Maćka Marcisza?

Piotr Pacześniak: Na książkę trafiłem, kiedy szukałem odpowiedniego tematu dla Teatru Polskiego w Poznaniu. W lekturze znalazłem wiele bliskich mi aspektów, przede wszystkim status „dobrego dziecka z dobrego domu”. Podobne były też status ekonomiczny, ale i horyzont kulturowy, otrzymana edukacja, a także kręgi, w których od zawsze się poruszałem. Nie ma zbyt wielu książek, które mówiłyby o byciu od urodzenia częścią średniej klasy społecznej z dużego miasta.

 

 

Za granicą ten temat funkcjonuje, chociażby w nowo przetłumaczonej autobiograficznej książce Hervé Le Telliera, „Wszystkie szczęśliwe rodziny”.

Piotr Pacześniak, fot. Krystian Daszkowski

To, co było dla mnie równie ważne, to kontekst transformacji ustrojowej charakterystyczny w takiej formie tylko dla Polski. Jesteśmy kolejnym pokoleniem, które konsekwencji tej transformacji doświadcza. Przedstawiciele niższych klas społecznych to w pewnym sensie ofiary tych przemian. Maciek Marcisz poruszając temat „dobrych chłopców z dobrych domów”, pokazuje nową, równie potrzebną perspektywę.

 

JW: Skąd ta znikoma reprezentacja?

PP: Wynika z przeświadczenia, że nie mamy problemów, że mamy wszystko. Bardzo często rodzina jest w komplecie, mimo że rodzice powinni dawno się rozwieść; nie cierpieliśmy głodu, wręcz przeciwnie – co roku wyjeżdżaliśmy na zagraniczne wakacje. Mieliśmy to, czego dusza zapragnie: najlepsze szkoły, samochody, prace… Jednak powieść Marcisza i moja refleksja na ten temat były zbieżne – to wszystko fasada. Moje pokolenie ze statusem i przywilejem w pakiecie otrzymało zaburzenia narcystyczne, kompleks wielkości i ambicje, których rodzice nie zrealizowali we własnej młodości.

 

Paradoksalnie nie wynika to ze złej woli matki i ojca.

Chcą dla swoich dzieci jak najlepiej, ale tak naprawdę robią z nas swoje projekty. To dla nich oznacza miłość, bliskość, bycie dobrym rodzicem. Trudno tutaj wskazać winnego i ofiarę. Niejednoznaczność oceny była dla mnie interesująca z punktu widzenia podejścia teatralnego.

 

JW: Myślisz, że spełnienie przez dzieci wyobrażeń rodziców jest w ogóle możliwe?

Piotr Pacześniak, fot. Krystian Daszkowski

PP: Nawet jeżeli uda się nam zrealizować niektóre ambicje, jak kariera czy sukces finansowy, może pojawić się problem z poczuciem własnej wartości. Jeśli źródło, z którego je czerpiemy, znajduje się poza nami, w akceptacji rodziców, nie będziemy kochać samych siebie. Stąd prosta droga do terapii i brania leków. Brak akceptacji samych siebie sprawia, że będziemy się nienawidzić i krzywdzić, na przykład używkami. W tym sensie tych ambicji nie da się spełnić, bo cały czas będziemy szukać potwierdzenia, że jesteśmy dobrymi dziećmi.

 

JW: Według badań Fundacji Unaweza Martyny Wojciechowskiej, co trzecie dziecko w Polsce nie ma chęci do życia. Natomiast szacuje się, że aż 340 tys. młodych osób podjęło próbę samobójczą. Myślisz, że jednym z czynników są traumy pokoleniowe, o których mówisz?

PP: Tak. Mam wielu znajomych, którzy podjęli próby samobójcze. Chociaż to już punkt krańcowy. Zazwyczaj statusem społecznym, zakupami czy wakacjami osładzamy pustkę w sobie. Paradoksalnie też odnosimy sukces. Odebraliśmy bardzo dobrą edukację, mamy pomoc rodziców, znajomości…

 

Te sytuacje dokładają cegiełkę niejednoznaczności, bo przecież wszystko się udaje. Gdzie zatem leży problem?

Z poczuciem pustki i braku można długo funkcjonować, bo mimo wszystko jest wygodnie. Jest to jednak życie w fałszu i nieświadomości. Prędzej czy później będziemy musieli się z tymi emocjami zmierzyć. Skutki będą zależne od siły i czasu, kiedy konfrontacja nastąpi. Mogą pojawić się okaleczenia, depresja, zerwanie relacji z rodziną, a ostatecznością będą próby samobójcze. W spektaklu silnie obecny jest wątek braku umiejętności komunikowania bólu w relacji z rodzicami ze strachu przed niezrozumieniem. W pewnym momencie ojciec mówi do syna: „Przecież dałem ci wszystko! Można powiedzieć, że jesteś moją własnością”.

 

Co to znaczy „wszystko”? Czasami „wszystko” to za mało, bo brakuje bezwarunkowej miłości, która, jeśli komukolwiek się należy, to właśnie dzieciom.

Piotr Pacześniak, fot. Krystian Daszkowski

Każda późniejsza relacja, którą nawiązujemy w życiu, jest układem, kompromisem, bo stajemy naprzeciwko człowieka, którego nie znamy i jego integralność musimy uszanować. Dziecko jest w pełni uzależnione od rodziców i w tym sensie niewinne. Nie powinno musieć zabiegać o miłość.

 

JW: W jednym z wywiadów powiedziałeś, że miłość mylona jest z podziwem. Co to dla ciebie znaczy?

PP: Do wyjaśnienia, na czym polega ta pomyłka, służy książka „Dramat udanego dziecka” Alice Miller. Opisuje teorię wykształcania się „fałszywego ja”.

 

Nasi rodzice na okrągło utwierdzają nas w naszej wyjątkowości. Zaczynamy w to wierzyć. Po pewnym czasie jednak zauważamy, że to, jacy naprawdę jesteśmy, nie zgrywa się z tym, co nam się wmawia.

Wtedy rozpoczyna się proces próby desperackiego spełniania oczekiwań rodziców. Pytamy samych siebie: „Czy zasługuję na ich miłość?”. Odpowiadamy: „Tylko wtedy, kiedy spełniamy przekonania rodziców o naszej wyjątkowości”. Trudno tego dokonać, bo co to znaczy być wyjątkowym, wybitnym? Wówczas wykształcamy wspomniane „fałszywe ja”, czyli obraz złotego dziecka, który sprzedajemy rodzicom. Przemilczamy trudne fakty i nasze emocje mogące wpłynąć na zniekształcenie tego wyidealizowania. Lata mijają, a my żyjemy nie swoim życiem. Łakniemy podziwu, bo karmi on nasze „fałszywe ja”.

 

Rodzice nie kochają nas takimi, jakimi jesteśmy w całej okazałości, tylko to, co sobą reprezentujemy, jakie zadania i wymogi spełniamy.

Piotr Pacześniak, fot. Krystian Daszkowski

Niekoniecznie musi być to nieszczere, oni tak pojmują miłość rodzicielską. Trudno poruszać ten temat bez wzajemnych oskarżeń, które nas tylko fortyfikują na swoich pozycjach.

 

JW: Co zatem przed rodzicami ukrywa Marcin Małys, główny bohater twojego spektaklu?

PP: W powieści, jak i jej adaptacji, dochodzi kluczowy element, o którym jeszcze nie powiedzieliśmy, a mianowicie, że Marcin jest ofiarą przemocy domowej. Jej źródłem był ojciec. Natomiast matka budowała w synu poczucie wyjątkowości. Bohater ze strachu przed tatą uciekał w objęcia mamy. Z kolei ona nasączała go trucizną potencjalnej wielkości. Wielkości, którą można osiągnąć ciężką pracą i poświęceniem. To ta sama bajka sprzedawana naszym rodzicom w czasach transformacji ustrojowej.

 

Istotny jest też temat orientacji seksualnej. Marcin jest gejem, o czym wszyscy wiedzą, ale rozmowa na temat jego orientacji nigdy się nie odbyła.

To, co ukrywamy, sprowadza się do takich właśnie pęknięć na pięknej strukturze rodziny; do tych słabości, wątpliwości, wreszcie do ukrywania przed rodzicami faktu, że jesteśmy przeciętni. Nie ma w nas nic, co wyróżniałoby nas od innych. Tymczasem przeciętność nie jest niczym złym. Tak jak w rodzinie, tak w świecie sztuki pojawia się presja sukcesu. Świat sztuki, mimo tego, co deklaruje, funkcjonuje w sposób mocno kapitalistyczny, jeśli chodzi o budowanie swojego statusu, kariery. Boimy się przeciętności, ukrywamy ją przed samymi sobą. Przyznanie się do niej jest równoznaczne z odpuszczeniem walki. To problem pokoleniowy.

 

JW: Powiedziałeś, że ojciec traktuje syna jak swoją własność. Czy przemoc domowa jest ceną, którą  za luksus płaci pokolenie wychowane po transformacji, reprezentowane przez Marcina i jego siostrę?

PP: Można tak powiedzieć. Może być też na odwrót – życie w luksusie jest formą wynagradzania za tę przemoc. To są zdarzenia połączone. Tym bardziej, że rodzina Marcina ma wyjątkowo wysoki status materialny. Wygoda życia pozwala ukrywać to, co niepożądane. Przemoc w rodzinie nie jest czymś integralnym z niższymi warstwami klasowymi. Pojawia się w willach na Mokotowie, tyle tylko, że mało kto o niej mówi.

 

Piotr Pacześniak, fot. Krystian Daszkowski

JW: To, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, przenosisz do galerii sztuki, w którą przekształcasz Malarnię Teatru Polskiego. Dlaczego przestrzeń wystawiennicza była tak istotna?

PP: Wybór był podyktowany treścią książki. Marcin jest artystą sztuk wizualnych. Intuicyjnie potraktowałem tę przestrzeń jako oczywistość. Ale, jeśli już ją się powołuje, należy liczyć się z generowaniem znaczeń.

 

Istotny jest powód, dla którego główny bohater zajął się sztukami wizualnymi.

Z powieści dowiadujemy się, że po prostu nie był dobry w innej dziedzinie. Bardzo osobista sztuka pozwala dzieciom z uprzywilejowanych domów znaleźć przestrzeń wolności. To miejsce, w którym mogą się realizować, szukać i przetwarzać siebie. Pomijam fakt tego, czy dzieła Marcina w ogóle są jakościowo dobre… Sztuka ma też drugą, ciemną stronę. Środowisko artystyczne doskonale wypełnia rolę rodzica, czyli dostarczyciela podziwu. Jesteśmy od tych pochwał uzależnieni, bo te ze strony rodziców już nie są wystarczające. Sztuka pozwala nam tego narkotyku szukać. W tym sensie widzę dwuznaczność sztuki – jest to przestrzeń wolności i równocześnie unieruchomienia w patologicznych relacjach domowych.

 

Teatr jest w tej kwestii wyjątkowy. Odbiór spektaklu zależy od indywidualnej opinii widza, krytyka, dyrektorów, aktorów, znajomych…

Tak naprawdę bardzo trudno jest uzyskać przekonanie, że to, co się robi, jest dobre. Dlatego sztuka to być może odpowiednia platforma do rozpoczęcia dyskusji na temat traum przekazywanych w domach klasy średniej; w wielu aspektach może okazać się skuteczniejsza od badań społecznych czy analiz socjologicznych.

 

Piotr Pacześniak – student IV roku na Wydziale Reżyserii Dramatu krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych. Studiował historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Ruchu Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza. Debiutował jako reżyser spektaklem „Ludowa historia Polski” na podstawie książki Adama Leszczyńskiego (Teatr Nowy im. K. Dejmka w Łodzi, Festiwal Łódź 4 Kultur). Scenariusz przedstawienia publikowany był w „Dialogu”. Reżyser i dramaturg spektaklu „Taśmy rodzinne” w Teatrze Polskim w Poznaniu. Dramaturg spektaklu „Smoleńsk Late Night Show” (Teatr Nowy im. K. Dejmka w Łodzi). Asystent reżyserki Katarzyny Kalwat oraz kompozytora Wojciecha Blecharza przy projektach „Staff Only” (Biennale Warszawa, TR Warszawa) „Choreografie domowe” (Volksbuehne, CSW, TR Warszawa) i „Powrót do Reims” (Boska Komedia, Nowy Teatr w Warszawie). Drugi dramaturg przy spektaklu „Los Endemoniados. Biesy” w reż. Marcina Wierzchowskiego (Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu). Laureat wyróżnienia ZAIKS na 11. Forum Młodej Reżyserii za reżyserię spektaklu „Kiedykolwiek dane”.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
4
Świetne
Świetne
6
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0