Niezwykły portret Ewy Wycichowskiej
Opublikowano:
31 października 2018
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Zachłanność i szczodrość – te cechy zazwyczaj nie idą w parze. Ale kiedy pojawią się w duecie i przyświeca im wyższy cel – mogą dać niesamowite efekty. Czytając książkę „Istnienie grać. Portret Ewy Wycichowskiej”, możemy zobaczyć, jak bardzo rozwinęły taniec w Polsce.
Kto nie słyszał o Ewie Wycichowskiej? Wybitna tancerka, choreograf, dyrektor Polskiego Teatru Tańca – te funkcje jednym tchem potrafi wymienić każdy zainteresowany kulturą, nie tylko z Poznania i okolic. Jednak gdy damy porwać się opowieści, którą w książce „Istnienie grać…” prowadzi Jagoda Ignaczak, już od pierwszych stron zapominamy o tych oficjalnych rolach. Widzimy człowieka, dla którego taniec był i jest całym życiem.
HOJNOŚĆ BEZ GRANIC
Czytając tę biografię, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że przeplatają się w niej dwie cechy: zachłanność i szczodrość. Wydawałoby się, że ta pierwsza jest cechą negatywną – nie w tym przypadku.
Spójrzmy chociażby na ten moment, gdy Ewa Wycichowska odkryła taniec współczesny, co się wydarzyło dalej? Po prostu rzuciła się w jego wir – starania o wyjazdy, stypendia, warsztaty, o nieustającą naukę.
Pierwsze stypendium odbyła w połowie lat 70. – pracowała już w Teatrze Wielkim w Łodzi, kiedy udało jej się pojechać do Paryża na kurs modern prowadzony przez Yuriko, solistkę Marthy Graham. Pobyt tam wykorzystała najpełniej, jak mogła, chodziła na zajęcia do wszystkich, od których można było się czegoś nauczyć, np. na lekcje do Rolanda Petita.
Jednak po powrocie Ewa Wycichowska nie zamknęła się w czterech ścianach studia, by tworzyć w samotni, nie wykorzystała tych doświadczeń do budowania wyłącznie solowej kariery i sławy własnej, ale do… rozwoju tanecznej społeczności.
Ta szczodrość w dzieleniu się wiedzą wzbudza we mnie podziw. Bo kto dziś po powrocie z zagranicznego stypendium domaga się reformy programu nauczania? Ewa Wycichowska, z certyfikatem kursu modern, poprowadziła w Ogólnokształcącej Szkole Baletowej w Łodzi lekcje tańca współczesnego, a rezultaty tego treningu zaprezentowała potem m.in. podczas obrony pracy dyplomowej na wydziale Wychowania Muzycznego Akademii Muzycznej w Warszawie.
Wyjazdy, rozwój zawodowy, nie miały spowodować rozwoju kariery Ewy Wycichowskiej, ale – jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi – rozwój polskiego tańca. Ta postawa jest charakterystyczna dla twórców czasu PRL-u: tak jak przewoziło się przez granice niedostępne w Polsce książki, płyty, by puszczać je na prywatkach, pożyczać znajomym, tak Ewa Wycichowska przenosiła (i to dosłownie na własnym ciele) nieznany u nas taniec współczesny.
ZŁAPAĆ CHWILĘ
Książka Jagody Ignaczak pełna jest barwnych scen z życia, pracy i podróży Ewy Wycichowskiej, pokazuje starania, by wpisać polski taniec w światowy obieg. Mamy też analizy stylu choreograficzno-inscenizacyjnego Wycichowskiej, który – ku mojemu odkryciu – czerpał ze stylu reżysera teatralnego Adama Hanuszkiewicza; porównanie ich prac mogłoby być tematem pracy naukowej. Mamy też w tej książce wątki z życia prywatnego, w których nie unika się bolesnych spraw.
Ale po zamknięciu książki najsilniej zostało we mnie zderzenie z prawdą „wiem, że nic nie wiem”. Wydawało mi się bowiem, że znam twórczość Ewy Wycichowskiej: oglądałam jej spektakle, czytałam rozmowy, byłam jej studentką na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina, przyjeżdżałam na festiwal Dancing Poznań. Ale dopiero czytając „Istnienie grać…”, zrozumiałam, że nie mam tego najważniejszego doświadczenia.
Ewa Wycichowska skończyła tańczyć, kiedy ja miałam 10 lat – nie widziałam więc na scenie żadnej z jej legendarnych ról: nie widziałam jej w „Gajane”, po której widzowie założyli jej fanklub, nie widziałam w „Ognistym ptaku”, „Giselle”, „Medei”, „Coppélii” czy nawet w „Carmen”. I nie zobaczę.
Kariera tancerza jest krótka, upływ czasu – nieubłagany. Gdy tancerz rozmija się z widzem o pokolenie – mija się tak naprawdę o całą karierę.
Tym bardziej cieszy mnie, że Jagoda Ignaczak – osoba, która przez tyle lat obserwowała pracę Ewy Wycichowskiej, współtworzyła z nią Polski Teatr Tańca, zdecydowała się opisać to wszystko i dać mi, i innym czytelnikom, namiastkę tych doświadczeń.
Mam nadzieję, że książka „Istnienie grać. Portret Ewy Wycichowskiej” zainspiruje piszących do kolejnych portretów artystów tańca – zarówno tych, którzy zajmują już ważne miejsce w historii naszej kultury, jak i tych, którzy właśnie dziś próbują je znaleźć.
Przesuwam więc książki na mojej tanecznej półce i znajduję dla Jagody Ignaczak i Ewy Wycichowskiej wyjątkowe miejsce.
CZYTAJ TAKŻE: Taniec – energia, która karmi. Rozmowa z Ewą Wycichowską
CZYTAJ TAKŻE: Nigdy więcej łez. Recenzja „No More Tears”
SŁUCHAJ TAKŻE: Zamieniam się w słuch: Jagoda Ignaczak