fot. materiały prasowe

Opowiedzieć powstanie

Od niedawna 27 grudnia znajduje się w kalendarzu świąt narodowych jako Dzień Zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego.

W sto lat po wydarzeniach mających istotne znaczenie dla historii Polski powstanie wielkopolskie zyskało odpowiednią rangę. Wciąż jednak najbardziej rozpoznawalne jest poprzez inscenizowany od lat przyjazd do Poznania Ignacego Paderewskiego. Tego rodzaju obrazy – znaki mają znaczenie, odgrywają swoją rolę. Są emblematami pozwalającymi skupić się na nich pamięci zbiorowej. Ta zaś w Poznaniu żywa była stale.

Niepamięć o powstaniu

Jednak na gruncie pamięci szerszej, obejmującej całość tego, co jako społeczeństwo polskie pamiętamy, powstanie nie zajmowało szczególnego miejsca. Tymczasem oficjalna nazwa tego święta sygnalizuje niebagatelną wagę zdarzenia. Oto jest powstanie wielkopolskie jednym z nielicznych zwycięskich zrywów w czasie ostatnich dwustu lat.

 

Wiele uwagi badaczy i zwykłych amatorów historii przyciągały powstania heroiczne i straceńcze. Z powodu swojego sukcesu być może to wielkopolskie nie wydawało się interesujące. Sukces okazał się tak oczywisty, że nudny. Brak w nim było żaru, brawury, za to dużo kalkulacji, organizacji i planowania.

Jego odbiór i miejsce w pamięci pokazuje zapewne schemat naszego myślenia o polskiej historii, w którym znacznie wyżej ceni się emocje niż rozum. Obecne miejsce w kalendarzu świąt narodowych może zaś sygnalizować chęć zmiany kształtu tej pamięci, by oddać co należne długotrwałemu, a przez to mało spektakularnemu, wysiłkowi tych wszystkich, którzy do sukcesu wielkopolskiego zrywu się przyłożyli.

Pamięć o jakichkolwiek wydarzeniach nie trwa i nie jest budowana poprzez opracowania naukowe, choć one odgrywają ważną rolę jako pewien punkt odniesienia. Historia trwa jako opowieści, przekazywane w rodzinie, grupie, a wreszcie – we współczesności to podstawowe – w tekstach kultury. Literatura, film, serial – one pozwalają stawać się pewnym zdarzeniom powszechnie znanymi i godnymi pamiętania. Swoboda operowania materiałem historycznym właściwa dla tego rodzaju tekstów może irytować historyków i purystów, pozwala jednak równocześnie przeszłość udramatyzować i przyciągnąć uwagę odbiorcy.

 

Pod koniec lat siedemdziesiątych TVP zrealizowała serial traktujący o wielkopolskim długim marszu do niepodległości. Akcja obejmuje ponad pół wieku żmudnej pracy wielu ludzi, w Wielkopolsce doskonale znanych – Karola Marcinkowskiego, ks. Piotra Wawrzyniaka, Macieja Mielżyńskiego, Hipolita Cegielskiego, Karola Libelta i wielu jeszcze innych postaci uporczywie dążących do zachowania tożsamości kulturowej Wielkopolan.

Serial ten, choć interesujący, sprawnie zrealizowany i obsadzony wybitnymi aktorami, nie zyskał popularności dorównującej innym w tym czasie realizowanym produkcjom, chyba ze względu na brak dynamiki. To jednakże jest droga, by powstanie stało się bardziej rozpoznawalne, a idea, dzięki której odniosło sukces, przeradzała się we wspólną własność. I podjęto od tego czasu sporo prób uczynienia powstańczej historii atrakcyjnym tematem.

Nie odniosła większego sukcesu „Hiszpanka” Łukasza Barczyka, chociaż doceniano wizualny kształt filmu. Z okazji setnej rocznicy wielkopolskiego zrywu ukazała się powieść Piotra Bojarskiego „Cwaniaki” i komiks „Dziś powstanie” Witolda Tkaczyka i Tomasza Tomaszewskiego, dwa lata temu Radosław Nawrot wydał „Szachownicę”, powieść kryminalną w realiach końca pierwszej wojny i powstania.

Powstanie wielobarwne

Opublikowane w końcówce zeszłego roku przez wydawnictwo Rebis „Powstanie” Jerzego Altera zdaje się iść tym tropem. Ma to być wedle podtytułu „Wielobarwna panorama Wielkopolski czasów Powstania”. Czegoś takiego bardzo potrzeba.

Powstanie Wielkopolskie, ani żadne wydarzenie, nie zjawia się znikąd. Wyrasta na gruncie innych działań, licznych podejmowanych aktywności, planów, kalkulacji. Sam zbrojny zryw – w tym wypadku skupiający uwagę – jest tylko zwieńczeniem całego ciągu okoliczności. Jego zaś prominentni i pamiętani później najlepiej dowódcy, przywódcy, bohaterowie, to tylko drobny ułamek wszystkich zaangażowanych w działania. A to wysiłek tych właśnie bezimiennych umożliwia rozbłysk sławy nielicznym.

 

materiały prasowe

materiały prasowe

Historia oglądana z wielu perspektyw pokazuje też swoją złożoność. Nie pozwala sprowadzić się do prostego rozdziału win i zasług, czerni i bieli. Ukazuje swoje różne poziomy i ich wzajemne zależności.

Wojny to nie tylko czyny zbrojne, śmierć i trud żołnierzy. To także cywile pozostali na tyłach frontu, nasłuchujący jego odgłosów: zbliża się? oddala? To rodziny czekające na bliskich nawet długo po zakończeniu działań wojskowych – w żałobie i z nadzieją jednocześnie. To gospodarka, zasoby, które muszą być dzielone pomiędzy wszystkich. To po prostu zwyczajne życie toczące się bez względu na okoliczności.

I tego chyba potrzeba: odejścia od militarnego obrazu historii, odnotowywania dat kolejnych bitew, rozejmów, w stronę nakreślenia wielobarwnego portretu czasu. Czasu, w którym obok polityki czynne były inne procesy. To może zbliżyć nas do momentu, by spojrzeć na przeszłość inaczej niż poprzez pryzmat działań grup rekonstrukcyjnych odgrywających potyczki swoich z wrogami. Z perspektywy choćby możliwych rekonstrukcji życia codziennego, wywiedzionych ze wspomnień i dzienników, uświadamiających skomplikowanie realnych ludzkich relacji, wyłamujących się z prostoty politycznych manifestów.

 

Czym jest zatem wielobarwność czasów powstania w ujęciu Jerzego Altera? Czy spełnia któreś z wyrażonych powyżej oczekiwań?

Na ponad trzystu stronach, w trzydziestu dwóch rozdziałach, spotykamy się z wieloma postaciami. Tymi znanymi z podręczników, jak Józef Piłsudski czy Wojciech Korfanty, tymi mało znanymi, jak Filippina Hersowa, albo zupełnie anonimowymi (może będącymi wytworami wyobraźni autora), jak Sabina i Lucyna. Czytamy o wizycie Witkacego w Wielkopolsce i dyskusjach na temat przyszłej niepodległości, o głodzie wojennym, o hiszpance zbierającej swoje żniwo wśród mieszkańców Poznania. Czytamy o czekaniu na mężów, synów i wnuków. O udziale Armii Wielkopolskiej w obronie Lwowa.

Wydawałoby się, że jest to faktycznie fresk historyczny pokazujący zarówno kulisy politycznych pertraktacji, jak i pomniejsze zdarzenia rozgrywające się na powstańczym froncie oraz codzienność Wielkopolan i Wielkopolanek i ich hart ducha.

 

Całość niestety na taką zapowiadaną panoramę się nie składa.

Oś czasu stanowi jedyny w zasadzie łącznik kolejnych rozdziałów. W kilku przypadkach postacie powracają wprawdzie, jednak bez znaczenia to jest dla całości. Można wyobrazić sobie taką narrację, w której otrzymujemy epizody autonomiczne, ale jednak na planie ogólnym układające się w całość – tu trudno coś takiego dostrzec. Owa wspomniana oś czasu to za mało, by nadać wszystkiemu sens. Przypomina to bardziej nić z nanizanymi na nią koralikami zdarzeń. Celem narracji historycznej i literackiej jest uczynienie zrozumiałymi wzajemnych związków takich cząstek, zinterpretowanie ich jako znaczących w szerszym planie.

Inną rzeczą jest fabularyzacja. Siłą literackich wersji historii jest (powinno być) autorskie prawo do wyjścia poza suche fakty i wypełnienie ich emocjami, udramatyzowanie, pokazanie jako starcia charakterów, przekonań. Jerzy Alter wydaje się niezdecydowany, w którą stronę zmierzać. Pewne rozdziały to opowiadania o perypetiach ich bohaterów, inne to małe wypiski z podręczników historii poprzetykane mechanicznie jakby fabularnymi wtrętami.

 

W obu przypadkach efekt jest ten sam: opowieść nie angażuje, postacie są papierowe, a ich dramaty – chociaż znaczące – nie wychodzą w opowieści poza słuszne banały.

Tam zaś, gdzie autor popada w wykładowy ton, nie jest w stanie uniknąć retorycznych pytań i sentencji uwypuklających morał opowieści. Całość zaś utrzymana jest – choć widać starania o zniuansowanie obrazu – w tradycyjnym schemacie powieści o złych Niemcach i dobrych Polakach.

Jeśli więc szukać wielobarwnej panoramy czasów powstania, to nie tutaj. Jest ona potrzebna i widać wysiłki Jerzego Altera, by coś takiego nakreślić. Pisanie poprzedzić musiały szerokie studia – jak można przeczytać na skrzydełkach książki, jest Alter pasjonatem dziejów i kultury Wielkopolski. To jednak nie wystarczyło.

Ale, sentencjonalnie rzecz ujmując, jeśli spaść, to z wysokiego konia. Być może „Powstanie” okaże się może odskocznią do innej, bardziej udanej próby. Pierwszy, najtrudniejszy zawsze, krok został zrobiony. Sam autor, jak wynika z informacji na końcu książki, przygotowuje powieść „Saga Wielkopolska” dotyczącą dziejów Wielkopolski lat 1870–1920.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0