fot. z archiwum rodzinnego - Jan Jęczkowski z żoną Gabrielą i synami Janem, Jerzym i Tadeuszem

Pij i tankuj u Jęczkowskiego!

W międzywojennych Szamotułach dużą rolę w życiu miasta odgrywali kupcy. Ludzie niejednokrotnie mający za sobą przeszłość wojenną, ale też solidne wykształcenie i zmysł do interesów. Jeszcze w czasach zaborów powstał związek skupiający tych, którzy trudnili się handlem. W 1935 roku organizacja ta, nosząca miano Zrzeszenia Kupców, obchodziła jubileusz 25-lecia, na który przybyły delegacje m.in. ze Środy, Wągrowca czy Międzychodu.

O tym wydarzeniu Gazeta Szamotulska pisała:

 

„po uroczystem nabożeństwie odbyło się śniadanie w Złotej Sali hotelu Eldorado, gdzie suty i świetny bufet zaspokoił najdelikatniejsze podniebienie smakosza”.

 

I dalej donosiła, że w zebraniu jubileuszowym wzięli udział przedstawiciele miejscowych władz, ziemiaństwa i goście. Wśród nich byli m.in. prezes Związku Towarzystw Kupieckich w Poznaniu radca T. Otmianowski oraz poseł na Sejm B. Sikorski, który w parlamencie reprezentował stan kupiecki.

 

Mocno zniszczony egzemplarz Gazety Szamotulskiej z listopada 1935, zdjęcie z okazji 25 lecia Zrzeszenia Kupców, fot. Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

Mocno zniszczony egzemplarz Gazety Szamotulskiej z listopada 1935, zdjęcie z okazji 25 lecia Zrzeszenia Kupców, fot. Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

Zebranie prowadził prezes zrzeszenia szamotulskiego Jan Jęczkowski – bohater dzisiejszej opowieści.

Jan, urodzony w Popówku koło Szamotuł w 1890 roku, brał udział w Wielkiej  Wojnie, a po powrocie z frontu osiadł w Poznaniu, gdzie prowadził drogerię na Górnej Wildzie. W połowie lat 20. ubiegłego wieku zaczął jednak myśleć o przeprowadzce do Szamotuł – w „Gazecie Szamotulskiej” ukazało się ogłoszenie, że szuka mieszkania dwu- lub trzypokojowego z kuchnią „za dobrem wynagrodzeniem”.

Fabryka wody selterskiej

Najprawdopodobniej sprowadził się do Szamotuł pod koniec lat 20., bo w 1929 roku przejął przedsiębiorstwo od Bonawentury Pawłowskiego mieszczące się przy placu Sienkiewicza nr 1. Była to fabryka wody selterskiej założona w 1879 roku przez Niemca Juliusa Weigelta przy Kirchplatz 1.

Julius Weigelt wyjechał z Szamotuł w 1922 roku, sprzedając fabrykę Pawłowskiemu, a ten siedem lat później Jęczkowskiemu. Po niedługim czasie firma otrzymała nowy adres – Rynek 28 (obecnie nr 35).

 

Kamienica nr 35 na szamotulskim rynku, obecnie, fot. Monika Romanowska-Pietrzak

Kamienica nr 35 na szamotulskim rynku, obecnie, fot. Monika Romanowska-Pietrzak

Woda selterska była bardzo popularnym – na przełomie XIX i XX wieku – napojem pochodzącym z miejscowości Nieder-Selters z okręgu Limburg w Hesji. Do destylowanej wody dodawano cząstki naturalnej mineralnej wody ze źródeł selterskich oraz kwas węglowy i sól kuchenną. Woda ta była reklamowana jako najlepszy napój gaszący pragnienie. Co więcej, serwowano ją w niemieckim wojsku i marynarce, uważając, że jest bardzo zdrowa.

 

Z ogłoszeń dowiadujemy się, że przedsiębiorstwo zaopatrywało miejscowe restauracje w piwa Krotoszyńskie, Okocim, Grodziskie czy z browarów Kobylepole i Koteckich w Gnieźnie, będąc przedstawicielem tych  firm w Szamotułach i okolicy i sprzedając towar hurtowo. W asortymencie były też wody mineralne, a z czasem pojawiły się lemoniady.

 

Reklama w Gazecie Szamotulskiej

Reklama w Gazecie Szamotulskiej

Jęczkowski dbał o interes i wiedział, że podstawą jest dobra reklama.

W 1934 w mieście zorganizowano  Tydzień Propagandy Przemysłu Polskiego. Zrzeszenie Kupców z prezesem Jęczkowskim ustaliło, że obchody trwać będą od poniedziałku 26 listopada do niedzieli 2 grudnia. Handlowcy mieli udekorować okna wystawowe towarami krajowymi. Planowano na zakończenie uroczysty pochód przez miasto i wyświetlenie filmu promującego polski przemysł i kupiectwo.

 

W „Słowie Ziemi Szamotulskiej” odnajdujemy relację odnoszącą się do firmy Jana Jęczkowskiego:

Ogłoszenie w Gazecie Szamotulskiej

Ogłoszenie w Gazecie Szamotulskiej

 

„udekorowane okna beczkami od piwa, butelkami różnorakiej wielkości, reklamami Okocima, Grodziskiego, Krotoszyńskiego. A z piramidki, dyskretnie ukrytej pod stosami mchu i ułamkami skał, wytryska prawdziwe klasztorne Koteckich, dla karmiących matek i niedokrwistych. Piwo lśni w blasku lampy elektrycznej, szumi, burzy się… aż ślinka do ust ucieka”.

 

W 1939 roku  przedsiębiorstwo zostało unowocześnione –  zamontowano zmechanizowane myjnie butelek oraz aparaty zmechanizowanej, wspomaganej pneumatycznie linii przygotowania i butelkowania napojów.

 

Syn Jana Jęczkowskiego, również  Jan, opowiadał:

 

„Od najmłodszych lat Tato wciągał nas do pomocy w działalności przedsiębiorstwa. Zaczynaliśmy jako chłopcy od naklejania nalepek i uzbrajania w zamknięcia butelek razem z naszymi kolegami. W nagrodę opijaliśmy się bez ograniczeń znakomitymi oranżadami, aż nam nosami kipiało”.

Z tych wspomnień wyłania się obraz człowieka niezwykle przedsiębiorczego, z pasją działającego społecznika, dla którego ważne były rzetelna praca, dobro klientów i współpracowników oraz miasta.

 

Smykałka do interesów

I rzeczywiście smykałki do interesów odmówić Jęczkowskiemu nie sposób. W drugiej połowie lat 30. XX wieku oprócz prowadzenia firmy, która miała już ustaloną renomę, podjął się nowych wyzwań.

 

  Stacja benzynowa na szamotulskim rynku - dystrybutor obsługuje Jan Jęczkowski, fot. Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

Stacja benzynowa na szamotulskim rynku – dystrybutor obsługuje Jan Jęczkowski, fot. Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

W miesięczniku „Samochód. Motocykl. Samolot” z września 1938 roku można przeczytać, że we wspomnianym czasie w Polsce było zarejestrowanych ponad 50 tysięcy pojazdów mechanicznych i choć polskie drogi były w nie najlepszym stanie, a ceny paliwa w stosunku do zarobków nie najniższe, to wciąż rosła liczba tych, którzy stawali się właścicielami samochodów.

Podobnie było i w Szamotułach, gdzie powstały firmy oferujące usługi  „dorożki samochodowej” i gdzie coraz więcej było posiadaczy aut – nie dziwi więc fakt, że co jakiś czas organizowano kursy samochodowo-motocyklowe i że był tu podatny grunt, aby założyć stację benzynową.

 

Być może te względy zadecydowały o tym, że Jan Jęczkowski zainteresował się przemysłem naftowym.

Tym bardziej że obok benzyny pożądanym produktem była również nafta, którą w okresie międzywojennym wykorzystywano do oświetlania mieszkań czy wozów konnych. Sprzedawano ją w drogeriach czy sklepach kolonialnych w bańkach.

Beczkowóz do nafty, fot. Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

Beczkowóz do nafty, fot. Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

Stąd też w drugiej połowie lat 30., w sąsiedztwie stacji kolejowej, Jęczkowski wybudował podziemny zbiornik, uzupełniany przez cysternę kolejową oraz  zakupił specjalny beczkowóz, którym mógł rozwozić naftę.

Na jednej z fotografii widoczny jest on z napisem „Vacuum Oil Comp. SA” –  to amerykańska firma, która powstała w latach 60. XIX wieku i obsługiwała również rynki europejskie. Ponadto uruchomił na Rynku, w pobliżu domu, gdzie mieszkał, stację benzynową. Na fotografii widoczny jest dystrybutor obsługiwany ręcznie.

W marcu 1939 roku otworzył też  przedsiębiorstwo  transportowe. Jego syn wspominał:

 

„ojciec zapraszał mnie i brata do rozładowywania wagonów z węglem tak, aby przyspieszyć rozładunek i uniknąć kar za wydłużony postój wagonów, które czasem gromadnie przysyłano ze Śląska”.

 

Praca u podstaw

Jan Jęczkowski to przykład świadomego obywatela, Wielkopolanina, który pracę traktował jak służbę i tak też wychowywał swoje dzieci. Jego syn Jan stwierdzał:

 

Wóz firmy dowozowej Jana Jęczkowskiego na szamotulskim rynku, rok 1939, fot. z archiwum Stefanii Jęczkowskiej

Wóz firmy dowozowej Jana Jęczkowskiego na szamotulskim rynku, rok 1939, fot. z archiwum Stefanii Jęczkowskiej

„To były doświadczenia i nauka zbiorowej pracy i odpowiedzialności, z których później korzystałem w mojej pracy w stoczni, a brat Tadziu na budowach”.

 

Ale czy taka postawa może dziwić? Wyrósł w rodzinie o tradycjach nauczycielskich. Jego dziadek Walenty uczył w Brodach koło Lwówka, a ojciec Edward przez  46 lat kierował szkołą w Popówku. Kiedy zmarł,  w prasie zamieszczono obszerną notatkę, w której czytamy:

 

„Edward urodzony 13 października 1856 pracował bez przerwy od 1878 aż do śmierci w 1923 roku w Popówku. […] Z domu rodzicielskiego wyniósł wielkie umiłowanie wszystkiego, co polskie. Ukończył seminarium nauczycielskie w Poznaniu. Z żoną Józefą z Pajgów [powinno być Feigów – MRP] mieli siedmioro dzieci, z których troje przedwcześnie zmarło. Edward wychował kilka pokoleń w Popówku, ucząc w miarę możności po polsku. W 1901 roku władze prowadziły śledztwo, zarzucając mu głosowanie w wyborach do sejmu na polskiego kandydata. Inspektor szkolny raportował do regencji w Poznaniu, że Jęczkowskiemu pod względem politycznym nie można ufać, bo popiera i głos swój oddaje na Polaków. W efekcie doświadczał szykan i prześladowania ze strony władz. […] Dzieci własne wychował w karności i bojaźni Bożej”.

 

Jan realizował to, co zaszczepił mu ojciec. Poza pracą zawodową udzielał się w życiu miasta – należał do miejscowego Bractwa Kurkowego oraz chóru Lutnia.

 

Jan Jęczkowski (siedzi piąty od lewej) z członkami Chóru „Lutnia”, Szamotuły, lata 60, fot. Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

Jan Jęczkowski (siedzi piąty od lewej) z członkami Chóru „Lutnia”, Szamotuły, lata 60, fot. Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

Po II wojnie został prezesem Lutni, a później jej prezesem honorowym.

Jako przedsiębiorca wspomagał uboższych, wielokrotnie ofiarując znaczne sumy na walkę z bezrobociem. Wsparł finansowo również budowę ochronki przy ul Staszica. Był niezwykle aktywny jako prezes Zrzeszenia Kupców. Przygotowywał wykłady i referaty na temat kupiectwa i polskiego przemysłu, organizował wyjazdy dla szamotulskich handlowców, ale też zabiegał o ich interesy.  

Kiedy przeniesiono do Pniew hurtownię wyrobów spirytusowych, prowadził rozmowy  z przedstawicielem Dyrekcji Monopolów Państwowych, w których naświetlał problemy, z jakimi borykali się w związku z tym szamotulscy kupcy i restauratorzy i starał się o jej  przywrócenie w Szamotułach.

 

Ten drobny, niezbyt wysoki mężczyzna żonaty był  z o 10 lat młodszą Gabrielą, z którą miał czterech synów: Jana, Jerzego, Bogusia (zmarł, mając zaledwie 4 miesiące) i Tadeusza. Dzieci nauczył, jak pracować, zapewnił im również wyższe wykształcenie. Niewątpliwie był człowiekiem, który nie bał się nowych wyzwań i pewnie – gdyby nie  wybuch II  wojny – zrealizowałby ich jeszcze więcej.

 

Kiedy we wrześniu 1939 roku Niemcy zajęli Szamotuły, Jęczkowski stracił to, co było sensem jego życia, a jego dobrze prosperujące interesy przejął Niemiec.

Jan, wraz z innymi szamotulanami, najpierw trafił do więzienia  we Wronkach, gdzie był trzymany prawie miesiąc, a wkrótce jego i rodzinę wysiedlono do Generalnej Guberni. Trafili do Włoszczowej, m.in. razem z szamotulskimi kupcami Sobiakami i Krygierami. Szczęśliwie udało im się przetrwać wojnę i wrócić do Szamotuł.

 

Ale to już była inna rzeczywistość i choć Jan był wciąż bardzo aktywny, to nie mogło być mowy o byciu prywatnym przedsiębiorcą. Mimo to zawodowo nadal był związany z przemysłem naftowym, a społecznie z Lutnią. Angażował się też mocno w życie parafii kolegiackiej.

Jan zmarł w 1972  roku. Jego potomkowie spełniali się w swoich profesjach, m.in. jako budowlańcy czy pedagodzy. Wnuczka Grażyna (podobnie jak jej mama Stefania) jest nauczycielką matematyki w szamotulskim liceum. Śmiało więc można powiedzieć, że tradycje nauczycielskie trwają w tej rodzinie od pięciu pokoleń, a Jęczkowscy od zawsze uczyli oraz wytrwale budowali swoją małą ojczyznę.

 

 

A wszystko zaczęło się od fantastycznych fotografii z rozlewni wód i stacji benzynowej, które w zasobach Muzeum Zamku Górków znalazły się dzięki Stefani Jęczkowskiej, synowej Jana. Pani Stefania użyczyła muzeum też innych materiałów, dzięki którym mógł powstać ten artykuł. 

 

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0