fot. M. Mańkowski

Pokazać niewidoczne

„W obecnych czasach zanika poczucie, że używanie medium, jakim jest fotografia, zakłada jakąś odpowiedzialność” – twierdzi Marek Lapis, autor wielu projektów fotograficznych, stypendysta Marszałka Województwa Wielkopolskiego.

Barbara Kowalewska: Ma pan jakieś wczesne wspomnienia wizualne, które mogły mieć wpływ na rozwój fotograficznej pasji?

Marek Lapis: Trudno mi powiedzieć, wspomniałbym za to o wpływie dwóch ważnych dla mnie osób. Pierwszym z nich był mój ojciec, który mimo że był energetykiem, interesował się fotografią i zaszczepił mi  wrażliwość na ulotne obrazy, na to, co przechodzi do przeszłości, a co fotografia może uchwycić i zatrzymać. Ojciec miał w domu ciemnię i wciągnął mnie w ten tajemniczy świat robienia i wywoływania zdjęć.

Drugą ważną osobą był Jerzy Sieczkowski, instruktor fotografii w Gnieźnie. To on wprowadził mnie w tajniki dokumentu fotograficznego. Uwrażliwił mnie na to, żeby z szacunkiem podchodzić do fotografowanych osób, i nauczył kanonów estetyki. To była relacja mistrz – uczeń, dzisiaj już rzadko spotykana, dzięki której nauczyłem się także etyki zawodu. Później Jerzy Sieczkowski stał się moim przyjacielem.

 

BK: Czego ważnego się pan od niego nauczył?

ML: Mówi się, że fotografia jest obiektywna, ale przecież już samo wybranie momentu naciśnięcia spustu migawki jest subiektywne. Trzeba mieć tego świadomość i uważać, żeby zachować umiar, starać się nie być stronniczym i nie pokazywać człowieka ze złej strony, podejść do niego z szacunkiem, nie mieć złych zamiarów. Jak w przypadku lekarzy – po pierwsze nie szkodzić. Spróbować zrozumieć specyfikę danej osoby, pokazać człowieczeństwo.

 

 

BK: Oprócz reportażu zajmuje się pan projektami streetowymi i dokumentem socjologicznym, fotografując środowiska wyalienowane ze społeczeństwa, m.in. świat osób z niepełnosprawnościami. Na jakich pana osobistych doświadczeniach zbudowane jest to wyczulenie na drugiego człowieka?

ML: To dłuższy proces, złożyło się na niego wiele doświadczeń.  W tym zawodzie ma się kalejdoskop doznań. Fotograf wchodzi niejako w życie innych osób, próbuje przedstawić, kim są. „Skraść duszę”. Często muszę bardzo szybko przerzucać się z jednego tematu do skrajnie innego. Każdego dnia jestem w innym miejscu, innym środowisku. W związku z tym muszę umieć szybko nawiązać kontakt słowny, emocjonalny – czy to z profesorem, czy prezydentem, czy osobą niepełnosprawną.

Pamiętam sytuację, gdy byłem fotoreporterem tygodnika „Wprost”, wysłano mnie na wysypisko śmieci, żebym robił tam  zdjęcia. Kiedy wróciłem, powiedziano mi, że trzeba zrobić sesję okładkową z prezydentem Wałęsą i że mam na to 10 minut. Takich sytuacji jest mnóstwo. Dla mnie każdy kontakt jest cenny. Niezależnie od tego, kim dany człowiek jest, staram się go poznać, porozmawiać i zrozumieć, zanim zacznę fotografować.

 

Projekt „5 zmysłów. Pauza”. fot. M. Lapis

Jeśli chodzi o osoby z niepełnosprawnością, jest to społeczność, a nawet bardziej „cywilizacja”, która funkcjonuje obok nas,  ale społeczeństwo spycha ją na boczny tor. Tymczasem, gdy się do tych osób podejdzie, posłucha, okazuje się, że to są ludzie tacy jak my, w dodatku pełni empatii. Różni ich to, że są naznaczeni niepełnosprawnościami, których nie mogą ukryć. Kiedyś powiedziałem, że wszyscy jesteśmy niepełnosprawni, tylko nam często udaje się tego nie ujawniać. 

Przy projekcie „Pięć zmysłów. Pauza” przez trzy miesiące pracowałem warsztatowo z osobami niesłyszącymi i dopiero po dwóch tygodniach, kiedy na tyle się oswoili, że stałem się dla nich „przezroczysty”, zacząłem robić zdjęcia, które nie były pozowane. Niesłyszący przez ten czas poznawali znaczenie słowa „dźwięk”, uczyli się poznawania go wieloma zmysłami. Na koniec projektu zagrali klasyczne utwory muzyczne z orkiestrą Amadeus Agnieszki Duczmal jako pełnoprawni członkowie zespołu.  Moim zadaniem było dokumentowanie procesu ich wewnętrznej przemiany.

 

BK: Niecodziennym projektem był ten zatytułowany „Granice barw”, związany ze sposobami postrzegania barw świata przez niewidomych.

ML: Ten projekt jest pomostem rzuconym między społecznościami osób niewidomych i widzących. Uczę osoby niewidzące fotografować, ale ponieważ nie mogą one zobaczyć efektów swojej pracy,  zdjęcia oceniane są przez oczy bliskich. Ale w tym projekcie chodziło o coś więcej. Na co dzień fotografia jest emanacją wizualności, tymczasem niewidzący odbierają świat innymi zmysłami. Część obrazów z tego projektu została zaprezentowana w Dark Restaurant, gdzie w całkowitej ciemności można było „oglądać” opuszkami palców zdjęcia sensoryczne, na papierze puchnącym. Uwypukliłem dwuwymiarowy obraz, tak aby pozostałymi zmysłami doświadczyć ich postaci w trójwymiarowej formie.

Staram się pokazywać nie tylko zewnętrzną  warstwę świata, ale coś więcej. W ramach tego projektu poznajemy sekretny świat barw niewidomych, doświadczamy zdjęć za pośrednictwem zapachów, dźwięków, wrażeń sensorycznych.  Przerzucamy pomost pomiędzy dwiema odmiennymi cywilizacjami. Fotografia ma wiele twarzy i staram się używać szerokiego spektrum możliwości tego przebogatego medium sztuki.

 

 

BK: Projekt w ramach stypendium marszałka ma dotyczyć postawy solidarności mieszkańców Wielkopolski wobec uchodźców z Ukrainy. Część z tych zdjęć powstała już w najgorętszym okresie. Gdzie pan łapał te obrazy?

ML: Zacząłem działać jeszcze przed otrzymaniem stypendium, spontanicznie, z poczucia odpowiedzialności, w przekonaniu, że dzieje się coś naprawdę ważnego, a często z wagi wydarzeń zdajemy sobie sprawę dopiero po czasie. Dokumentowałem to, jak miliony ludzi znalazły się w sytuacji granicznej, ale też ten spontaniczny zryw Polaków, którzy udzielili im wsparcia nie tylko materialnego, ale też mentalnego.

 

"Oczekiwanie", fot. M. Lapis

„Oczekiwanie”, fot. M. Lapis

Byłem w miejscach, gdzie się spotykali, w punktach relokacji, na dworcach, w domach, w szkołach. Rejestrowałem ich zderzenie z polską rzeczywistością, demonstracje, zbieranie środków finansowych. Fotografia  dokumentalna powinna być lustrem, by stać się przyczynkiem do dyskusji i refleksji. Dlatego tak istotne jest także, co się stanie później z tymi zdjęciami. To ważna opowieść o Polakach i Ukraińcach, która wymyka się stereotypom powstałym w wyniku dawniejszej historii (Wołyń, UPA).

Fotografia jest przystępnym, uniwersalnym medium, które za 30, 40, 50 lat może pozwolić kolejnym pokoleniom zrozumieć to, czego jesteśmy teraz świadkami. Takie obrazy mogą mówić więcej i oddziaływać dłużej.

 

BK: Co w takim razie planuje pan zrobić z tymi zdjęciami?

ML: Planuję wystawę, na którą chciałbym zaprosić osoby ze środowiska ukraińskiego. Moim celem  jest przerzucanie pomostów i pokazanie, że możliwe jest przekraczanie wspomnianych stereotypów, gdy drugi człowiek jest w sytuacji krańcowej. Książka fotograficzna prawdopodobnie nie powstanie. Koszty wydania albumu są dzisiaj ogromne. Chciałbym, żeby wystawa ukazała się w kilku miejscach. Nie chcę tego jednak zrobić w sposób tradycyjny. Przy takim temacie to nie może być grzeczna prezentacja obrazów. Dlatego chciałbym wykorzystać multimedia, żeby stworzyć prezentację interaktywną, nawiązującą do ducha tego burzliwego okresu.

 

 

BK: Coraz częściej artyści nie ograniczają się do rejestrowania otaczającego świata, ale włączają narzędzia artystyczne, którymi dysponują, w proces wpływania na rzeczywistość. Ale przy tej okazji fotografów dokumentalnych odpytuje się, jak w przypadku Kevina Cartera, co zrobił dla tego głodnego dziecka, które przedstawił na zdjęciu (Sudan 1993). Jak pan postrzega ten dylemat moralny?

ML: To trudny temat. Myślę, że Carter dużo zrobił dla losu ludzi w sytuacjach ekstremalnych. Trzeba pamiętać, że tak jak zajęciem piekarza nie jest gaszenie pożaru, ale pieczenie chleba, tak zadaniem  fotografa jest docierać do takich rejonów życia, o których inni nie wiedzą. To nie jest tylko naciśnięcie spustu migawki. Oczywiście, jak powiedziałem wcześniej, ważne, co się potem będzie działo z tym obrazem. Czasami właśnie tak można więcej zdziałać.

 

"Pogrzeb", fot. M. Lapis

„Pogrzeb”, fot. M. Lapis

Przykładem jest słynne zdjęcie wietnamskiej dziewczynki Phan Thi Kim Phuc poparzonej napalmem. Fotograf Assiociated Press – Nick Ut, który uwiecznił jej cierpienie, odebrał potem nagrodę Pulitzera. Zdjęcie to wstrząsnęło opinią publiczną i wpłynęło znacznie na decyzję o wycofaniu wojsk z Wietnamu. Poza tym uważam, że fotograf-reporter nie powinien odkładać aparatu, bo byłaby to cenzura. W różnych sytuacjach wymaga to odwagi cywilnej i świadomości ważności danej sytuacji.

Potem można zastanowić się, co z tym zdjęciem zrobić, a jeśli jest możliwość – jak pomóc na innym polu. W przypadku dziecka sfotografowanego przez Cartera, podobno ONZ udzieliła mu pomocy humanitarnej, ale Carter, ostro atakowany, nie wiedział  o tym i popełnił na skutek traumatycznych wojennych doświadczeń samobójstwo.

 

BK: Dla pana ważniejszy jest temat czy forma? Wokół czego próbuje pan budować zdjęcie?

ML: Najważniejsze jest opowiedzenie prawdy o człowieku i jego emocjach. „Skorupa” wizualna jest  mniej interesująca. Dobry portrecista powinien zobaczyć to – jak ktoś powiedział – co jest „między koszulą a ciałem”. Staram się wniknąć wizualnie głębiej w psychikę fotografowanej osoby. Dzisiaj wielu osobom się wydaje, że aby wykonać „dobre” zdjęcie, wystarczy posiadać telefon komórkowy. Często zależy im na tym, aby zdjęcie podobało się jak największej liczbie osób. Ale to powierzchowne podejście, prowadzi na manowce. Fotografia kłamie. Chociaż od  początku – od 1826 roku, gdy powstało pierwsze trwałe zdjęcie wykonane przez Nicephore’a Niépce’a, lub od 1839 roku, gdy Louis Jacques Daguerre, używając srebra i miedzianej płytki, wynalazł technikę nazwaną potem dagerotypią – uważano, że fotografia oddaje wiernie rzeczywistość.

 

BK: Nie interesuje pana przeróbka komputerowa, ale realny obraz fotograficzny, który udaje się uzyskać dzięki uważnej obserwacji. W jakim stopniu to spojrzenie tradycjonalisty, a na ile szuka pan czegoś nowego?

ML: Jestem fotografem starej daty, w takim sensie, że dużą część prac wykonałem, kiedy nie było jeszcze technologii cyfrowej. Wyrosłem na fotografii humanistycznej, której założeniem jest, że nie manipulujemy obrazem, bo wtedy jesteśmy już nie fotografikami, ale grafikami. To podejście zakłada, że rejestrujemy człowieka takim, jaki jest, a nie jakim go sobie wyobrażamy. Czy jest piękny, czy  brzydki, to już kwestia gustu. Nie do mnie należy zmienianie tego.

 

"Victory", fot. M. Lapis

„Victory”, fot. M. Lapis

Uważam, że tego wymaga uczciwość zawodowa. Uczę młodych ludzi sztuki fotografii i czasami zdarza się, że gdy pokazuję  zdjęcia, mówią, że to było łatwo zrobić i że na pewno korzystałem z Photoshopa, albo pytają, ile zapłaciłem, żeby statyści tak się ustawili. Nie chcą wierzyć, że niczego takiego nie było. Myślą, że to niemożliwe, żeby zrobić wyjątkowe, nieustawione zdjęcie. Tymczasem można wszystko, ale trzeba umieć przewidywać i wyłowić z nadmiaru otaczających nas bodźców wizualnych to, czego inni mogą nie zauważyć.

Technika jest wtórna. W obecnych czasach zanika poczucie, że używanie medium, jakim jest fotografia, zakłada jakąś odpowiedzialność. Dziś promuje się to, aby być pięknym, młodym i bogatym, i takie fotografie często zawłaszczają przestrzeń w internecie. Po części zajmowałem się tym tematem w mojej pracy dyplomowej „Fotografia i śmierć – selfie w dobie social mediów”.

 

BK: Po studiach fotograficznych kształcił się pan dodatkowo na prestiżowych międzynarodowych warsztatach fotograficznych. Kogo ze spotkanych fotografów ceni pan najbardziej?

ML: Uprawiam dwojaką fotografię: z jednej strony dokumentalną, a z drugiej tę z pogranicza dokumentu i fotografii artystycznej, jak we wspomnianym projekcie „Granice barw” albo w „Biało-Czerwonej”. Dlatego obok dokumentalistów, których cenię, jak Diane Arbus, Josef Koudelka, Robert Capa, Henri Cartier-Bresson, Martin Parr i innych, poznanych w agencji Magnum podczas elitarnych warsztatów, inspirują mnie także twórcy działający w odmiennych dziedzinach sztuki. Uważam za ważne oglądanie albumów malarstwa, teatr, słuchanie muzyki, bo wszystko to wzbogaca paletę możliwości i rozwija wrażliwość.

 

BK: Projekt „Biało-Czerwona” trwał od 2007 do 2017. Jak dzisiaj w świadomości społecznej funkcjonują te barwy? Myślał pan, żeby go kontynuować?

ML: Ten projekt powstał z potrzeby wewnętrznej i był próbą zrozumienia mechanizmów rządzących naszą rzeczywistością poprzez skupienie się na dwóch symbolicznych barwach – bieli i czerwieni, w różny sposób współistniejących na uchwyconych przeze mnie obrazach. Prowadziłem pewną grę z widzem, żeby pokazać, jak my, Polacy zmienialiśmy się na przestrzeni lat.

 

"Pandemia", fot. M. Lapis

„Pandemia”, fot. M. Lapis

Nie wszystkim to się podobało, że biel i czerwień na moich zdjęciach ukazana jest w nietypowych miejscach i sytuacjach, często niezwiązanych z flagą narodową. Próbowałem pokazać Polaka w tyglu przemian, szarganego przez wiatr historii, rozdartego między Wschodem a Zachodem, między różnymi wartościami, próbującego jakoś się wśród tych przemian odnaleźć i zachować tożsamość.

Fotografowałem przez 9 lat. Powstało docelowo ponad 100 zdjęć  w książce fotograficznej i wystawa (wybrałem 32 zdjęcia), która jeździ po Polsce. Nadal fotografuję ten proces zmian, starając się zrozumieć, w którym momencie historii jesteśmy i co się z nami dzieje. To także forma autoterapii. Nie chciałbym jednak, żeby to była „Biało-Czerwona 2”. Ale  jestem przekonany, że fotografia pomaga zrozumieć rzeczywistość. Jestem jak archeolog, który bada artefakty i moimi zdjęciami zadaję pytania. A każdy widz sam musi sobie na nie odpowiedzieć.

 

 

Marek Lapis – artysta wizualny, fotograf dokumentalny, edukator. Magister sztuki na Fotografii Intermedialnej na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Członek zarządu Związku Polskich Artystów Fotografików Okręg Wielkopolski. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Marszałka Województwa Wielkopolskiego oraz Żywiec Zdrój. Uczestnik warsztatów Agencji Magnum oraz Ryszard Horowitz Workshop. Prowadził Pracownię Fotografii Dokumentalnej i Fotoreportażu w Wielkopolskiej Szkole Fotografii. Wykładowca międzynarodowych warsztatów fotograficznych dla osób z niepełnosprawnością intelektualną oraz twórca autorskiego programu warsztatów dla osób niesłyszących, który realizował w Poznaniu. Uczestnik Canon Student Program Magnum Photos na festiwalu fotoreportażu i dokumentu Visa Pour L’Image Perpignan. Zwycięzca i laureat konkursów fotograficznych, m.in. Leica Street Photo, IPA New York, PX3 Paris, B&W Spider Awards Los Angeles, Tokyo International Foto Awards, Grand Press Photo, BZ WBK PRESS FOTO. Otrzymał medal „Za Zasługi dla Fotografii Polskiej (1918–2018)” i „Za zasługi dla rozwoju polskiej kultury i sztuki”. Do 1996 roku fotoreporter tygodnika „Wprost”, od 2000 roku współpracuje z PAF FORUM. Oficjalny fotograf ONZ na COP 14 w 2008 roku. Fotografuje środowiska niszowe, interesuje go przede wszystkim człowiek i jego emocje. 

 

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0