Praca w traumie
Opublikowano:
20 stycznia 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Czy świat po odejściu najbliższej osoby ma prawo istnieć? A co, jeśli śmierć dotyka wszystkich innych, pozostałych przy życiu? W najnowszej książce Pauliny Korzeniowskiej trauma zastępuje witalność, odbiera pamięć.
„Mniej” Pauliny Korzeniowskiej to opowieść podzielona na trzy części: każda z nich zadłuża się w przeszłości i zwraca do konkretnego odbiorcy: siebie samej, onych, a w końcu: śmierci.
Nostalgiczny obraz przeszłości z całym ekwipunkiem rekwizytów – piosenkami Myslovitz, cekinowymi sukienkami, układani tanecznymi ćwiczonymi w pokoju nastolatki – nie ma wiele wspólnego z idealizowaniem wspomnień.
To pułapka, pokazuje w wierszu poetka. Każdy powrót do dzieciństwa jest podszyty traumą: każdy okruch pamięci ustępuje naczelnemu obrazowi: śmierci matki.
To byłam ja w sukni z cekinów
i plastikowych klapkach
trochę płakałam ale szybko zajęłam się
śpiewaniem do dezodorantu
a mama tej nocy wirowała w tańcu
myślę o tym czy już wtedy
jej żyły i aorty nierytmicznie pulsowały
z napięcia czy wszyscy patrzą na co mają patrzeć
ile karmazynowej szminki wtedy zjadła
jak szampan uszkodził jej wątrobę
czy moja mama zaczęła starzeć się tej nocy
czy to stało się nagle na krześle w poczekalni
gdy zobaczyłam że łaknie powietrza
jak ja łaknę żeby została
Otóż co się okazuje
z czułością i szacunkiem
czyszczę odpływ pod prysznicem
zatkany esencją mojej urody
w uszach dzwonią słowa matki
nie ścinaj
nic innego nie masz
i zrobię wszystko
by ta brązowa masa
została
zamiast rozpuszczać się
pod naporem octu i chemii
gospodarczej
przepis na wcierkę
witaminy w szklance wody
dyscyplina
lekki dotyk
dobre słowo
nic innego nie mam?
Nie chodzi bowiem tylko o przykre wspomnienie, ale nieprzepracowaną traumę, która nawiedza bohaterkę wierszy Korzeniowskiej, nie pozwalając jej na dalsze funkcjonowanie.
Co to znaczy? Choćby niepisany matczyny zakaz ścinania włosów pojawiający się zawsze wtedy, gdy tylko do głowy przychodzi taki pomysł.
Gdy znika „jedyna więź warta zachodu”, świat bohaterki wysyca się śmiercią. Roboczy kombinezon zarzucony na drzewo staje się łudząco podobny do wisielca, przyszłość jest czarną dziurą nieistnienia.
A co z relacjami?
Druga część tomu to wiersze „dla nich”: wszystkich tych, z którymi bohaterka cyklu nawiązała relacje.
I nie chodzi tu bynajmniej o ważne związki, dawne miłości czy historie o byłych przyjaźniach. W opowieściach poetki na pierwszy plan wybija się przede wszystkim szeroko rozumiana przemoc: nadużywanie alkoholu, niekonsensualny seks, poturbowanie ciała.
Bo, jak zaznacza poetka, to wiersz „Dla tych pamiętanych aż za dobrze”.
Mechanizm przywoływania przeszłości po raz kolejny w „Mniej” uruchamia się poprzez traumę. O ile w pierwszej części tryptyku widmo matki odciskające piętno na życiu postaci jest interesującym konceptem, o tyle łączenie zła z byłymi partnerami wydaje się wyjątkowo wyeksploatowanym tematem bez większego stopnia skomplikowania tych relacji ze strony autorki.
W wierszach Korzeniowskiej problematyczny bywa język: budowaniu napięcia i złowrogiej atmosfery aż nazbyt często towarzyszą słowa z patetycznie wysokiego rejestru, które przeciążają tekst, dociskają puentę. Zgrzyt potęguje również sąsiedztwo kolokwializmów, w założeniu, jak sądzę, naśladujących młodzieżowy slang. Jak to jednak z odtwarzaniem języka pewnych grup bywa, granica między ich poprawnym użyciem a boomerskim żonglowaniem jest bardzo cienka.
Niezręczności przydarzają się poetce także na poziomie obrazowania. Scenariusz, w którym „ktoś w końcu wyłączy internet”, a w konsekwencji powrócimy do budowania bliskości i wizji, w której „będziemy na powrót drukować zdjęcia”, wydaje się już nie tyle niedosięgłym marzeniem, co nadmiernym uproszczeniem.
Trudno uznać tego typu typu zabiegi za słowa cyniczki, gdy kolejny wiersz rozpoczyna się od sparafrazowania utartego zdania, ciążącego już na całym tekście:
Dom
trudno jest kochać ludzi
tak szybko zawodzą
otłuszczona po zimie
otrzewna psa ogrzewa
to nasze scenario
które wygląda tak
(bo takeśmy je zastali)
na kuchennym blacie nóż
i trochę rozlanego wosku
dźwięki z głośnika
pod sufitem
jak rozdrażniona szarańcza
grzejniki zapowietrzone
dom jak noc
spokojny i cichy
nie napiszą o nas „społecznicy”
„kochali ludzi”
ale ja napiszę
że tu był niechwiejny płomień
a na zewnątrz wataha
że tu oddychałam głęboko
a na zewnątrz pękała kra
(bo takiego domu chcieliśmy)
Oda do śmierci
Trzecia część „Mniej” została zadedykowana Tanatosowi, uosobieniu śmierci. To jednocześnie najbardziej udane skrzydło tego tryptyku.
Tutaj widmo końca nie przybiera kształtu matki czy niebezpiecznych byłych.
W kilkunastu wierszach Korzeniowska eksploruje bliżej niesprecyzowany lęk, zaświadcza niepokojowi. Reakcje ciała budzą strach, sceny bitew w filmach przyciągają śmierć, życie rysuje się jako rozłożony w czasie proces gnicia.
Kwiaty
podlewam intuicyjnie
obficie
pilnie
inicjując procesy gnilne
w nich i sobie
komórki macierzyste dziecka
zostają na zawsze w ciele matki
skoro gniję
wyściełana w moim mózgu
część syna
gnije razem ze mną
unicestwia się
ponownie
skoro zostaje mi co raz mniej oddechów
i on oddychał będzie krócej
choć nie wykształcił nawet płuc
wyobrażam sobie
i wrażenia mam z tych wyobrażeń
potworne
że kawałek jego palca
noszę w żołądku
kosmyk czarnych włosów
gdzieś pod obojczykiem
talent do rysunku
i niechęć do autorytetów
w oku
zgnijemy w ziemi
pięknie nasadzonej kwiatami
W końcowej partii książki znika stylizacja, a także samozachowawcza i niekiedy niezgrabna ironia. Zamiast próby ucieczki, czytamy niezwykle sugestywny wyciąg z udręczonego umysłu. Wyłożenie wyobraźni tanatycznej, czyli poniekąd życia w perspektywie śmierci, nie jest jednak celem tomu.
Siła bólu świadczy przecież – co i paradoksalne, i całkowicie zrozumiałe – o sile przywiązania do życia, ludzi i miejsc.
Ostatni wiersz jest jak przypis do całej książki: nie bez powodu (choć to również liczba wszystkich utworów w tomie) jako jedyny został opatrzony cyfrą „26” zamiast frazy. Oceniając książkę Korzeniowskiej z perspektywy rozrysowanego tryptyku, chciałoby się rzucić tytułowe „mniej” – dyptyk składający się z pierwszej i trzeciej części broniłby się zdecydowanie lepiej.
26
niech was to wszystko nie zwiedzie
to książka o miłości
spóźnionej albo pokracznej
ale miłości