Spodki nieloty i kasandryczne wróżby
Opublikowano:
9 lutego 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
W historii sztuki czasem wybieraliśmy się także do przyszłości. Futurystyczne obiekty sprzed ponad półwiecza są interpretacją ludzkiej dążności do rozwoju i odkrywania nowego.
Mariaż betonu ze szkłem – tak wyglądała nowoczesność lat 60-tych XX wieku, kiedy Kalina Jędrusik wzdychała o seksie gorącym jak samum. Budowano wtedy tak, jakby ludzkość uwierzyła w życie pozaziemskie. Pierwiastek „kosmiczny” tej architektury jest osobliwością, z którą niestety godzimy się rozstawać.
Z lamusa PRL-u
Otwarty basen miejski, istniejący od 1963 roku, przez 37, lat na tyłach kompleksu stadionów przy ulicy Łódzkiej w Kaliszu, to pierwszy przykład. Jego architektura zadziwiała. Śmiała, futurystyczna forma pawilonu, z kawiarenką na betonowych nogach, nie zdążyła zostać ikoną. Choć w pełni zasługiwała na ten tytuł – ikony modernizmu w Kaliszu.
Nim o studium sylwety tego budynku – nieco historii. Pełną przestrzeni, kruchą i lekką konstrukcję z trudem opierającą się siłom grawitacji, zaplanowano jeszcze w latach 50-tych XX wieku. Dopełniając tło historyczne tej inwestycji, warto wspomnieć, że z pomysłem wybudowania nad Prosną basenu mierzył się już przedwojenny magistrat kaliski.
Również hitlerowska administracja Kalisza czyniła plany, a nawet rozpoczęła inwestycję określaną „ośrodkiem przywodnym”. Niczego oprócz planów i pomiarów jednak nie zrealizowano. Basen ostatecznie zaczęła budować nie Druga, a Ludowa Rzeczpospolita.
Lokalne gazety bacznie przyglądały się tej inwestycji, komentując z uwagą prace nad basenem dla kaliszan.
„Po wielokrotnych zapewnieniach i obietnicach basen kąpielowy nareszcie zostanie całkowicie przekazany do użytku w dniu 30 czerwca” – anonsowano w maju 1962 roku.
Obietnicy dla sympatyków sportów wodnych nie udało się dotrzymać. Ułomny system gospodarki PRL-u kulał w dostarczaniu materiałów. To jeden z powodów, dla których koniec budowy kąpieliska przeciągał się na kolejne miesiące, a nawet lata. W lipcu 1963 r. Ziemia Kaliska w artykule zatytułowanym „Nareszcie”, poinformowała publikę o finale prac nad kompleksem basenowym. W artykule dało się wyczuć klimat nagany za wielokrotne niedotrzymanie terminów.
Finalnie, powstał budynek o formie dotąd niewidzianej w okolicy. Konstrukcja przywołująca skojarzenia z latającymi spodkami, zasłynęła w szerokim gronie użytkowników z prozaicznego powodu – serwowania smacznej kawy i wybitnych lodów.
Kawiarniany bufet prowadziła m.in. Małgorzata Spychalska, która wspomina:
„Mimo tego, że nie wszystko było wtedy idealnie, to latem przynajmniej było gdzie iść. Mój tato był tam ratownikiem i instruktorem pływania, a lody Calypso w kawiarni były najlepszymi na świecie”.
Być może niepozbawiona egzaltacji retrospekcja, oddaje realia czasów dojrzałego PRL-u. Ten obraz dopełniają inne wspominki o tym, że można było wyjść do domu na obiad i wrócić na basen na ten sam bilet, albo o gigantycznych kolejkach do basenowej zjeżdżalni.
Basen zamknięto w 2000 roku. Tamto lato nie należało do najcieplejszych. Niska frekwencja poniekąd przypieczętowała los basenu i „małego okrąglaka” – kultowej kawiarni ze szkła i betonu. W 2008 roku budynki kompleksu zburzono, a ich fragmenty wewnątrz niecki basenowej trwały w czasie jako smutna agonia ulubionego miejsca kaliszan, kochających sport i wodę.
Nie tylko kosmos
Pawilon kawiarni basenowej to architektoniczny wyraz fascynacji ludzkości penetracją kosmosu, zapoczątkowanej przez misje Wostok i Apollo. Ale nie tylko w przestrzeni międzygwiezdnej szukać należy rodowodu basenowego pawilonu i wielu jemu podobnych w Polsce.
Po przymusowym romansie ze sztuką narodową w formie i socjalistyczną w treści, w połowie lat 50. XX stulecia, architekci kształceni jeszcze w międzywojniu, mogli w końcu sięgnąć po modernę, która w zachodniej Europie rozwijała się bez przeszkód od 1945 roku. Filigranowa kawiarenka basenowa zbudowana została z najmodniejszych wówczas – aluminium (szkielet) i wielkich połaci szklanych. Osadzona na żelbetowo – ceglanej podstawie, zdawała się lewitować nad powierzchnią, co też było zamierzonym zabiegiem nowego stylu.
Podobieństwo do warszawskiej Rotundy, czy Obserwatorium Meteorologicznego na Śnieżce – jest absolutnie nieprzypadkowe, także w wymiarze użytych materiałów i rozwiązań architektonicznych.
W środku – puryzm: białe ściany, białe proste kolumny bez porządku, oraz kafelki – także białe. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak zjawiskowo na tym tle wyglądała idealnie okrągła trwała ondulacja uprzejmej pani ekspedientki i tęczowa paleta oranżad.
Uśpiona przez dziesiątki lat uwaga, dotycząca tych i podobnych obiektów w Polsce, doprowadziła do ich poważnej degradacji, a w wielu przypadkach do ich zniszczenia. Kaliski „mały okrąglak” przy basenie niestety podzielił los tej drugiej grupy. Buldożery rozprawiły się z kawiarenką szybko, ale wcześniejszym wyrokiem na niej był brak perspektyw na jej zagospodarowanie i wiedzy, jak konserwatorsko postępować z taką architekturą. Piękną, ale trudną w remontowaniu, która bardzo szybko i do tego nieładnie się starzeje.
Kaliski spodek niestety nie zdążył wznieść się w powietrze, by zostać zauważonym w środowiskach zajmujących się recepcją modernizmu.
Powojenny modernizm w Polsce z trudem zyskuje akceptację. Jeszcze trudniej przychodzi społeczeństwu oderwanie od niego łatki architektury „politycznej” – zbudowanej w złych czasach. Jest to architektura dobra, ale nielubiana. Do dziś obserwujemy skutki tego specyficznego ostracyzmu. Są opłakane.
Okrąglak
Modernizm w Polsce Ludowej to wciąż niedokładnie przestudiowane zagadnienie. Wśród najbardziej ikonicznych dzieł znad Prosny, nie można pominąć zrealizowanej w tym samym roku, co basenowy pawilon – hali przemysłowej Runotexu. W 1958 r. kaliszanie mogli zapoznać się z projektem, który w końcu powstał i z miejsca skupił uwagę nie tylko zwykłych przechodniów.
W prasie krzyczano:
„Wielka eksperymentalna budowa”
„Nie ma doprawdy w określeniu cacko budowlanej techniki przemysłowej XX wieku ani źdźbła przesady, gdyż trudno (…) o inną nazwę dla tej wspaniałej, realizowanej od niedawna, inwestycji (…)”.
Nowatorską w konstrukcji i wyglądzie halę zaprojektował zespół inżynierów i architektów: Jerzy Główczewski, Stanisław Sikorski, Wacław Zalewski, Zenon Zieliński i Jan Koca. Inną znaczącą inwestycją z tych lat jest kompleks budynków dawnego Studium Nauczycielskiego przy ulicy Nowy Świat w Kaliszu. Kompleks, który dzisiaj wchodzi w skład struktur kaliskiej filii UAM w Poznaniu, projektował inż. Jan Dudek.
Dzieło finalne było wyrazem dumy i promocji Kalisza jako ważnego ośrodka edukacji w Wielkopolsce. W podobnych tonach propagandowych zbudowano inny wybitny przykład powojennej myśli budowlanej na gruncie kaliskim.
„Okrąglak” to nazwa, która na stałe wpisała się w kulturowy krajobraz miasta i w świadomość jego mieszkańców. Choć przylgnęło do niej nacechowane pejoratywnie tłumaczenie – jakoby „okrąglakiem” nazywano opisywany szpital ze względu na to, iż na okrągło wracają tutaj kaliszanie na łaskę eskulapa – to budynek jest powszechnie znany i uważany za wysokiej klasy dzieło doby gierkowskiej.
Zabudowę sąsiednią zawstydzają w tym przypadku rozmiary budynku: 12 pięter – pierścieni o średnicach – zewnętrznej ~ 115 m i wewnętrznej ~ 52 metrów, posiada 835 łóżek dla pacjentów. To kolos, którego budowa nie byłaby możliwa bez środków rządowych z Warszawy. Szpital im. Ludwika Perzyny budowany w latach 1973-89, zaprojektowali Henryk Marcinkowski i Piotr Namysł.
Całość konstrukcji jest żelbetonowa, zaś stylistycznie i kompozycyjnie wyraża powszechne trendy w budownictwie lat 70.
Szpital pierwotnie został obłożony wielką płytą z licem żwirowo–kamiennym oraz zaplanowany wraz z kompleksem zorganizowanej zieleni w formie małego parku – dla lepszego komfortu hospitalizowanych. Przybytek dla podreperowania zdrowia przy ulicy Poznańskiej, w chwili otwarcia, był dumą Województwa Wielkopolskiego i podobnież spełnioną ambicją pierwszego sekretarza KC – podpatrzonym na zachodzie modelem szpitala, jednym z trzech na świecie o takim kształcie.
„Okrąglak” doczekał się na przestrzeni kilkudziesięciu lat kilku innych przezwisk. Ja, przy okazji tego felietonu, przypomnę dwa z nich: koszyczek na szklankę herbaty Yunnan oraz statek (w domyśle kosmiczny).
Jednym z kierowników budowy przybytku eskulapa przy Poznańskiej był inż. Jerzy Graliński. Od krewnych inżyniera Gralińskiego, dowiadujemy się, m.in. o tym, że przedłużająca się budowa szpitala miała swoje przyczyny w specyfice projektu – budowa każdego piętra o coraz większej powierzchni wymuszała stosowanie innych szalunków.
Ta przyczyna, jak również inna – zupełnie załamanie gospodarcze lat 80. XX w., doprowadziła do opóźnionego ukończenia budowy całego kompleksu, która splotła się w czasie z zupełnym rozkładem PRL.
Architektura szpitala nawiązywała do blokowisk wybudowanych w technice tzw. „wielkiej płyty” – Osiedla XXXV-lecia PRL, Osiedla Marii Dąbrowskiej, czy Osiedla Widok. Taki stan rzeczy utrzymał się aż do prac termomodernizacyjnych obiektu, przeprowadzonych już w XXI wieku, które finalnie zatarły autentyzm pierwotnej architektury. Płaszczem z prefabrykatów okryto całą strukturę „okrąglaka”, przy okazji chowając charakterystyczne dla czasów w jakich powstawał – kamienną strukturę lica płyt oraz elementy trendów brutalistycznych, czyli pozostawione na surowo ślady po szalunkach.
Katastrofą jest tutaj kolorystyka. Zupełnie nielogiczna i zrywająca z projektem – którego nawet nie stara się naśladować. Ten jeden z ostatnich dużych projektów „rewitalizacji” architektury post-peerelowskiej na gruncie kaliskim nie wróży nic dobrego dla innych przykładów o podobnym wieku.
Dwa opisane budynki w tym felietonie łączy koncentryczny plan. Dzieli – dekada oraz późniejszy los. Jeden i drugi budynek to materiał do rozprawy nad dziedzictwem architektury złej – parafrazując za Filipem Springerem.
Określenie „zabytkowy” jest wciąż powszechnie zarezerwowane dla obiektów nie młodszych niż rocznik 1939. Ale ta cezura czasu, nieubłagalnie przesuwa się na czasu osi w głąb XX wieku. Pokazują to praktyki nie tylko z innych miast na zachodzie starego kontynentu: Berlin i dzielnica Hansaviertel, czy Paryż i blokowisko w Saint Ouen.
Także nad Wisłą nieśmiało następuje rehabilitacja architektury „złej”. Poznański „okrąglak”, czy warszawski „latający spodek” – stację PKP na Powiślu wpisano niedawno do rejestru zabytków.
Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale przynajmniej daję nadzieję, że wróżka Kasandra przestanie mieć monopol na przepowiadanie przyszłości.