Szybko, prosto, agresywnie
Opublikowano:
9 grudnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Czasy buntu minęły i to widać zwłaszcza po frekwencji na klubowych koncertach. Swego czasu w tak małym mieście jak Piła istniało około kilkudziesięciu zespołów, które cały czas koncertowały i nagrywały płyty. A teraz…? – mówią Mechlin, Qłak i Miki z pilskiej grupy hardcore punkowej Jamnik’73, która właśnie wydała swoją debiutancką płytę.
Sebastian Gabryel: Na lokalnych scenach debiutowaliście już w 2017 roku. Dlaczego pierwszą płytę zdecydowaliście się wydać dopiero teraz, po ponad pięciu latach?
Mechlin: Nasza kapela powstała bardzo spontanicznie. Z początku chciałem, żeby grała covery jabol-punkowych kapel z lat 90. Przy jakimś piwie wspomniałem o tym Coziemu [gitara – przyp. red.], który grał już wcześniej w różnych zespołach. W składzie tego ostatniego – Qulturki – grał też Qłak [perkusja – przyp. red.], którego po tygodniu zawołał na próbę. I tak powstał nasz pierwszy kawałek – „Jedyneczka”. O coverach nawet nie było już mowy. Po paru dniach mieliśmy zmontowany już cały skład – do naszej trójki dołączył Ziomuś, który specjalnie z myślą o zespole zaczął naukę gry na basie, i Bochen na wokalu.
Po kilku miesiącach materiał na płytę był gotowy i zapadła decyzja – nagrywamy, bo pewnie za chwilę, jak to w Pile, kapela się rozpadnie.
Gitary i perkusję nagraliśmy w dwa dni, jednak pozostała kwestia wokalisty. Leniuszek bardzo przeciągał nagranie wokali – nagle z tygodnia zrobił się miesiąc, a z miesiąca rok. W końcu, po trzech latach, wycofał się z zespołu i w ogóle z grania. I kiedy już mieliśmy to chrzanić, pojawił się Emce. Przyszedł na kilka prób, zagrał dwa koncerty i nagrał wokale do zarejestrowanego trzy lata wcześniej materiału. Miki [obecny basista – przyp. red.] i ja dośpiewaliśmy resztę, i płyta w końcu była gotowa. Dlatego właśnie jej wydanie zajęło nam tyle czasu…
SG: Jak sami przyznajecie, wasza muzyka jest „totalnie mało odkrywcza – czysty punk rock, jak to w Pile”.
Mechlin: Tak, w naszych kawałkach nie znajdziesz niczego, czego nie usłyszałbyś 30, 35 lat temu na scenie HC. Ma być szybko, prosto, agresywnie, no i tak jest.
SG: Wszystko nagraliście i miksowaliście sami, na najprostszych programach. Opowiedzcie nieco o realizacji tego materiału.
Mechlin: Nie poszliśmy do studia nawet nie dlatego, że nas na to nie stać. Wszyscy pracujemy, zrobilibyśmy zrzutkę, to byłoby do zrobienia. Tylko po co? Nie oszukujmy się – wydać parę tysięcy złotych z ryzykiem, że to się w ogóle nie zwróci, tylko po to, żeby to wrzucić do sieci? To bez sensu. Z drugiej strony, równie bez sensu byłoby nagrywać próby dyktafonem. Dlatego zrobiliśmy typowe punkowe DIY – „with a little help from my friends”.
Qłak ma mikrofony do perki, a znajomy nagłośnieniowiec za symboliczną kwotę przyniósł konsoletę i zarejestrował ślady. Ja dysponowałem multiefektem POD weselnego zespołu, w którym dorabiałem po godzinach.
Z kolei mój kolega Filip, który zajmuje się robieniem muzyki drum & bass i innej elektroniki, posiada mały mikser i zarejestrował wokale Emce. Mikrofony podstawiliśmy pod kolumnę gitarową i nagraliśmy całość. To naprawdę była bardzo chałupnicza robota. „Plujkę” [potoczna nazwa osłony do mikrofonu, której zadaniem jest zapewnienie dźwięku bez zakłóceń – przyp. red.] zrobiliśmy z obręczy doniczki i rajstop mojej dziewczyny (śmiech). Miksem zająłem się sam, ucząc się go na archaicznym programie, który pewnie ma już z 15 lat. Więc myślę, że jak na warunki i metody, jakimi nagrywaliśmy, to wyszło naprawdę dobrze.
SG: Dla mnie Jamnik’73 to solidny, klasyczny HC punk, w którym słyszę odniesienia do wielu zespołów – choćby do Refused, Circle Jerks czy The Casualties. Jakie były wasze inspiracje?
Mechlin: Ciężko mi o nich mówić. Słucham wielu punkowych, crustowych czy metalcore’owych kapel, ale na pewno to nie jest tak, że cały tydzień tłukę, dajmy na to, Genocide Superstars czy właśnie Refused. Moje riffy to raczej wypadkowa tego, co siedzi mi w głowie. Wspomniałeś o The Causalities. W punkt. Dlaczego? W jednym z numerów na płycie znajdziesz fragment bezczelnie zerżniętego riffu właśnie od The Causalities. Ale nie powiem, o który kawałek chodzi (śmiech). Zróbmy z tego konkurs – zwycięzca otrzyma cygaretkę albo płytę (śmiech).
SG: Porozmawiajmy o Pile – zwłaszcza, że w kontekście jej punkowej i hardcorowej sceny chyba zawsze było o czym gadać. Jak to wygląda obecnie? A wiążąc przeszłość z teraźniejszością, to co składa się na jej atmosferę – kiedyś i dziś?
Qłak: Odkąd pamiętam, Piła zawsze tętniła muzyką – kiedyś co chwila pojawiała się jakaś nowa kapela, zawsze ktoś kogoś szukał do wspólnego grania… Jeśli mamy mówić o latach 80. i 90., to wachlarz tych kapel był spory – punk rock, metal, hardcore, reggae, folk, blues.
Warto przypomnieć, że w Pile zaczynały wtedy grać takie kapele jak Ręce Do Góry [jej skład współtworzył Krzysztof „Grabaż” Grabowski i Andrzej „Kozak” Kozakiewicz, członkowie późniejszych grup Pidżama Porno i Strachy na Lachy – przyp. red.], Sołdat, Kurwicha czy Krew.
Organizowane były świetne punkowe festiwale, takie jak Szczepaniady czy Demontaż Kulturka, które przyczyniły się do tego, że młodzi załoganci z początku lat 90. zaczęli interesować się muzyką już nie tylko jako słuchacze, ale i twórcy. Powstał klub Kulturka, w którym ludzie też odkrywali swoje talenty. W 1990 roku powstał Alians, rok później Globtroter i Świat Czarownic, w 1993 roku INRI, a dwa lata później wspomniana Qulturka. Oczywiście między tymi projektami przewijało się również wiele innych zespołów, które mniej lub bardziej zapisały się w punkowej historii Piły. Były też takie kapele, które pomimo swojej ogólnej zajebistości nie osiągnęły niczego wielkiego i pamiętają o nich nieliczni. Przed 2000 rokiem w Pile rządził punk rock, ska i reggae, a po nim scenę coraz bardziej dominowały grupy hardcore punkowe, takie jak Soraga, D.Y.R.E.K.T.O.R czy Pandemia Sistema. Podsumowując – od strony muzycznej Piła zawsze była dość specyficzna. Powstawały w niej charakterystyczne akordy i brzmienia, to był niemal styl.
Jednak czasy buntowniczego punk rocka powoli mijają, a i Piła muzycznie pustoszeje.
Dziś na jej scenie pozostali tylko nieliczni zapaleńcy, kontynuujący to, co zaczęli te 20 czy 30 lat temu. Coraz ciężej namówić kogoś do grania, a w dzieciakach jest coraz mniej chęci, by pójść w kierunku muzyki – i to nie tylko punkowej, ale jakiejkolwiek. Czasy buntu minęły, i to widać zwłaszcza po frekwencji na klubowych koncertach. Swego czasu w tak małym mieście istniało około kilkudziesięciu zespołów, które cały czas koncertowały i nagrywały płyty. A teraz…?
SG: Można powiedzieć, że to wszystko, co zaczęło się po 2000 roku, sukcesywnie wypierało „riff” – rockowy, punkowy, metalowy – co najlepiej widać po coraz bardziej rozczarowującej ramówce tak ikonicznej w latach 90. stacji MTV. Jak to widzicie ze swojej perspektywy?
Miki: Ciężko mówić o tym, co było przed rokiem twoich urodzin (śmiech), ale to stare MTV, i MTV w ogóle, po prostu zostało wyparte przez internet. Dziś dostęp do nowej i starej muzyki jest łatwiejszy niż kupienie chleba za mniej niż dwa złote. Do „nowego” MTV nawet nie można mieć pretensji, bo – tak jak kiedyś – jest tam to, czego ludzie chcą teraz słuchać i oglądać. Muzyka się zmieniała, zmienia i będzie się zmieniać, ale odbiorcy muzyki rockowej, punkowej czy metalowej też byli, są i wciąż będą – i wśród dzisiejszych 15-latków, i tych, co byli nimi dawno temu.
SG: Mówicie, że gracie bez oglądania się za siebie. W takim razie co widzicie przed sobą – choćby w kontekście najbliższej przyszłości zespołu?
Mechlin: Będziemy dalej napieprzać, aż nam się przestanie chcieć. Na pewno nie będziemy tego robić na siłę. Jeśli kapela się rozpadnie – a przecież może tak być, mając na uwadze, że oprócz śmierci i podatków nic w życiu nie jest na pewno – to na pewno nie będziemy robić żadnych, tak modnych teraz, reaktywacji. Uważam, że takie ruchy są bardzo słabe, jeśli nie niosą za sobą niczego poza informacją na plakacie, że oto zagra „punkowa legenda lat 90.”. Potem najczęściej okazuje się, że ten koncert jest raczej średni, a gra go jeden członek oryginalnego składu i sesyjne młodziki. A wracając do twojego pytania – pewnie w przyszłym roku nagramy kolejną płytę, tym razem może już bardziej profesjonalnie. Materiał na nią już jest, a nowych pomysłów też nam nie brakuje.
SG: Domeną punk rocka są koncerty – kiedy i gdzie będzie można posłuchać was na żywo w najbliższym czasie?
Mechlin: W tym roku już chyba nigdzie. Niedawno zrobiliśmy piosenkę o samych sobie, o zaskakującym tytule „Jamnik’73” (śmiech). Jest w niej taka fraza – „kapela-zapchajdziura na support”. Może więc ktoś bardziej „znany i lubiany” szuka takiej na jakiś punkowy event i chce zobaczyć w akcji pięciu wariatów? Jeśli tak, to zapraszamy do kontaktu!
Jamnik’73 – pilski zespół hardcore punkowy, obecnie działający w składzie: Mechlin (gitara), Qłak (perkusja), Miki (bas), Emce (wokal) i Cozy (gitara) – muzycy znani choćby z takich kapel jak Qulturka, Alians, Soraga, INRI, D.Y.R.E.K.T.O.R, Folk Machina czy Mojapołowa. Grają od 2017 roku, jak sami podkreślają, „szybko, głośno i na temat”. W październiku 2021 roku wydali debiutancką płytę.