Tańczące mózgi, tańczące ciała
Opublikowano:
3 października 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Co o ciele, ruchu i tańcu mają do powiedzenia filozof, informatyk, kognitywista, socjolog czy politolog, możemy się dowiedzieć z nagrodzonego, jubileuszowego albumu, wydanego przez Polski Teatr Tańca.
BARBARA KOWALEWSKA: Jakie były założenia przy projektowaniu tak nietypowej pozycji jubileuszowej?
ANNA KOCZOROWSKA (specjalistka do spraw PR): Zależało nam, żeby to nie była typowa publikacja okolicznościowa. Mieliśmy wsparcie finansowe Urzędu Marszałkowskiego oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Autorką koncepcji tomu jest pani dyrektor Iwona Pasińska. Chcieliśmy w niecodzienny sposób przedstawić historię teatru, ludzi, którzy go tworzyli, spektakle, ale też pokazać szerzej taniec jako zjawisko. Szukaliśmy nowatorskich sposobów mówienia o tańcu.
Oczywiste jest, że tańcem zajmują się teatrolodzy, ale jest też wiele dyscyplin, które mają coś do powiedzenia o tańcu z różnych perspektyw, jednak my, widzowie, nie zdajemy sobie z tego sprawy. Na przykład kognitywista pisze o wpływie ruchu na funkcjonowanie mózgu, a socjolog o wiedzy ucieleśnionej, czyli tej, którą nabywa się poprzez ciało. Przygotowanie publikacji było przygodą. Szukaliśmy osób reprezentujących różne dyscypliny, które mogą mieć związek z tańcem lub ruchem w sposób pośredni, nieoczywisty.
Tak szerokie ujęcie powoduje, że można się czuć zaproszonym bez względu na to, czy jest się fizykiem, czy muzykiem, czy kimkolwiek innym.
IWONA PASIŃSKA (dyrektor Polskiego Teatru Tańca): Tak. To jest część czteroletniego projektu – idiomu „polski/wielkopolski”, wyznaczającego kierunek ewolucji repertuaru PTT, w którym założyliśmy sobie odhermetyzowanie sztuki tańca i zachęcenie jak najszerszego grona widzów do spotkania z nami. Chodzi o to, żeby nie zajmować się tylko tańcem, ale także zapraszać innych artystów, żeby uczynić sztukę tańca przyjazną dla nieoswojonego z teorią i praktyką tańca widza. Ta idea jest obecna również w albumie. W trakcie projektowania dyskutowałam z grafikiem, który przekonał mnie do swojej wizji.
Wydaje się, że albumem rządzi nie tylko chronologia, ale też estetyka wizualna. Fotografia nie jest tu wykorzystana stereotypowo.
AK: Historia teatru opowiedziana jest również przez kostium i rekwizyt.
IP: Wkładki fotograficzne rozkładają się i składają tak, żeby odbiór książki też był związany z ruchem. Znaczenie ma kolejność zdjęć, widać to na przykładzie analogii pomiędzy zdjęciem wachlarza a zdjęciem w naturze: i tu, i tu jest oddech. Grafik nie zajmował się treścią, ale formą. Mamy tu różne znaki. Na przykład okładka związana jest z naszą planowaną przeprowadzką. Przednia okładka to drzwi do budynku przy ulicy Koziej, tylna – wejście do przyszłej siedziby na Taczaka.
AK: Można spojrzeć na tę monografię jak na instalację czy obiekt sztuki, jest symboliczne wejście i wyjście, a w środku cała historia teatru. To materializacja idei, że wkraczamy przez drzwi do historii, ale wychodzimy już bramą do nowego „domu”.
IP: Chcieliśmy też niejako podprogowo przekazać to, co jest związane z samą istotą ruchu: bez ruchu nie ma życia – uwidaczniają to artykuły zawarte w książce. Pytano mnie, dlaczego nie chcę zaprosić do pisania ludzi zajmujących się zawodowo tańcem. Nie chciałam powielić stereotypowo rozumianej publikacji jubileuszowej. Otrzymaliśmy dużo sygnałów, że tę książkę dobrze się czyta i ogląda. Potwierdziły to nagrody, które zebrał album. Dzięki nim znaleźliśmy się w innym miejscu na arenie międzynarodowej.
Jakie to nagrody?
AK: Nagroda Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek dla najpiękniejszej książki roku 2018. To było potrójne uhonorowanie: dla PTT jako wydawcy, dla grafika Ryszarda Bienerta i fotografa Andrzeja Grabowskiego. Otrzymaliśmy też srebrny medal w konkursie European Design Award i nagrodę Polish Graphic Design Award w kategorii wydawnictwa za projekt graficzny. Oprócz tego album został wyróżniony w konkursie 50 Books, organizowanym przez The Professional Association for Design oraz Design Observer w Stanach Zjednoczonych i znalazł się w gronie najpiękniejszych książek świata, wyłoniony spośród 700 kandydatur z takich krajów jak Australia, Indie, Iran, Singapur, Południowa Korea czy Zjednoczone Emiraty Arabskie.
IP: Dzięki tym nagrodom nawiązaliśmy kontakty z nowymi zagranicznymi menadżerami. To pokazało ogromną siłę tego albumu. Gratulacje, które spłynęły ze Stanów Zjednoczonych wpłynęły na zmianę naszej pozycji w rozmowach o spektaklach. Ponadto nawiązaliśmy relacje z innymi, artystycznymi partnerami, którzy dowiedzieli się o nas dzięki nagrodzonemu albumowi.
Wygląda na to, że ten albumowy projekt wynika z nowych założeń wobec samego teatru. W jakim kierunku będzie zmierzał teatr Iwony Pasińskiej?
IP: Jesteśmy teatrem objazdowym i chcemy w świecie przekazać to, co jest specyficznie nasze. Jeśli rozmawiam z chińskim menedżerem o „Dziadach” Mickiewicza i on wie, o czym mówię, to znaczy, że warto poszukiwać inspiracji w naszej tożsamości, w naszym dziedzictwie. Ale sięganie do klasyki nie oznacza zachowawczości, może nas stymulować do przedstawienia nowego ujęcia. Jednocześnie chodzi o to, żeby na świecie rozpoznawano, że to jest polskie i nie da się tego z niczym pomylić. Nie chcemy mieć takiej samej oferty jak teatry w Stanach Zjednoczonych, Australii czy Niemczech. Jesteśmy jednym z bardziej emocjonalnych narodów, czerpmy z tego. Docierają do nas sygnały, że to jest interesujące dla świata, bo jest nasze.
Druga sprawa to kształcenie tancerzy nie tylko w jednej technice, ale otwieranie się na różne kierunki i stylistyki. Dlatego od trzech lat tancerze mają inny profil treningów: zapraszamy pedagogów z całego świata, rozwijamy emisję głosu, uczymy się śpiewu, bo głos również „przynależy” do ciała. Jeśli głos jest uwięziony w ciele, przeszkadza w ekspresji ruchu. Cały czas staramy się poszukiwać, ale proszę twórców, żeby szukali w tym, co mamy. Kiedy Adam Strug wykonuje na żywo pieśni wywodzące się z polskiej muzyki tradycyjnej, porusza widzów od Pekinu do Berlina.
Można by pomyśleć, że tematy patriotyczne już się wysyciły. A jednak nie.
IP: Ważne jest, żeby wiedzieć, jak to dziś robić i co stanowi punkt wyjścia każdej realizacji. To myślenie porządkuje nam „idiom roczny”: 2017 rok był Rokiem Guślarzy, 2018 – Rokiem Bogów, teraz mamy Rok Wyklętych, a przyszły będzie Rokiem Szyderców. Ten idiom jest wskazówką dla wszystkich realizatorów, którzy chcieliby z nami współpracować, żeby korzystali z tego „klucza”, spoglądając na naszą literaturę, muzykę i kulturę w ogóle.
AK: Można o nas powiedzieć to, co o Teatrze Powszechnym w Warszawie, że jesteśmy teatrem, który się wtrąca. Nie chodzi o politykę, ale o wypowiadanie się na tematy nieobojętne. „Obiecana ziemia obiecana” jest takim przykładem. To epopeja ziemska, ale wpisująca się w nurt troski o naturę opowieść o ziemi wyklętej, niszczonej przez ludzi.
IP: Raz w roku organizujemy konkurs dla realizatorów: reżyserów, choreografów, którzy mają wpisać się w ideę danego roku. W 2018 roku ten konkurs wygrali Katarzyna Raduszyńska, Artur Bieńkowski i Paweł Walicki, którzy przedstawili koncepcję „Obiecanej ziemi obiecanej”. To wymagający konkurs. Zapraszamy cztery ekipy, żeby sprawdzić, czy są w stanie współpracować z naszym zespołem i dopiero potem wybieramy ostatecznych realizatorów. W czerwcu w Roku Wyklętych wystawiliśmy spektakl „45”. Z premedytacją. Pokazaliśmy tancerzy uprawiających zawód wyklęty.
Skoro o tym mówimy, taniec był kiedyś połączony z duchowością i rytuałem religijnym, ale stopniowo wypierała go z tego obszaru filozofia (Platon, Kartezjusz), a potem kościół, aż stał się sztuką wyklętą. Czy można dzisiaj tę klątwę zdjąć?
IP: Próbujemy to robić. Świadomie układamy premiery w ciągu roku. Taniec jest głównym środkiem naszej wypowiedzi. To sztuka zeświecczona i sprowadzona do poziomu rozrywki, a przecież może sprawiać nie tylko przyjemność, ale też sprowokować jakiś zwrot w życiu. My się zmieniamy i nasz widz też, temu służą nasz konkurs „1 strona / 1 spojrzenie / 180 sekund” albo rozmównice.
Czym są rozmównice? Jaka jest ich idea?
IP: Staramy się stworzyć przestrzeń dla tych, którzy chcą się podzielić swoją opinią czy wizją. Rozmównica powstała podczas panelu dyskusyjnego, w którym prelegenci przedstawiali sytuację teatru tańca na scenie polskiej. Uczestnicy skarżyli się, że brakuje narzędzi do rozmowy o tańcu. Profesor Elżbieta Kalemba-Kasprzak podsumowała, że potrzebujemy rozmównic. Wtedy ja nieopatrznie publicznie ogłosiłam, że to zainicjuję.
AK: Rozmównice odbywają się raz w miesiącu. Uczestnikiem może być każdy, kto chce przyjść. Obecnie są to spotkania z autorami artykułów z naszej monografii jubileuszowej. Cykl spotkań pomyślany został tak, aby zapraszać ekspertów, w tandemie praktyk–teoretyk. Stają się oni przewodnikami w dyskusji o tańcu. Zależy nam na tym, aby te dwa dyskursy – teoretyczny i praktyczny nawzajem na siebie wpływały, bo to zupełnie inne spojrzenia. W realnym życiu osoby z tak różnych dziedzin nie miałyby prawdopodobnie szansy na spotkanie.
IP: Słuchacze zadają nieoczywiste pytania, to ubogaca i pozwala spojrzeć na życie z perspektywy ruchu. Zadziwia mnie, jak w czasie tych rozmów ludzie prostują się – taką siłę ma już samo mówienie o ciele i ruchu. Rozmównic” kończy się potańcówką, żeby ciało „ustawione przez porządek myśli” mogło odreagować. Słowo trzeba zrównoważyć ruchem. Bycie w teatrze może rozbudzać empatię poprzez ciało i kanał kinestetyczny.
AK: Ta potańcówka nie jest całkowicie spontaniczna. Improwizacja jest powiązana z tematem spotkania. Trudno sobie wyobrazić spotkanie w teatrze tańca bez odrobiny ruchu. Ruch też jest przecież językiem. Oba te języki splatają się ze sobą.
Rozmównice zmieniają kontakt z widzem?
IP: Tak. Często ludziom przeszkadza utarty sposób widzenia tego, jak inni powinni coś tworzyć. My zakładamy różnorodność. Cieszy mnie, że bywamy razem, nasi słuchacze są dla nas bardzo ważni. Zastanawiamy się, dlaczego ktoś rozumie spektakl inaczej, niż było to naszą intencją. Wiemy, że powinniśmy pracować nad otwieraniem się na innych, pragniemy budować przestrzeń, w której każdy może się wypowiedzieć – ten, kto nigdy nie widział tańca, i teoretyk, i praktyk – i dociekać, dlaczego inaczej widzimy, rozumiemy, odczuwamy. To fascynujące.
Mamy poczucie, że zagościł u nas nowy, dojrzały widz, ludzie chcą rozmawiać po spektaklach. W Wejherowie, po spektaklu „Polka” przyszły starsze panie i koniecznie chciały porozmawiać o tym, że całe życie spędziły tak, jak to przedstawiono na scenie. W „Weselu-poprawinach” w reżyserii Marcina Libera losy ludzi ukazane są przez pryzmat wesela: przed wojną, w czasie wojny, po wojnie, w stanie wojennym. Tańcowi towarzyszą teksty zebrane podczas warsztatów z seniorami. Pani dramaturg uplotła narrację z ich relacji. Na tych spektaklach ludzie płaczą, bo odnajdują w nich swoje wspomnienia. Realizuje się dodatkowy cel: jak być ludźmi.
AK: Nie zawsze trzeba nawoływać do zmiany przy pomocy głośnych manifestów czy kampanii, jak „Me too”. Czasem można pokazać nudną, mroczną rzeczywistość, żeby sprowokować. Cel może być ten sam, tylko środki są inne.
Jeden z artykułów w albumie brzmi „Taniec i polityka. Związki nieoczywiste”. Czy taniec jest polityczny czy apolityczny?
AK: Nawet bez tekstu profesor Doroty Piontek te związki są oczywiste. Przecież za Ludwika XIV taniec był narzędziem do ustanawiania hierarchii na dworze francuskim.
IP: A lata 30. w Niemczech? Ekspresjonizm, kult ciała. Gdyby nie ta moda, nie byłoby miejsca na to, czym zajęli się Rudolf Laban, Mary Wigman, Kurt Jooss, nie mielibyśmy teatru tańca jako gatunku. Mowa ciała jest bardzo ważna w odczytywaniu intencji. Popatrzmy na oddziaływanie tańczących mas. Przejście wojsk jest przecież choreografią. To narzędzie stosowane do dzisiaj w Rosji i w Chinach. A rytuał haka w Polinezji, wykonywany przez wojowników przed bitwą? Taniec bywa obecny w miejscach, gdzie można wywoływać agresję. Te związki były obecne już w tańcach wojennych sprzed tysięcy lat.
AK: 24 października zapraszamy na rozmównicę, która poświęcona będzie tym zagadnieniom. Chciałabym zaprosić profesor Piontek do przeanalizowania języka gestyczno-ruchowego któregoś z polityków. Ten język jest przecież ważnym składnikiem wizerunku politycznego.
Czy każde zachowanie nie jest w jakiś sposób „polityczne”, bo oddziałuje na innych?
IP: Trzeba odróżniać światopogląd od zacięcia politycznego. Nie uciekamy od naszego światopoglądu, ale nie chcemy uprawiać polityki. Chociaż, niestety, nie uniknęliśmy zarzutów: raz, że jesteśmy zbyt prawicowi, innym razem, że zbyt lewicowi. To oko patrzącego tworzy politykę, my się nią nie zajmujemy. Sięgamy do filozofii, etyki, wyrażonych tańcem.
Co obecnie znaczy termin „taniec współczesny”? Czy to pojęcie ma dziś sens?
IP: Po balecie klasycznym mamy balet modern, potem nazwany tańcem modern. Poszczególne techniki choreografów i pedagogów ugruntowały się i do dziś naucza się ich w szkołach jako bazę tańca współczesnego. Potem pojawiły się techniki indywidualne, w tym techniki improwizacji, wymykające się nazwom. „Współczesne” znaczy po prostu „tu i teraz”. Pytanie, czy mówimy o technikach czy o zjawisku. Teraz już nawet „Jeziora łabędziego” nie da się zrobić tak jak kiedyś. Jest coraz więcej technik autorskich. Im więcej będzie impulsów, tym lepiej ciało będzie przygotowane do ekspresji.
Ale dwa razy w tygodniu musi odbyć się trening klasyczny. To najbardziej formalna technika, „słownik ruchowy”, który jest potrzebny do organizacji własnego ciała. Ponawiane ćwiczenie tego „porządku” pozwala lepiej zapanować nad ciałem w fazach eksperymentowania z ruchem. Potem znowu wracamy „do pionu” poprzez klasykę baletową, żeby nie doprowadzić do całkowitego chaosu w ciele.
Kiedyś profesor Ewa Czaplińska urządziła konferencję, na którą zaprosiła fizyków do rozmowy o fizyce w teatrze. Spytałam wówczas, po co tancerz codziennie o dziesiątej wraca do lekcji klasyki. A fizyk mi odpowiedział, że po to, by uporządkować wszystkie atomy – ciało jest przecież zbiorem atomów – po całodniowym treningu one się przesuwają i następuje chaos. Przychodzimy więc rano, żeby znowu „zrobić porządek”, żeby wystartować z procesem, z próbami. Fizycy powiedzieli, że jeśli po jakimś czasie następuje zapaść w jakości spektaklu, to może to być spowodowane nadmiernym porządkiem, który wtórnie wprowadza chaos. W związku z tym, trzeba coś zrobić, żeby wprowadzić niewielką zmianę w organizacji sceny, na przykład przestawić dekoracje. To znowu wymusi organizację i porządek.
I to powiedział fizyk?
IP: Tak, fizyk. My na szczęście w sposób naturalny jesteśmy w zgodzie z fizyką, bo jako teatr objazdowy wciąż doświadczamy zmiany. Tak samo jest z ciałem: zaprowadzamy porządek, a potem ciało może wprowadzać różne rzeczy, łącznie z improwizacją, doprowadzając do rozpadnięcia tego porządku i tak dalej. Czy nie warto o tym wszystkim rozmawiać?
IWONA PASIŃSKA – choreograf, dramaturg ruchu, doktor teatrologii, współzałożycielka Fundacji Movements Factory Foundation. Od 2016 roku dyrektor Polskiego Teatru Tańca, wieloletnia pierwsza solistka Polskiego Teatru Tańca – Baletu Poznańskiego. W 1998 roku została laureatką Medalu Leona Wójcikowskiego dla najwybitniejszego tancerza młodego pokolenia. Od 2002 roku zajmuje się kompozycją ruchu, dramaturgią ekspresji ciała oraz choreografią.
ANNA KOCZOROWSKA – absolwentka Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej na kierunku filologia polska w zakresie specjalizacji teatrologicznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, recenzentka i krytyczka tańca. Współpracowała z działem kultury „Gazety Wielkopolskiej” (obecnie „Gazeta Wyborcza Poznań), „Pro Arte”, „Czasem Kultury”, „Gazetą Malarzy i Poetów”, „Opcjami” oraz portalami nowytaniec.pl, artpapier.com, taniecpolska.pl oraz kulturapoznan.pl.
CZYTAJ TAKŻE: Niezwykły portret Ewy Wycichowskiej
CZYTAJ TAKŻE: W teatrze tańca wszystko jest możliwe. Rozmowa z Anną Królicą
CZYTAJ TAKŻE: Dawać z siebie wszystko. Rozmowa z Pauliną Jaksim