fot. A. Grabowski

Ulica Krokodyli na Taczaka

„Mało kto, nie uprzedzony, dostrzegał dziwną osobliwość tej dzielnicy…” – pisał Bruno Schulz.  Podążając za nim, donoszę, że 16 listopada 2023 roku na Taczaka 8 proklamowano nową republikę.

Zdarza się czasem, że piszący ugrzązł był w kłopocie recenzenckim i wpada przeto wprost na ulicę Krokodyli, pełną dorożek bez woźniców, składów sklepowych wyjętych z epoki, krawców szyjących jeszcze na miarę, a z ulicy poprzecznej wyjeżdża nagle, sycząc jak wąż, długi pociąg niezależnych słów, które wykolejają się zaraz za zakrętem. To efekt uboczny proklamowania właśnie nowej republiki, która, korzystając z interwału czasowego o nieokreślonej rozpiętości, zawłaszcza terytorium niezagospodarowane od dawna i podstawia otwarte na oścież wagony pociągu osobliwych zdarzeń. Tu pisząca te słowa podejmuje wyzwanie, świadoma ryzyka związanego z ujęciem tekstu w formę nieprzylegającą do recenzji, ryzyka wyśmiania bądź stania się obiektem zjadliwych uwag, komentarzy i posądzeń, które w innym interwale czasowym zwą hejtem. Bez tego ryzyka nie da się jednak wjechać w ulicę Krokodyli. „Nasza trema udzieliła się czytelnikowi. Czujemy jego zdenerwowanie. Mimo pozorów ożywienia i nam jest ciężko na sercu i pełni jesteśmy trwogi – odezwał się, dodając mi odwagi, Bruno. –  W imię boże tedy – wsiadamy i odjazd!”

„Czyżby czas był za ciasny”?

W republice owej zakazane są wszelkie przejawy chronologii, a obowiązującą walutą jest czas nieciągły.

 

Plakat do spektaklu "Republika marzeń" autorstwa Piotra Zdanowicza

Plakat do spektaklu „Republika marzeń” autorstwa Piotra Zdanowicza

Tylko taką monetą da się zapłacić w sklepie kolonialnym i zostać obsłużonym przez subiekta; tylko z taką monetą można zamówić u krawca ubranie, wydostać się przez korytarze słów na drugą stronę ulicy, gdzie plenią się nieprzycinane pnącza wyobrażeń; tylko ta moneta pozwala przetrwać w Sanatorium pod Klepsydrą, mimo że doktor śpi i „jesteśmy po prostu zdani na siebie samych”. Monety tego czasu pozwalają nam wejść w tłum zdeklarowanych zwolenników jednorazowego gestu, aktorów zaimprowizowanej chwili, przejść z godzin pełnych porządku i nudy do patosu nieskończonych możliwości materii, którą wzięli we władanie tancerze.

Na ulicy Taczaka, w tanecznym korowodzie przez różne „odnogi czasu”, wychodzisz tylnym wejściem ze sklepu, by już nigdy nie trafić tam z powrotem. Rozpoczęte gesty, sekwencje ruchu, najbardziej nieokiełznane tańce „zawisają w powietrzu” i pozostają niedokończone.

„Zapachniało mu poezją i przygodą”

Powie Czytelnik: co to za bełkot w malignie pisany, z którego nijak logika fabularna spektaklu się nie wychyla. Otóż wyjaśniamy, że ten to właśnie tłum nieokiełznanych wyrazów skanduje na cześć Schulzowskiego, odczytywanego ciałami tancerzy republiki, manifestu, że teraz królować ma forma, nie treść, a materia ma być na nowo lepiona z dowolnych wytworzeń umysłu. Zbuntowanym frazom towarzyszą zwolenniczki niedopowiedzeń – zmysłowe Metafory, które nóżki swe ku widzom wystawiają na pokuszenie wyobraźni.

 

fot. A. Grabowski

fot. A. Grabowski

Tancerzy podróż sceniczna wykoleja kolejno podejmowane słowa, w niejasno usytuowane przystanki je spycha, ku pierwocinom ruchu i cielesności rozedrganej zdążając. Darmo szukać tu fabularnych umocowań, zaczepień dla umysłu racjonalnego, głodnego powiązań logicznych. Raz wjechawszy w ulicę Krokodyli,  porzucić trzeba nadzieję na linearność wydarzeń. „Bo są rzeczy, które się całkiem, do końca, nie mogą zdarzyć”.

W składni tej mowy tanecznej ukryte są karakony, stroszące pióra kurczaki gotowe do rosołu, nogi Edzia plączą się w kontrapunkcie do szpagatów Adeli, krawcy, na swoją miarę, prowadzą skandowany gestami dialog z manekinami, nastaje  wiosna i „ekstazy wstępują w kwitnienie”, a wichura, przepowiedziana w Schulzowskim Instytucie Meteorologii i rozpętana przez tancerzy, zabiera wszystko i nijak nie da się pójść do szkoły. Myliłby się jednak ktoś, sądząc, że jest w tym jakaś historia.   

„Czy Adela jest w domu?”

Schulzowski Józef błąka się tu w poszukiwaniu Ojca i próbując bezskutecznie skontaktować  się z doktorem. Zdaje się jednak szukać czegoś jeszcze: od zdania do zdania, od gestu do gestu. Być może odpowiedzią na jego zagubienie mogłaby być Adela, jeśli przyjąć, że w swojej nieskrywanej zmysłowości  jest mistrzynią bezsłowia, beztrosko dając wygrywać cielesności, pierwotnej formie ruchu i demaskując abstrakcyjność rozmaitych gramatyk. Nie, nie chodzi nawet o niewątpliwy erotyczny charakter jej ekspresyjnego tańca.

 

fot. A. Grabowski

fot. A. Grabowski

To raczej hymn na cześć tego, co było przed słowem, co da się wyrazić bez niego albo lepiej niż ono. To Adela wkracza ze szczotką na strych pełen rozkrzyczanych ptaków, które kolekcjonuje Ojciec, i wymiata wszystkie furkoczące słowa, redukując je do podrygujących ciał. Otwiera okna, by wyrazy odleciały.

Grożąc palcem, powstrzymuje demiurgiczne zapędy Ojca. Adela wydaje się uosabiać czystą radość ruchu, apologię gestu nieskażonego perorą. To ona inicjuje dzień i rozprawia się z jego resztkami. Dlatego w republice tak ważne wydaje się pytanie: „Czy Adela jest w domu?”. Nastaje wielkie sprzątanie, otwiera się okna i…

„Muszę sobie tylko wyobrazić drzwi”

Próżno Czytelnik czeka na opiniotwórcze wyznania krytyczki. Przepadła bowiem w bliżej nieokreślonym interwale czasu. Podobno widziano ją raz w powozie bez woźnicy, jak się wychylała na zakręcie, raz w sklepiku za rogiem wąchającą cynamony, innym razem u krawca, gdzie uczy się, jak zdejmować miarę i wkładać bezmiar.

 

fot. A. Grabowski

fot. A. Grabowski

Podejrzewa się ją także o halucynacje i plotkuje o chorobotwórczym charakterze spektaklu Polskiego Teatru Tańca, w dodatku wysoko zaraźliwym. Możemy więc tylko tyle powiedzieć: czy na Taczaka 8, w świeżo proklamowanej Republice Marzeń zmieścisz się i Ty, Czytelniku, da się sprawdzić jedynie, wsiadając w pociąg jadący przez ulicę Krokodyli.

Nie wiadomo jednak dokładnie, z jakiej stacji odjeżdża. Być może wsiąść do niego można w zupełnie nieoczekiwanych miejscach, wystarczy wyobrazić sobie jakieś drzwi…

Wszystkie cytaty pochodzą ze zbioru prozy Brunona Schulza „Sklepy cynamonowe. Sanatorium  pod Klepsydrą”, Wydawnictwo Literackie, 1978

 

 

Polski Teatr Tańca, premiera spektaklu „Republika marzeń”, scenariusz i reżyseria na podstawie prozy Brunona Schulza: Igor Gorzkowski, choreografia: Iwona Pasińska, scenografia: Andrzej Grabowski, kostiumy: Adriana Cygankiewicz, Andrzej Grabowski, premiera: 16.11.2023.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0