38 numerów leszczyńskiego rynku
Opublikowano:
24 listopada 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Inspiracją do napisania tego artykułu był maszynopis Wiktora Bulińskiego z zasobów Archiwum Państwowego w Lesznie. Jest to tekst dla mieszkańców miasta Leszna bez wątpienia interesujący, wartościowy i nieznany szerszemu gronu czytelników.
Oczywiście treść cytowanych wspomnień można poddać krytyce, skonfrontować z dostępną literaturą i materiałem źródłowym. Niemniej prezentuje bardzo ciekawe spojrzenie na charakter międzywojennego miasta.
Pierzeja zachodnia
W kamienicy numer 1, jak zanotował Buliński, mieściła się Komunalna Kasa Oszczędnościowa. Kasa miała pracować bardzo sprawnie, a jej dyrektorem był Piotr Grzesik. Tenże po roku 1930 popełnił samobójstwo. Po sąsiedzku znajdował się dom Antoniego Misiaka prowadzącego skład bławatów.
Pod numerem 3 produkcję obuwia uruchomił Zygmunt Bałdowski. Wielki kibic i późniejszy prezes Polonii Leszno. W jego zakładzie leszczyńskim trampkarzom darmowo naprawiano buty.
Buliński zapisał:
„Zygmunt miał przystojną ładną córkę. O jej losach nic nie wiem”.
Numer 4 to także skład bławatów i konfekcji, przeznaczony dla mniej wymagających klientów, prowadzony przez Jana Pawelczaka.
W kamienicy numer 5 mieszkał Jakub Andrzejewski, gospodarz z Boszkowa. Zajmował się składem skór i przyborów szewskich. Warto na moment zatrzymać się właśnie tutaj.
„Brzegi piaszczyste z piękną perspektywą na bezkres wód, obramowanych czernią lasów oraz tak odrębny wśród wielkopolskich równin malowniczy krajobraz, otaczający to letnisko [letnisko w Boszkowie do dziś jest bardzo popularne wśród mieszkańców Leszna], powoduje coraz większy i w pełni zasłużony rozgłos” – reklamę o takiej treści zamieścił Andrzejewski w kwartalniku „Ziemia Leszczyńska” w czerwcu 1937 r.
O unikalnym na terenie Leszna wystroju w pokoju kamienicy pod piątką informuje Ewa Kręglewska-Foksowicz w opracowaniu konserwatorskim z roku 1977/1978.
Autorka zwraca uwagę na całe zachowane wyposażenie i zaznacza, że obiekt jest nadal w posiadaniu rodziny Andrzejewskich. Zachwyca się piecem, detalami stolarki drzwiowej oraz polichromią sufitu.
Oglądając zdjęcia zamieszczone w opracowaniu, natychmiast na myśl przychodzi Kamienica Czynszowa będąca częścią Muzeum Śląska Opolskiego czy Dom Uphagena – Muzeum Wnętrz Mieszczańskich w Gdańsku.
Kamienica numer 6 należała do Antoniego Dzikowskiego. Ten także prowadził skład bławatów i konfekcji damskiej. Przeprowadzał akcje promocyjne pod hasłem: „Tydzień Resztek”, kiedy to za połowę ceny sprzedawał materiały z minionego sezonu.
„Dzikowscy żyli bardzo skromnie, mówiono, że znali drogę tylko do kościoła” – zanotował Buliński.
Po wygranej na loterii na początku lat 30. zakupili dom na Starym Rynku w Poznaniu. Gdzie Dzikowscy nabyli swój los? Pewnie dwa budynki dalej.
Kamienica numer 7 to skład galanterii skórzanej Mikołaja Smyczka.
W budynku z numerem 8 – Antoni Marski prowadził skład wyrobów tytoniowych oraz Kolekturę Loterii Państwowej. Pod koniec lat 30. zamieścił w prasie interesującą reklamę o treści:
„Przez zmianę wielkich wygranych na większą ilość średnich, szanse wygrania są kolosalne, co drugi los wygrywa”.
Marski po zakończeniu wojny ponownie zarejestrował przedsiębiorstwo, które zamknął w grudniu 1949 roku. Sąsiadem Marskiego był Paweł Bethge. Buliński odnotował datę śmierci kupca. Być może ze względu na sprawę testamentu Pawła?
Kupiec spisał testament, w którym nie zawarł daty jego sporządzenia. Uniemożliwiło to otrzymanie spadku jego żonie. Ta pisała odwołania do sądu, jednak były one bezskuteczne.
Czy Bethge popełnił tak wielki błąd, czy działał świadomie? Może należał do osób ukrywających w szufladzie stertę pozaczynanych listów?
O kamienicy z numerem 10 Buliński pisał:
„W domu tym w latach dwudziestych mieszkał dr Simon Szertel, Niemiec lub Żyd niemiecki. Rozeszła się pogłoska, że popełniono na nim morderstwo”.
W tej kamienicy warsztat szewski prowadził Antoni Stefaniak. Numer 11 to także skład bławatów. Prowadzony przez Józefa Danielaka. Dom narożny to skład porcelany prowadzony przez Michała Smerczyńskiego. Z pewnością bez zaufanych klientów byłoby tutaj krucho…
Pierzeja północna
Północną pierzeję rozpoczynał Wielkopolski Skład Kawy. Wejście było od ówczesnej ulicy Kościańskiej. Piętra zajmowane były przez kancelarie adwokackie i notarialne.
Dom o numerze 14 należał do Józefa Rzepki. Do dziś kamienica wyróżnia się niezwykle szeroką bramą. Szeroki był także zakres działalności Rzepki. Prowadził skład z materiałami szkolnymi i zabawkami. W drugim lokalu Rzepki istniał zakład fryzjerski Stanisława Nawrocika. Trzecią działalnością zarejestrowaną pod tymże numerem była introligatornia Władysława Rzepki. W ogłoszeniach obok wszelkich opraw oferował także naciąganie map.
Budynek numer 15 należał do Izraela Landsberga. Warte odnotowania jest, że w rękach rodziny Landsbergów kamienica była ponad osiem dekad. Zrealizowali oni wiele inwestycji budowlanych. To najprawdopodobniej do ich nazwiska nawiązuje ozdobna literka „L” na drzwiach.
Po śmierci Landsberga od wdowy po nim dom zakupił Antoni Polewicz, który trudnił się handlem wyrobów skórzanych i konfekcji męskiej. W „Głosie Leszczyńskim” z sierpnia 1937 zamieścił reklamę o treści:
„Po gruntownej renowacji mego lokalu polecam szan. klienteli mój bogato zaopatrzony skład w olbrzymią ilość towaru, polecając po cenach niebywale niskich pierwszorzędną garderobę męską i chłopięcą, płaszcze damskie – bławaty – artykuły męskie – przybory wojskowe i szkolne. Polecając się nadal łaskawym względom i przyrzekając rzetelną obsługę A. Polewicz, Leszno, Rynek 15. Wstąp i przekonaj się bez przymusu kupna”.
Warto zadrzeć głowę do góry przy dawnym budynku Landsbergów. U jego szczytu zachowały się dwa popiersia. Jedno z nich przedstawia Merkurego w kapeluszu ze skrzydełkami, utożsamianego z greckim Hermesem.
Merkury uznawany jest za patrona kupców, handlu, zysku czy bogactwa, ale i złodziei.
Druga figura to prawdopodobnie Diana, czyli bogini łowów, przyrody i płodności.
Buliński zanotował:
„W następnym domu nr 16 była Apteka pod Łabędziem. Należała do Niemca Kurta Grossa. Z zamiłowaniem uprawiał myślistwo. Po wkroczeniu Niemców zachowywał się bardzo przyzwoicie i pomagał Polakom”.
Ciekawostką jest, że przy balustradzie zachowało się kółko do wiązania koni. Czy jego obecność należy łączyć z zapalonym myśliwym?
W kamienicy za apteką mieścił się skład odzieży braci Hamburgerów, a później stolarnia Neumanna. Dom nr 18 zakupił w późniejszym czasie Ludwik Schmidt. Ostatni budynek w tej pierzei nabył – Franciszek Przymuszała.
Pierzeja wschodnia
W kamienicy nr 20 Michał Walkowski prowadził rzeźnictwo, a pod numerem 21 działał Artur Rothe, zegarmistrz i jubiler. Lokal cechowały żelazne żaluzje zasuwające codziennie wejście do zakładu. Rothe działał przez cały okres międzywojenny i popierany był przez Niemców.
Warto odnotować, że zarówno Artur, jak i jego żona Gertruda deklarowali, iż są obywatelami Państwa Polskiego, lecz władają tylko językiem niemieckim. W wieloetnicznym i wielokulturowym Lesznie było to zapewne bardziej skomplikowane zagadnienie.
Kamienica numer 22 należała do Hansa Kretschmera, kupca handlującego produktami rolnymi. W budynku numer 23 mieściła się restauracja „Do Krewnego” Jana Kaczyńskiego. Niewielki skład sprzedający cukierki dzierżawił tutaj także Feliks Poloszyk. Ulokowany po sąsiedzku wysoki dom zakupiła rodzina Rybińskich, a po nich wynajmował go siodlarz Mieczysław Bartlewicz.
W kamienicy numer 25 mieścił się Bank Ludowy. W wyniku coraz słabszej działalności dokonywano wielu kontroli. Po 1930 r. wykryto nadużycia, a dyrektor Kazimierz Olszewski (podobnie jak dyrektor KKO) popełnił samobójstwo.
„Tak wtedy to pojmowano sprawę honoru” – skomentował incydent Buliński.
Posesji nr 26/27 będącej połączeniem dwóch domów autor poświęcił najwięcej uwagi. Nie ma w tym nic dziwnego. W roku 1920 wprowadził się do niej, a później został właścicielem Feliks Buliński, ojciec autora maszynopisu.
Wiktor szczegółowo opisał proces pozyskiwania i sprzedaży bławatów. Wspomina o corocznej akcji „Białe Tygodnie”, odbywającej się w lutym.
Kamienica numer 28 to skład odzieży i bielizny oraz księgarnia Stanisława Chmary. Buliński zaznacza, że jeszcze do niedawna trzy budynki posiadały podcienia (nr 25, 27 i 29). Zachował je tylko ostatni, którego właścicielem był Willibald Stolpe, mały, gruby i ze stożkowatą głową, jak zanotował Buliński.
Warto podkreślić, że w 1910 r. rozważano wyburzenie kamienicy. Ówczesny konserwator zdołał ją ocalić.
Z kolei w połowie lat 30. Stolpe wiedząc, że niedługo zostanie wywłaszczony, wycinał deski i belki z budynku, paląc nimi w piecu. Lokatorzy donieśli na niego do Miejskiego Urzędu Technicznego.
Pierzeja południowa
Południową stronę rynku rozpoczyna dom numer 30, należący do Teodora Wojciechowskiego. W kamienicy numer 31 działał zakład szewski Stanisława Bednarczyka.
Kamienicę numer 32 zakupił Teofil Zgaiński i założył skład delikatesów. Buliński zachwala dostępne wiktuały:
„U niego zawsze były wędzone łososie i węgorze oraz najlepsze sery”.
Zapisał także:
„Po wojnie miałem zaszczyt w gronie seniorów kupiectwa składać życzenia panu Teofilowi z okazji 70-lecia urodzin. Piłem wtedy z roku jego urodzenia 1885 rocznik starego węgrzyna”.
W kamienicy numer 33 krótko funkcjonowała restauracja, a następnie Julian Fabianowski otworzył tutaj skład konfekcji męskiej.
Numer 34 to restauracja i cukiernia Wielkopolanka prowadzona przez Kanteckich. W kamienicy numer 35 Józef Chojnacki otworzył drogerię.
Buliński zapisał:
„Ożenił się z rozwódką, a więc bez ślubu kościelnego. Tego nie tolerowały gorliwe katolickie matrony, więc nie utrzymywano z nim stosunków towarzyskich. Po wojnie uruchomił drogerię ponownie. Był szykanowany przez nowe władze za rzekome chomikowanie artykułów spożywczych. Sfotografowano go przy rewizji domowej z 5-cioma kg cukru. Wkrótce też musiał zlikwidować interes”.
Dom numer 36 to skład galanterii i pasmanterii pani Misiakowej, a 37 to restauracja Bolesława Ilskiego, niezwykle cenionego i szanowanego mieszkańca i restauratora.
Ostatni dom na rynku o numerze 38 należał do zegarmistrza Mariana Stajewskiego. To on ustalał czas w Lesznie, konserwując ratuszowy zegar.
Wiele postaci tworzących międzywojenne Leszno jest dziś zupełnie zapomnianych. A przecież miasto samo się nie rozwijało. Rozwijali je ludzie, którzy w nim żyli.