Co po nas zostanie?
Opublikowano:
25 marca 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Wiersze Macieja Roberta prezentują najbardziej unikatowy język w młodej poezji. Scenki z dnia codziennego przeplatają teksty podszyte grozą, wizje przyszłości i pytania o początek i koniec.
Koniec 2020 roku przyniósł nam kolejną, tym razem paradoksalną premierę wydawnictwa Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu. Dlaczego paradoksalną? Bo najnowsza książka poetycka Macieja Roberta „Co mogło pójść nie tak?” jest i niegdysiejsza, i zanurzona po pas w codzienności.
Jest w tej podróży coś fascynującego: przerzucamy zakurzone książki, wyobrażamy sobie obce cywilizacje, przyglądamy się śmierci. Tom bowiem konsekwentnie rozwija i dopisuje obrazy do almanachu łódzkiego poety: galeria stworzeń i przewidywań poszerza się o kolejne opisy skorupiaków, planet, potencjalnego końca życia i jego nowych początków. A to i tak nie wszystko. Nie ma tu anachronizmów: są przełamania, korekty, nawiązania.
Kto do nas mówi?
Odpowiedź na to pytanie jest prosta i skomplikowana jednocześnie. Maciej Robert snuje opowieść, która na pierwszy rzut oka wygląda tyle imponująco, co patchworkowo. Przez tropy biblijne, napomknienia o Sybilli, losie żydowskich macew i wiersze napisane gdzieś na marginesie szkoły nowojorskiej przeprowadza nas postać bohatera-narratora.
Docieramy z nim aż do kresu, do apokalipsy. Całkiem nieźle wnętrze tomu koresponduje z rysunkiem z okładki autorstwa Janka Kozy. Postać przystawia ucho do ziemi, nasłuchując odgłosów: języków, historii, ruchów skorupiaków, chrzęstu kości. A to tylko część tej mozaiki. Jej elementów jest naprawdę dużo.
Książkę otwierają wiersze przeszłości. Mowa tu nie tylko o apokryfach (choćby legendy o św. Aleksym), ale także o przedmiotach, które będą walać się po naszym odejściu. Co po nas zostanie? Robert wskazuje: blacha falista i gruz. Świat wróci w posiadanie zwierząt i roślin („Elementarz. Archeologia”). Wykorzystanie postaci dobrze znanych nam z mitologii czy Biblii ma tu swoje znaczenie. Poeta uwspółcześnia wymowę przypowieści, dawne języki osadzając w znajomym kontekście. Wyświechtane symbole zostają na nowo podszyte niepokojem:
Jonasz (komunikat)
Zewsząd jakaś mgła.
Jakaś falanga
świateł. W tej mgle.
Nie wiadomo –
zbliżają się, oddalają?
Syreny, szamotanina głosów.
Policja odkryła koczowisko
uchodźców we wnętrzu
banera o wielkim formacie.
Opowiadanie mitów i przypowieści na nowo to zaledwie jedna część „Co mogło pójść nie tak?”. Maciej Robert konfrontuje czytelnika nie tylko z przetworzonymi scenkami biblijnymi.
Spośród wierszy w najnowszej książce wyłania się tekst „Niebezpieczeństwa narracji”, skupiający się na trudnej pamięci w powojennej i palimpsestowej Polsce. Miejsca pamięci zostały zakryte kolejnymi budynkami, a rzeźbione macewy służą za wycieraczki.
Nikogo nie dziwi już ukazywanie się kości po deszczu. Dla mieszkańców to powód poirytowania, a nie pokory wobec tych, którzy byli tu przed nami.
I
Szkolne boisko wybudowano
na terenie dawnego cmentarza.
Jak tylko popada, to zaraz wyłażą,
mówi jeden z mieszkańców.
Czasami całe szkielety, czasami
tylko żebra lub pojedyncze kości.
Nasz pies pogryza je w cieniu.
Wszyscyśmy przyzwyczajeni.
II
A u nas, jeszcze w czas wojny,
wyniesiono z kirkutu macewy,
położono na schodach katedry,
wyżłobione napisy ku górze,
żeby w deszczowe i śnieżne dni
wycierać sobie buty przed wejściem
do świątyni. Pragmatyczny naród.
Na lśniącej posadzce nie zostaje błoto.
A co z relacjami?
W nowej książce powraca również temat, któremu poeta przygląda się już od pewnego czasu. Dziecięce spojrzenie łączy się z wyobrażeniem śmierci, a relacje między rodzicem a dzieckiem ulegają znaczącemu odwróceniu.
Pytanie o ból związany z odchodzeniem zadaje tu matka.
Końcowy śmiech, który wieńczy scenkę nie ma w sobie jednak nic z pozytywności. W zamian podszywa wiersz grozą.
Odwiedziny
Matka i syn. Siedzą tak chyba
od godziny. Siedzą, nie mówią nic.
Ona wydaje się przysypiać.
On trzyma ją za rękę. Nagle
matka pyta, czy umieranie boli.
Nie wiem, mówi syn, nigdy
nie umierałem. I śmieją się.
Głośno, bardzo, obydwoje.
Niewspółmierność komunikacji to kolejny punkt węzłowy w opowieści Macieja Roberta.
Brak porozumienia jest tu całościowy i kompletny, tak jak w wierszu „Wszystkie piosenki. Repryza”:
Wszystkie piosenki. Repryza
Ktoś klaskał do rytmu,
ale szybko przestał.
Ktoś klaskał do rytmu,
ale zgubił rytm.
Ktoś nie słyszał krzyku,
ktoś pomylił krok.
Moglibyśmy przecież
obyć się bez słów.
Co potem?
Poluzowanie relacji prowadzi poetę do metafory rozbitego ula. Maciej Robert wskazuje jednak nie tylko na rozpad społecznych więzi, na wzór pszczół pozbawionych królowej: „Przyjdzie/ po nas noc, korowód ślepców, /ognisty palimpsest” („Dzikie pszczoły”).
Moment unicestwienia pewnego społecznego modelu jest jedynie pierwszym krokiem. Nie ma żadnych wątpliwości: apokalipsa dzieje się na naszych oczach. Od tej chwili możliwe staje się przewidywanie, czy może lepiej: konstruowanie, przyszłości.
Tom wieńczą utwory dobrze już rozpoznawalne, przywodzące na myśl ryciny z atlasów historii naturalnej. Na czym polega ich przewrotność? Na tym, że człowiek staje się kolejnym okazem w korowodzie gatunków, który zagrożony jest wyginięciem.
Martwa natura
Pokopalniany krajobraz
późnego antropocenu.
Studium, wersja demo.
Przyjmą się tu tylko
niewymagające
byty ruderalne.
Między popękanymi płytami
pełznie rdestowiec ptasi.
Trzęsie się wątła osika.
Nie regulować ligustru!
W zardzewiałej rynnie
utknął na dobre nasz dron.
***
Nikogo tutaj nie ma.
Stawili się. Prawie
wszyscy umarli.
On szedł między nimi.
A tamci poznawali go
i pozdrawiali. Człowiek.
Największa mniejszość.
Rhithropanopeus harrisii
Inkorporacja krabika. Specjaliści wieszczą
ekspansję skorupiaka na naszym wybrzeżu!
Właściwie nie wiadomo, kiedy tutaj przybył;
to zaledwie początek jego hegemonii. Na pewno
nie próżnował, przygotowywał teren. Krabik
amerykański (pamiętacie stonkę?) szybko
anektował kolejne akweny. Prowadzi skryty
tryb życia i niełatwo go spotkać. W zasadzie
jest uroczy, choć niezbyt przyjazny.
Naukowcy twierdzą, że sieje spustoszenie
w lokalnym habitacie (krajowi uczeni
zachowują spokój). Przed nim nie było
tu żadnych innych. Inwazyjny skorupiak
stał się panem i władcą, jego populacja
mocno się rozrosła, prędko wytrzebił większość
pozostałych gatunków. Chcielibyśmy potępić
jego łupieżczą zuchwałość, ale nie umiemy.
Krabik kogoś nam przypomina.
Pula problemów poruszanych przez Macieja Roberta jest naprawdę duża. Czasami zdaje się nawet, że zbyt duża. Zarysowanie wszystkich elementów układanki nie jest jednak koniecznością. „Co mogłoby pójść nie tak?” daje poznać swoje możliwości w kontakcie z konkretną czytelniczką i czytelnikiem.
Ze zróżnicowanej mozaiki wyłoni się wówczas obraz, który będzie się różnił w zależności od empatii odbiorcy. Dla mnie ostatnia książka poety jest zdecydowanie opowieścią przestrogą: przed niepamięcią, pokusą narcyzmu i łatwością uśpienia czujności.