Dla kogo Nike? O nominowanej poezji z Wielkopolski
Opublikowano:
6 sierpnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Nominacja do literackiej Nagrody Nike to wcale nie błahostka. Wyróżnienie kojarzymy raczej z pozycjami prozatorskimi albo, właściwie od niedawna, reportażami. Rzadziej w kontekście Nike pojawia się poezja. A przecież trzy na cztery nominowane książki poetyckie są właśnie z wielkopolskiej oficyny.
Gdyby pokusić się o drobną sondę na temat tego, jakie nagrody literackie przychodzą Państwu do głowy, Nagroda Nike wygrałaby nasz plebiscyt w cuglach. Drugie miejsce (nie jestem tego stuprocentowo pewna) zajęłaby Nagroda Literacka Gdynia (bo tam i esej, i przekład, i poezja, i proza), nieśmiało przemknęłaby Nagroda im. Kapuścińskiego za reportaż, nieco starsi duchem (bo przecież nie ciałem!) pamiętaliby o Nagrodzie Fundacji im. Kościelskich jeszcze sprzed przełomu politycznego. Pasjonaci i obsesyjni czytacze wymieniliby może Nagrodę Conrada i Nagrodę Literacką im. Witolda Gombrowicza za debiut. I nie ma w tym nic wstydliwego.
Nike: wcale nie z Samotraki
Nagroda Nike przez kilkanaście lat rządziła niepodzielnie. Chociaż ustanowiono ją w 1997 roku, anonsowano ją medialnie już rok wcześniej. Format miał rzeczywiście spory rozmach: inspirowano się brytyjskim Bookerem, listy nominowanych i sama gala do złudzenia przypominały praktyki wypracowane przez filmowe Oscary.
Ot i ciekawostka: pierwszym laureatem został Wiesław Myśliwski. Wygrał z trzydziestopięcioletnią wówczas Olgą Tokarczuk.
I chociaż dziś literackiej Nike wyrosła konkurencja (największa: gdyńska), z werdyktami nagrody liczą się wszyscy w branży. Wydawcy zamawiają dodruki wyróżnionych pozycji, opatrując je znaczkiem Nike albo przynajmniej: umieszczając stosowną notkę na okładce. Nominowani udzielają wywiadów, krytycy szykują recenzję, publiczność przybywa na spotkania z nagrodzonymi.
Rzeczywiście, na wyciągu laureatów więcej twórców związanych z prozą, a ostatnio: z autorami książek non-fiction (zawrotna kariera tych drugich zasługiwałaby na osobną opowieść). Ale w poczcie nagrodzonych wcale nie brakuje książek poetyckich. Do tej pory wyróżniono Bronkę Nowicką, Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Jarosława Marię Rymkiewicza, Tadeusza Różewicza, Stanisława Barańczaka i książkę z gatunkowego pogranicza autorstwa Czesława Miłosza. Teraz do słynnych i świetnych może dołączyć z Wielkopolski trójka nominowanych w tym roku twórców.
Od wydawcy do nominacji
Na długiej liście dwudziestu pozycji zauważonych przez jurorów znalazły się aż cztery poetyckie książki. Żeby tradycji stało się zadość, aż trzy z nich opublikowała wielkopolska oficyna: Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu. Mowa o tomach poetyckich Justyny Kulikowskiej, Edwarda Pasewicza i Jacka Podsiadły. Każda z książek jest osobna, każda pochodzi z innego etapu twórczego, każda proponuje inny język opisu rzeczywistości.
1. Justyna Kulikowska, „Tab_s”
Zacznijmy więc od poezji najmłodszej. Po rozkrzyczanym i buzującym od gniewnych emocji „Hejcie” przyszedł czas na książkę drugą. Wycyzelowaną, przemyślaną od pierwszego do ostatniego wiersza, godzącą w same trzewia. Tom ciąży w dwie strony: i choć nie ocenia się przecież publikacji po okładce, projekt graficzny bywa pomocny w dekodowaniu treści. Zwłaszcza, kiedy tak mocno splata się z tytułem. Tabulator kieruje nas przecież do świata techniki: Tab znajdziemy na klawiaturze (może w tej sekundzie leżącej przed nami). A stąd już blisko do kolejnego, nie tylko cyfrowo-maszynowego znaczenia.
To mechaniczność wyrasta do rangi największej ludzkiej przywary. Co się za nią kryje? Automatyczne, bezrefleksyjne gesty, utarty język, powielanie zachowań, trudność w wykroczeniu poza własny horyzont, nieczułość. Z tego impasu wyrywa fraza Kulikowskiej – poetka celnie wskazuje, w jaki sposób mechanizm wciąga nas w swoje tryby, przeżuwa i zostawia z empatią ograniczoną do minimum. Kulikowska pokazuje też, jak często sami pragniemy być do tego mechanizmu wciągnięci: żeby nie odstawać, żeby nie czuć się obco.
Drugim znaczeniem jest przecież tabs: tabletka, lek, psychotrop, narkotyk. Z tej perspektywy książka poetki jest o zatraceniu, zapadaniu się, rozliczaniu ze samą sobą. Bo „Tab_s” jest też o własnym doświadczeniu, o ścieraniu się z własnymi, gwałtownymi emocjami.
żryj to, jak żre ciebie
moment, w którym farbujesz włosy na blond, by zostać nową
Sharon Tate (tak postąpiła twoja matka, a przed nią jej matka).
czy istniały wtedy filmy, z kobiecym lektorem, których
nienawidzisz.
wstydzisz się przyznać. wczoraj na chujowej randce deklarowałaś:
feminizm, pacyfizm i resztę gamy pojęć.
moment, w którym wyciszasz dźwięk, by dokręcać w sobie
śrubkę za śrubką, aż zapłaczesz: czy wiedziałaś, że ten mechanizm
musi działać
2. Edward Pasewicz, „Sztuka bycia niepotrzebnym”
W wielu aspektach naprawdę trudno myśleć i mówić o współczesnej poezji bez Edwarda Pasewicza. Przez wiele lat poeta, dramaturg, prozaik i kompozytor był związany również z Poznaniem. Dość powiedzieć, że tytuł jego poetyckiego debiutu to „Dolna Wilda”, a migawki ze stolicy Wielkopolski były ważną częścią kryminalnej powieści „Śmierć w darkroomie”. I chociaż twórcę spotkamy teraz raczej wśród uliczek krakowskiego Kazimierza, dzieła Pasewicza wpłynęły na charakter Poznania: zwłaszcza barowego, queerowego i po prostu: artystycznego.
Poezja Pasewicza często bierze się z codziennego nasłuchiwania, z nomadycznych wędrówek, pielgrzymek po kawiarniach czy pubach. I epifanii: nagłych zachwytów, upojeń ciałem, przeradzających się w niezwykle sensualne i intymne wiersze, w których nie brak buddyjskich śladów.
„Sztuka bycia niepotrzebnym” częściowo również opiera się na wspominanym podsłuchiwaniu. Tym razem jednak Pasewicz nie zbiera do książki zasłyszanych historii i fraz, nie dzieli się też tylko intymną perspektywą, ale jest w samym centrum społecznych wydarzeń. Przy czym nominowany do Nagrody Nike tomik jest przede wszystkim o nienawiści. Chociaż trudno sprowadzić poezję Pasewicza tylko do jednej linii interpretacyjnej, ostatni tom poetycki wydaje się szczególnie bolesny z powodu osobistego doświadczania wykluczenia ze względu na orientację seksualną w kraju, który radykalizuje się w zastraszającym tempie. „Sztuka bycia niepotrzebnym” to zapis tej radykalizacji: to opowieść o uniwersalnym strachu i udręczonym umyśle.
Umysł udręczony
Udręczony umysł buduje miasto,
które istnieje jako odbicie w twojej źrenicy.
Udręczony wyobraża sobie ulice, gdzie nie ma
faszystowskich młodziaków, biskupich pałaców,
klasztorów, zmowy milczenia, przegranych powstań
upiorów z przeszłości i wiecznego stękania
o Bożej miłości, nie ma parad, walki o godność
i nikt nikomu niczego nie zabrania.
Udręczony umysł buduje miasto
i z niego jest zbudowany.
3. Jacek Podsiadło, „Podwójne wahadło”
Są też poeci współcześni, którzy są legendami już za życia. Nie inaczej jest w przypadku Jacka Podsiadły: pisarza związanego z „bruLionem”, laureata Nagrody im. Fundacji Kościelskich (1998), już sześciokrotnie (!) nominowanego do omawianej Nagrody Nike, z Wrocławską Nagrodą Poetycką „Silesius” za całokształt twórczości (2015) i Nagrodą Poetycką im. Wisławy Szymborskiej (2015) na koncie. Półka nagród jest rzecz jasna i imponująca, i onieśmielająca. Dlatego też „Podwójne wahadło”, poetycka książka nominowana do Nike w tym roku, jest tak szczególna w dorobku Podsiadły. Dlaczego?
Bo poeta sam zdaje sobie sprawę z upływu czasu i długiej kariery. Tym bardziej uderzające są wiersze zabarwione nostalgią: te pytające o miejsce doświadczonego twórcy we współczesnym świecie, jak i te o blaknących zdjęciach z Holokaustu. Mało powiedzieć, że Podsiadło jest zadeklarowanym pacyfistą. Nie brak więc w ostatniej książce poety (i felietonisty „Tygodnika Powszechnego”) świadectw Zagłady, opisywania świata cierpienia, o którym pamiętamy coraz mniej.
Ton rozliczeniowy sięga jednak dalej: sporo w „Podwójnym wahadle” odniesień do biografii, do relacji rodzinnych, do dawnych bohaterów lektur, do badaczek-polonistek (wystarczy, że konspiracyjnie wspomnę tu tylko o Lucylli Pszczołowskiej). To wiersze poszukujące balansu: między świeżym językiem a klasyczną formą, między potrzebą ciągłego wyrażania a trudem mówienia czegokolwiek po mrokach XX wieku. To właśnie „Podwójne wahadło”.
Słup ze słów
Jej zdjęcie zblakło.
Cień cienia cienia.
Dziewczęce światło
szuka skupienia.
Poważna Bela
znajduje rymy
dla Izraela,
dla Palestyny.
Nie pokazuje
nikomu wierszy.
Jednak się czuję
dzięki nim śmielszy,
skoro straciwszy
brata w Powstaniu,
rodziców w Auschwitz,
chciała żyć za nich
i jeszcze właśnie
wierszom powierzyć
ogień: gdy gaśnie
i gdy się szerzy.
Tam, gdzie kurs życia
spada do zera,
życie opiera
wartość na zerze,
pustym nakryciu,
próżnej ofierze.
Poezja także
Tam była w cenie,
jak kwit, niemalże
ubezpieczenie –
liche, na opak,
ale jedyne.
Jak to, gdy chłopak
wiersz da dziewczynie.
Jacek Leociak
w „Biografiach ulic”
pisze, że chociaż
wszyscy Tam czuli
głód, wprost tortury
głodu na co dzień,
to głód lektury
też był w tym głodzie.
Cervantes. Tołstoj
i „Zmartwychwstanie”.
I „Kwiaty polskie”
przeszmuglowane
z aryjskiej strony.
Głód czegokolwiek,
głód nieskończony
spędzał sen z powiek,
lecz, choć nie znikał,
mniej może dręczył,
gdy ktoś Bialika
mówił z pamięci?
Kirman, Szajewicz
i Kacenelson,
nawet Tam, Wtedy
– ufali wierszom.
Suckewer. Szlengel.
Jakbym grał w jengę
i odejmował
ciężar od słowa.
zabrać ze sobą
maksimum szkopów,
obmierzłych szwabów
warczących obok.
Czarne Makabi.
Śmierć, sukinsyny.
I wino walki
do głów uderza
a w Domu Bałki
ktoś już przymierza
jej sukienczyny
i jedną chustkę.
Serce dziewczyny
odmierza pustkę
równiutką porcją,
miarką codzienną.
Już jest na dworcu.
Żegnaj, Kamienno.
Gdy świat się wali,
to maszt się chwieje.
W Kielcach w kibucu
młodzież się uczy
żyć i ocalić
jakąś nadzieję.
Żydowski nierząd
prosi się kija,
Kielce należą
dziś do chrześcijan.
I Hitler żydom
też nie poradził.
Na Plantach siedem
tłum się gromadzi.
Żydków z nieszczęścia
i ran się leczy
kijem i pięścią.
Ogniem i mieczem.
W tłumie Polaków
stoi tam w dole
sto moich Matek,
prawdziwych Polek.
W pracach Joanny
Tokarskiej-Bakir
był przedstawiany
też typ i taki,
nikt jednak lepiej
ode mnie nie wie,
jakich zaślepień
i zacietrzewień
sięga i jakich
upadku wyżyn
duma Polaków
pod Świętym Krzyżem,
jak się zaperza
lud świętokrzyski,
gdy Żyd z talerza
je, a on z miski
i jak się stara
kielecka jędza,
gdy ją napędza
mądrość jej księdza,
małość i wiara,
scheda pokoleń
i własna nędza,
jak wchodzi w rolę,
gdy po Żydówce
przymierza chustkę
jakby mierzyła
aureolę,
jak jej na czole
nabrzmiewa żyła,
jak przekonuje
się własnym wrzaskiem,
że przyszła w chustce
i w stanie łaski.
Mamusiu. Mamo.
Święte obrazy
przeczą swym ramom.
I tyle razy
pytano mnie o
pogardę świata,
skąd to się wzięło.
Przeszły więc lata
chude i szpetne.
Ponad trzydzieści.
I w Beli Gertner
rodzinnym mieście
często po cyrku
szkolnych niedoli
szliśmy na kirkut,
żeby do woli
„pieprzyć to wszystko”
i przy ognisku,
nim żar się zwęgli,
gnieść butem iskry,
kląć na potęgi
i na ułamki,
grać w pici-polo
na małe bramki,
jeść, pić i palić,
wrzeszczeć „niech żyje”,
zbierać po pysku
i dawać w szyję,
pluć i mieć w nosie
szkołę i pracę.
A sikać szło się
wśród krzywych macew.
Zacznę od końca.
Przeżyję Ojca,
przeżyję brata.
Znów przejdą lata.
Znów ze trzydzieści.
W Ostrowcu pomnik.
W swej opowieści
Rubin Katz wspomni
podkochiwanie
się w małej Beli
i to wyznanie
też mnie ośmieli.
Spróbuję zacząć.
Znowu na nowo.
Słowa coś znaczą.
Wierzę na słowo.
Że była mała,
wiem z protokołu
oględzin ciała.
Czasem z popiołów
coś blado błyśnie.
Coś z biżuterii?
Może coś z Miśni?
Nitki, literki.
Zdania zamknięte,
zaszyte w tomach
jak sny w naprędce
skleconych Domach.
Wiersz, Golem z liter
prawie skończony.
Zęby wybite.
Czaszka zmiażdżona.
Z życia są wzięte
śmierci szwadrony.
Bony wycięte.
Miód zapłacony.
W ciasnym i smutnym giecie
żyli sobie żydki nudno…
Rachela Ofenberg, Wysiedlenie (wiersz jedenastoletniej autorki przechowany w Archiwum Ringelbluma)
Jej brat Abek Gertner był jednym z nieustraszonych bojowników poległych w Powstaniu Getta Warszawskiego. Bela […] uwielbia pisać i rymować, ale wstydzi się pokazywać swoje wiersze. […] W mojej pamięci wyryło się kilka wersów, które próbowała zrymować […] po polsku, o książkach wspomnieniowych i papierowych nagrobkach, które coraz częściej stawia się zamordowanym podczas Zagłady. Brzmiały one tak: „Góry słów – to rzecz zbyt błaha, by mogła zaświadczyć o zamordowanym dziecku, zabitym, choć niewinnym, a pisanie książek wspomnieniowych nie uwieczni Żydów, którzy spłonęli w piecach […]. Zostały tylko słowa i litery, kwitnące w popiele w postaci tomów książek z wierszami”. Bardzo utalentowana była ta piękna dziewczyna.
Rafael Blumenfeld, Kibuc Ichud ha-Naor ha-Cijoni – Akiwa w Kielcach przed pogromem
i po nim
…nr obozowy A-16910, zmiażdżenie czaszki, w szczęce górnej prawostronnie wybite jedynka
i dwójka.
Protokół oględzin zwłok Bajli Gertner, 5 lipca 1946 r.