Do błysku, do biegu. „Nie oddany uśmiech” Krystyny Miłobędzkiej
Opublikowano:
27 grudnia 2018
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Nie oddany uśmiech” to pierwszy, jedyny autorski wybór wierszy Krystyny Miłobędzkiej, który poetka przygotowała na swoje osiemdziesiąte piąte urodziny. Na książkę złożyły się utwory publikowane od 1970 roku do 2012 roku.
Krystyna Miłobędzka, autorka jedenastu tomów poezji przedstawia nam dwadzieścia pięć wierszy ukazujących związki piszącej z tym, co najbliższe i najmniejsze. Ludzie, zwierzęta, rośliny, rzeczy. I między nimi pokrewieństwa. Dal, mieszcząca się w kruchych ramionach. Margonin, gdzie wszystko się zaczęło i Puszczykowo, gdzie się zostanie – i jest. Gest otwarcia, a zarazem domknięcia. Dwadzieścia pięć scen, ruchów wyobraźni, słów goniących. Kilkadziesiąt spojrzeń i połączeń, światów wystawionych w ich teraz, w ich już, nigdy potem, nigdy po.
i znowu: jestem
w tym ogromnym
kolistym kulistym nieczyimś
rozdziawionym zajadłym parzącym
trawomocnym śmigłoskrzydłym biegłonogim
cieknącym zaciekłym
dotkliwym
jest
POEZJA WZAJEMNOŚCI
Życia zawsze jest więcej niż słów mających oddać żywemu oddech, tętno, bycie. Życia nie da się zmieścić w słowach, w umówionych porządkach, zapisać nieporządki trwania, chaos zdarzeń, kotłowaninę nieogarnionego.
W poezji Krystyny Miłobędzkiej często wyczuwamy deficyt słów, poczucie fiaska, niemożność opowiedzenia tego, co przez chwilę organizowało nasze myśli, nadawało porządek językowi, stanowiło treść doświadczenia. Stale wyczuwamy jakiś rodzaj egzystencjalnego manka, dobrze wiemy, że czas to wybór, ale w trakcie decydowania o kierunkach, jakie mu nadamy, jakaś jego część zamiera i to nieobecne, właśnie minione, dopiero co byłe, zawsze stanowi o dobrodziejstwie inwentarza tego, co trwa i żyje.
ubywa mi lęku
przydarzają się cząstki światła
jeszcze obiad jeszcze krzykniesz jeszcze cię
jeszcze obejrzymy do końca ten film
To poezja wzajemności, dziękczynienia. Miłobędzka jest wdzięczna za każde zapatrzenie, za wszystko, co objawiło się tylko raz – i przepadło w skończoności.
Tli się tu jakiś rodzaj głębokiego współodczuwania i współbycia ze zwierzętami i z przyrodą, spotkanie materii żywej i świata nieożywionego.
Porządki myśli i grządki pełne od kwitnienia. Skromność i próba bycia na prawach teraźniejszości, w myśl zasady, aby nie stwarzać się na potem, wybiegać ku przyszłości bądź stale wertować w tym, co zapamiętała głowa. Bycie tu i teraz, z całym jego dramatem, z grozą tajemnicy, ze spokojem przyjmowania tego, co nam przypisane, z filozofią, aby oddawać to, co się dostało, z niemijającym poczuciem, że samo życie to już niewypowiedziane dużo. Jest, nie ma. Składane w całe. W tych wierszach rośnie i biega dziecko. Kojarzy i składa świat, układa wzory, znaki czytelne dla języka.
FIGURA POCZĄTKU
Wybór rozpoczyna się wierszem „Matka”. Wszystko zaczyna się od rodzenia. Andrzej Falkiewicz pisał, że pierwsza metafora powstaje w momencie, kiedy niemowlę odrywa usta od matczynego sutka. Matka jako figura początku. Życie powiększające się o życie. Światło, które wychodzi z ciemności, a wraca do mroku. Narodziny i poczęcie, czynności powtarzane miliardy razy, choć wcale nie zbliżające nas do tajemnicy początku. Cudowna niejasność, zwykły bieg spraw. Wiecznie rozwarty krąg, domknięte koło życia. Zawsze w ruchu:
Biegło uwięzło Twoje w Tobie zaplątane, Ty Ciebie moje w krąg swój
rozpoczynasz, nieustający krąg swój zataczasz we mnie,
wieczny szelest.
PO KRZYKU, PO SŁOWIE
Pokrewna. Krystyna Miłobędzka to poetka intensywnej empatii, odczuwająca ścisłą komitywę z istnieniem. Dla niej rzeczywistość to wspólnota stanów skupienia, form istnienia, świadomości i nieświadomości. Dlatego drzewo i kwiat wcale nie musi być mniej i gorzej od nas, a może bardziej, dalej, a nawet lepiej. Światem tej poezji rządzi pośpiech, aby na czas zdążyć, dobiec, zapisać. Przyszpilić słowem chwilę, w jej osuwaniu się w minione.
Procesualność tej poezji jest fascynująca, jakby poetka ograniczała wersy do asekurowania przepływom i prądom czasu.
Tak jakby kolejne linijki były przebieżkami dla czasu, zanim rozgrzeje się na dobre i spali wszystko na popiół i wtedy wspólnym mianownikiem między nami a drzewami będzie ziemia. Póki co, trzeba trafić „gdzie jest / jest”. A krople biegną po ciemnym liściu. Raz są, to znowu ich nie ma. Poza tą chwilą, w której jestem, nie ma nic. Muszę się spieszyć, aby zdążyć na (jej) czas.
Kto wie, czy najbardziej przejmująca lekcja Miłobędzkiej to przekonanie, że zawsze jesteśmy już poniewczasie, po krzyku, po słowie. Żyjemy w czasie dokonanym. Trwamy w trybie przyszłym niedokonanym. Wymyka nam się to, co stanowi o możliwości pozostałych porządków. W jakimś stopniu bardziej nas nie ma, niż jesteśmy. Bardziej chcielibyśmy być, niż staramy się nie być. „Kto wydany, ten goni, dopóki siebie nie za- / klepie w twarde”.
Z ŻYCIA
Poezja Miłobędzkiej uczy skupienia, ćwiczy uwagę, medytuje w szczelinach. Celuje zawsze w punkt, nie jest zachłanna, bywa skromna. Z ambicji – warto byłoby oddać zadość drzewu, koniu, dziecku. Niepogodzona z własnymi ograniczeniami, na bakier z językową konwencją i umową.
Gdzie się kończę ja, a zaczyna inny? Jak się pozbierać z wrażeń, myśli, zmysłów? Ze zmy-słów, są słowa. Ze słów są wiersze. Wiersze są z życia. Ja jest z ty, my z wy, ile z tyle. Życie jest z bycia. Bycie jest z nieodgadnionych możliwości, nieogarnionych potencji, niewyobrażalnych koligacji. „na swoje duże uganiasz, kamyk ci kiedyś całym polem / powróci”.
Krystyna Miłobędzka, „nie oddany uśmiech (wybór wierszy na moje 85 urodziny)”, Puszczykowo/Lusowo 2017.
CZYTAJ TAKŻE: Świat załamany w pryzmacie. („Ucho Igielne” Wiesława Myśliwskiego)
CZYTAJ TAKŻE: Tego dzisiejszego wieczoru („Nikt nie idzie” Jakuba Małeckiego)
CZYTAJ TAKŻE: Co słychać w poezji? Seryjni Poeci