Faux queen? Nie, dziękuję!
Opublikowano:
18 lutego 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Kiedy występuję jako Lola, bardzo często ktoś zwraca się do mnie jak do mężczyzny. Bardzo interesuje mnie ta pomyłka. W jakimś sensie jest to schemat myślenia, do którego jesteśmy przyzwyczajeni – mówi drag performerka, Lola Eyeonyou Potocki.
KUBA WOJTASZCZYK: Kim jest Lola Eyeonyou Potocki?
LOLA EYEONYOU POTOCKI: Najbardziej pasuje mi określenie „drag performerka”. Wiem, że istnieje termin „bio queen”, ale nie do końca mi odpowiada z uwagi na to, że odbieram to jako pewnego rodzaju wykluczenie ze środowiska dragu; również przez hasło stworzone przez RuPaula: „We’re all born naked. And the rest is drag”. Istotne jest dla mnie określenie „drag”. Nie chcę go tracić.
Kiedy narodziła się Lola?
Pierwszy raz z tym, że osoby, które urodziły się jako kobiety i były tak socjalizowane, mogą również występować jako drag queen, zetknęłam się, oglądając krótki film nagrany przez Vice. Pojawiły w nim trzy londyńskie bio queens – Victoria Sin, Lolo Brow i Eppie. Było to mniej więcej w 2015 roku. Zobaczyłam, że drag to nie tylko coś, co mogą robić mężczyźni.
Kobiety nie muszą występować tylko jako drag kings, ale właśnie queens.
Pomyślałam: „Wow, jakie to jest fajne, też bym tak chciała”. Momentem przełomowym, który pojawia się w opowieściach wielu osób, z którymi rozmawiam, był program „RuPaul’s Drag Race”. Stwierdziłam: „Jeżeli nie teraz, to nigdy”.
Ale u RuPaula chyba nie mogą występować kobiety?
Nie, nie występują. Zresztą kilka miesięcy temu sam RuPaul w wywiadzie stwierdził, że nigdy nie dopuści kobiet do tego programu. Oprócz terminu „bio queens”, istnieje również „faux queen”, czyli fałszywa królowa. Swojego czasu tak właśnie u RuPaula nazywano kobiety przebrane za kobiety. Uważam, że „faux queen” jest określeniem bardzo wykluczającym i nie na miejscu.
Myślisz, że to przykład klasycznej męskiej opresji?
Trudno jest mi powiedzieć, dlaczego to wykluczenie ma miejsce. Aczkolwiek często spotykam się z takim stwierdzeniem, że kobietom jest łatwiej, bo na przykład na co dzień się malują. Nie, ja się na co dzień nie maluję, a dragowego makijażu uczyłam się od podstaw.
Podobnie sprawa ma się z padami – ja nie, ale na przykład Victoria Sin używa sztucznego biustu, padów na biodra, zakłada gorset; bawi się swoją sylwetką, poniekąd ją deformując – pokazuje, co musi zrobić, aby dostosować sylwetkę do narzuconej kulturowo wizji kobiecego ciała. Tak też wygląda drag. Ciekawe, że to mężczyźni najczęściej o tym opowiadają, a w momencie, kiedy kobieta staje na scenie i też o tym mówi, ludzie nie rozumieją i zadają pytanie: „Dlaczego?”.
Drag walczy ze sztywnym podziałem na płeć. Czy myślisz, że bio queens walczą o coś jeszcze, dlatego, że są kobietami?
Zdecydowanie! Co ciekawe, kiedy występuję jako Lola, bardzo często ktoś zwraca się do mnie jak do mężczyzny. Bardzo interesuje mnie ta pomyłka. W jakimś sensie jest to schemat myślenia, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Dopiero w momencie, kiedy się odzywam, ludzie z zaskoczeniem przyjmują to, że jestem kobietą. Pozwala mi to na zabawę płcią kulturową, bo sceniczny kostium jest bardziej kobiecy niż moje ubrania codzienne.
Czym jest dla ciebie drag?
Myślę o nim w kategoriach queer. Zdarzają mi się takie performance’y, w których wykorzystuję zarówno swój biust, ale i doczepiam pluszowego penisa. Staram się uciekać od definicji płci, zadaję pytanie, czy takie określanie jest w ogóle potrzebne.
Drag pokazuje, co robi z nami płeć kulturowa, bo to tak naprawdę jest zabawa, a nie coś sztywnego, co jest nam przypisane i w co musimy się na co dzień wtłoczyć. W chwili, kiedy wychodzę na scenę, mogę pokazać publiczności, że ona też może bawić się płcią.
Drag jest powiewem wolności?
Tak, ale też ucieczką od sztywnego podziału. Znowu wracam do RuPaula, ale od kiedy jego program zyskał w naszym kraju na popularności, młodzi ludzie coraz bardziej patrzą na płeć w luźniejszy sposób. Nie chcą się na sztywno definiować.
Wyobrażasz sobie taki scenariusz, że drag będzie istniał nie tylko na scenie teatralnej, ale też w prawdziwym życiu?
Chciałabym, ale czy jest to możliwe? Wejście w drag zmieniło moje patrzenie na płeć kulturową i na to, jakie role odgrywam na co dzień. Widzę, jak bardzo się ze sobą mieszają. Urodziłam się kobietą, byłam socjalizowana jako kobieta, ale jednocześnie są takie sfery w życiu, gdy wchodzę w bardzo męskie role.
Możesz podać przykład?
Przez kilka lat pracowałam na oddziale chirurgii, gdzie bycie kobietą i zachowywanie się jak kobieta nie jest do końca mile widziane. W myśleniu pacjentów i generalnie polskiego społeczeństwa chirurg jest mężczyzną. Żeby uznano kobiety za osobę godną zaufania, wiele z nich przyjmuje męskie wzorce osobowe, chociażby dużo przeklina – nie do pacjentów, ale w trakcie zabiegów. Ubrania dla chirurgów są tylko męskie. Mało tego, na wielu oddziałach nie ma przebieralni podzielonych na płcie, ponieważ przez wiele lat zawód chirurga był przypisany wyłącznie mężczyznom.
Mam wrażenie, że wyniosłam stamtąd wiele męskich zachowań. Pamiętam, jak pierwszy raz przygotowywałyśmy występ z Twoją Starą, która przebierała się przed lustrem. Uderzyło mnie mocno, kiedy zorientowałam się, że nie potrafię się tak zachowywać – wyginać się przed lustrem, przyjmować różnych póz.
Kiedy obie się szykujemy, to ja jestem tą sztywną, przyglądam się zdziwiona i zagubiona, nie wiedząc, co mam robić, a Stara dobiera kolorowe szmatki [śmiech].
Właśnie w taki sposób odegraliśmy wzorce kulturowe – Twoja Stara stereotypowo kobiece, ja stricte męskie – zupełnie nie myśląc o płci biologicznej.
Uczysz się kobiecości od drag queens?
Zdecydowanie! Odkąd występuję w dragu, nabrałam więcej takich gestów i umiejętności podpatrzonych od drag queens. Podglądam, jak się poruszają. Do momentu, kiedy nie weszłam na scenę, tak naprawdę nigdy nie miałam na sobie wysokich obcasów. Jako kobieta nigdy wcześniej wielu z tych „kobiecych” rzeczy nie robiłam, jak zresztą wiele innych kobiet, które nie pasują do stereotypowego wzorca.
Tym bardziej dziwi fakt, że niechęć do kobiet w dragu wychodzi również od samego środowiska LGBTQIA…
Tak, jest do dla mnie ciągle zaskakujące. Podobnie to, że każdy od razu klasyfikuje mnie jako bio queen, nikt nie zadaje mi pytania, jakbym chciała, aby o mnie napisano w wydarzeniu – bio czy drag. Nikt nie zadaje takiego pytania, tym bardziej w środowisku, w którym to pytanie powinno być na porządku dziennym.
Myślisz, że takie nastawienie będzie się zmieniać?
Coraz więcej mówi się o tym, że nie ma nic złego w tym, aby podejść do drag queen i spytać: „Jak mam się do ciebie zwracać?”; „Czy mam używać żeńskich czy męskich końcówek?”. Po raz pierwszy z taką kwestią spotkałam się na festiwalach queerowych, gdzie głośno mówiono:
„To jest bezpieczna przestrzeń, podejdź i zapytaj, jak dana osoba chce, aby się do niej zwracać, nie oceniaj”. Na szczęście, takie podejście zaczyna być obecne też podczas dragowych występów.
Pomówmy trochę o twoich inspiracjach. Czyje dragowe przedstawienia są ci najbliższe?
Na pewno moją ikoną jest Victoria Sin, która zajmuje się drag performance’em, wykorzystuje też swoją dragową postać w wideoartach. Prowadzi również wykłady na temat gender. Generalnie wydaje mi się, że drag europejski jest dla mnie o wiele ciekawszy niż amerykański, który jest przykładem typowego, superdopracowanego, przepięknego glamu…
…i trochę plastiku.
Tak, ale mamy tam też do czynienia ze wsparciem chirurgii plastycznej, co jest przykładem hipokryzji, na przykład wspomnianego RuPaula, który zakazuje kobietom dostępu do swojego programu, a przyjmuje do mężczyzn z wszczepionymi implantami pośladków, a nawet po operacjach twarzy czy całego ciała, wykonywanymi często tylko po to, aby wyglądać bardziej kobieco.
Dlatego też przychylniej spoglądam na europejski drag i drag spoza „Ru Paul’s Drag Race”. Bardzo cenię Untitled Queen, artystę wizualnego, który wykorzystuje swój drag w performance’ach, czy Virgin Xtravaganzahę – drag queen, inspirującą się postacią Matki Boskiej, która jednocześnie nie goli wąsa, więc nie stara się schować swojej męskości, tylko bawi się nią.
Inną bio queen, którą cenię jest Wendy Warhol – to przykładem tego, że kobiety robiące drag podchodzą do niego bardziej na luzie…
…niż mężczyźni?
Tak! Często przebierają się za klaunów, bawią się konwencją płci. Nie chciałabym tutaj oceniać, bo myślę o osobach, z którymi sama się zetknęłam. U RuPaula mamy mężczyzn, którzy przeistaczają się w piękne kobiety, a te osoby, które ja wymieniłam, poszukują zderzenia piękna i brzydoty. Ich wygląd często pozostaje na granicy dobrego smaku, na przykład wspomniana Unititled Queen nie zakłada całej peruki, tylko po środku zostawia łysą głowę. Szuka swojej ekspresji w dragu, nie przyjmuje za oczywiste tego, co daje nam kultura. Natomiast w „RuPaul’s Drag Race” – mam wrażenie – przedstawiony jest wycinek dragu nastawiony na to, aby pokazać, jak kobiety powinny wyglądać. Na przykład kiedy osoba nie ma gorsetu, od razu jest krytykowana, przecież nie można mieć talii pączka!
A propos gorsetu, skąd bierzesz swoje oszałamiające stylówki?
Nie szyję strojów od podstaw, większość rzeczy, które mam, przerabiam, przeszywam, doszywam do nich jakieś rzeczy. Inspiracji szukam w różnych miejscach, jak lumpeksy, sex-shopy, a czasami najzwyklejsze sieciówki, w których znajdę coś, co przykuje mój wzrok. Staram się nie wkładać „gotowych” ubrań, bo drag polega na kreatywności.
Dlatego też stroje dostosowuje do pomysłów na występy. Muszę tak dopasować ubrania, aby na scenie łatwo mi było je ściągnąć i przebrać się w inne.
Wracając do inspiracji. Czy pierwszy człon nazwy twojej scenicznej postaci pochodzi od wspomnianej przez ciebie Lolo Brow?
Tak, pomyślałam, że skoro jest już Lolo Brow, to ja będę Lolą. Kolejny człon, Eyeonyou powstał z zabawy: „mam oko na ciebie” – przyglądam się tobie, a ty nigdy nie wiesz, co z tego patrzenia może wyniknąć. Z kolei Potocki narodził się trochę później. Zaczęłam odgrywać kogoś z klasy wyższej, a z Twoją Starą na Festiwalu Malta w Poznaniu wykonywaliśmy piosenkę, w której pojawiły się słowa „Lola Potocki, arystokratka z przyrodzenia. Niepotrzebna Kulczyk mina, by wywołać efekt domina” [śmiech].
Słuchając cię, przyszło mi na myśl, że drag jest jakby przedłużeniem dzieciństwa, potrzeba mu dziecinnej radości…
Do dragu na pewno potrzebna jest wyobraźnia i luz do tego, co można zrobić na scenie. Przez pewien czas studiowałam na ASP i zajmowałam się sztuką wizualną, część ze swoich prac wyszywałam. Teraz te stroje, które wkładam na siebie, są trochę kontynuacją tego, że kiedyś szyłam, aby powiesić je jako prace na ścianie.
Jednak nie do końca pasuje mi to porównanie do dzieci, ponieważ kojarzy mi się ze zjawiskiem drag kids, czyli dzieciakami, które przebierają się za drag, bio queens czy drag kings.
Nie są to takie występy jak osób dorosłych, ale mimo to te postaci są obecne w środowisku. Nie mam nic przeciwko dzieciom, które za zgodą rodziców, robią to, co robią, ale mam problem z ich funkcjonowaniem w życiu publicznym. Chodzi mi o ich konta na Instagramie czy udzielanie wywiadów…
Kultura drag nie jest tylko dla dorosłych, bo przecież dzieci też wychowywane są według wzorców kulturowych i fajnie, gdyby zetknęły się z innymi możliwościami, ale to, że w tak młodym wieku już są wystawiane do oceny w mediach społecznościowych, uważam za niebezpieczne.
Sama masz trzyipółletnią córkę. Powiedz, jak cię odbiera i czy pomaga w przygotowaniach do występów?
Lubi, kiedy się maluję i mówi, czy jej się podoba, czy nie. Bardzo chętnie przymierzałaby ubrania, które wkładam na występy. Podoba mi się, jak ona to wszystko odbiera…
Kiedyś, oglądając występ Twojej Starej, zapytała mnie, czy to jest chłopiec czy dziewczynka. Odpowiedziałam jej: „Wiesz, co? To jest klaun”. Najlepiej byłoby spytać się Starej, kogo w tamtym momencie odgrywała, ale przez brak takiej możliwości, postanowiłam pójść boczną drogą [śmiech].
Swego czasu w dragu doklejałam sobie wąsy. Wtedy moja córka też miała „rozkminki”, czy odgrywam chłopaka, czy dziewczynę. Nagle okazało się, że skoro mama miała wąsy, to może być to uniwersalne. Drag rodzi w niej pytania i wątpliwości, które mnie bardzo cieszą.
Jak wyobrażasz sobie rozwój Loli?
Chciałabym, aby w mojej postaci udało mi się zderzyć dyskurs na temat podziału na kulturę wysoką i popularną. Usiłuję połączyć pomysły, które miałam, będąc artystką wizualną, z tym, co teraz robię w klubach. Oczywiście jest to również wypowiedź na temat płci kulturowej, wkładam w występy swoje poglądy i przemyślenia; jednocześnie jest to też rozrywka, i to właśnie ją chciałabym skonfrontować z galeryjnymi performance’ami, które często są dalekie od czegoś lekkiego, sprawiającego przyjemność i łatwość w odbiorze. Poszukuję punktu, gdzie te dwie narracje mogą się zderzyć.
Lola jest przedłużeniem artystki wizualnej czy twoim „życiowym projektem”?
Wydaje mi się, że jest tym i tym. W tym momencie udało mi zakończyć podział na: mnie – osobę idącą rano do pracy; mnie – osobę idącą po pracy do galerii robić wystawę; mnie – osobę opiekującą się dzieckiem w domu.
Tworzenie prac w galerii nie miało na mnie takiego wpływu, jaki ma teraz Lola, która dotyka każdej dziedziny życia. Ostatnio mój partner zauważył, że odkąd występuję na scenie, nasiliło się moje gestykulowanie w trakcie rozmowy. Lola coraz mocniej oddziałuje na mają codzienność, nawet na rozmowy w kuchni [śmiech].
LOLA EYEONYOU POTOCKI – drag performerka, aktywistka, artystka wizualna. Wyznawczyni queer, art of living i gender bender. Ulubiony kolor: „clown white”. W poznańskim klubie Punto współtworzy wydarzenie „Twój Drag Brzmi Znajomo”.
CZYTAJ TAKŻE: Nie kolonizujemy Marsa. Rozmowa z Piotrem Buśko vel Twoją Starą
CZYTAJ TAKŻE: Polski darkroom. Recenzja „Śmierci w darkroomie” Edwarda Pasewicza
CZYTAJ TAKŻE: Emocje popychają nas do działania. Rozmowa z Moniką i Hubertem Wińczykami