Ktoś, nie coś. Gołąb miejski
Opublikowano:
20 października 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Przenosiły meldunki i wiadomości podczas obu wojen światowych – podczas pierwszej służyło ich w armii pół miliona. Wcześniej służyły Cezarowi, Czyngis-chanowi, Napoleonowi, czy wreszcie – imperium Rothschildów. Jak to robiły? Śmigając nawet 90 kilometrów na godzinę, na odległości czasem dwóch tysięcy kilometrów, przekazując informacje.
Gołębie pocztowe wywodzą się z tej samej linii, co gołębie miejskie. To potomkowie gołębi skalnych, które pięć tysięcy lat temu udomowił człowiek — pisze Paweł Pstrokoński w książce „Wszystkie okna dla oknówek”, w rozdziale w całości poświęconym gołębiom miejskim.
Jak wszystkie ptaki, gołębie widzą tetrachromatycznie – widzą światło zielone, czerwone, niebieskie i ultrafioletowe – były więc szkolone do poszukiwania rozbitków na oceanie. Lepiej od człowieka dostrzegają kolory, łatwiej przeczesywały wzrokiem fale w poszukiwaniu odblaskowych i kolorowych elementów ubrania.
W 2016 roku, w Londynie, gołębie miejskie przez trzy dni zbierały dane dotyczące poziomu smogu w mieście. Zostały wyposażone w specjalne czujniki i nadajniki; podróżując swoimi ścieżkami, dostarczały informacji do aplikacji, w której mieszkańcy mogli na bieżąco sprawdzić stan powietrza. Eksperyment odniósł sukces, ale na razie nie jest kontynuowany, choć wzbudził powszechną aprobatę i sympatię. Czego na dłuższą metę nie można powiedzieć o gołębiach.
Poza kontrolą
Dlaczego tak nas denerwują? Pytam o to między innymi artystkę Kamilę Kobierzyńską, która już drugi raz zajęła się w swojej pracy fotograficznej gołębiami:
„Bo jest ich tak dużo i nie mamy nad nimi kontroli?” – odpowiada pytaniem.
„Gołębie to nie są jakieś bardzo lubiane miejskie zwierzęta. Mnie się wydaje to dziwne, że wszyscy są tak źle do nich nastawieni. Nie chce mi się wierzyć, że wszyscy boją się gołębi. Załatwiają swoje potrzeby na parapetach, balkonach, owszem, ale robią to jak każdy organizm, a że żyją w mieście, to gdzie mają się podziać? Może gdybyśmy bardziej kontemplowali ich obecność, doceniali, że chcą z nami żyć – patrzylibyśmy na nie przychylniej? Czy jesteśmy w stanie zdjąć z gołębi odium bytów niechcianych? Być może, jeśli inne gatunki wymrą, bo nie wytrzymają presji człowieka? Ja wychowałam się na Śląsku Opolskim, wśród gołębiarzy i gołębników, i przebywałam, chcąc nie chcąc, codziennie w chmurach skrzących się na biało i niebiesko gołębi. Nie nadawałam temu wspomnieniu takiej rangi, dopiero w pandemii do mnie wróciło. Wychodziłam na spacery i po prostu przesiadywałam z ptakami, patrzyłam, jak sobie żyją w mieście.”
Wizyta
Między innymi z tego narodziła się pokazana na jednodniowej wystawie w Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu „Wizyta”, praca Kamili – dwie podobizny gołębi wykonane w technice cyjanotypii na jedwabnej tkaninie, a więc szlachetnej, kojarzącej się z luksusem, a nie z naszym kompanem codziennych miejskich wędrówek – gołębiem. Obrazy były przeskalowane, dwumetrowe, wpasowane w monumentalność Zamku. Trochę miało być w tym ironii, ale trochę prawdy.
„Bo kto jest królem Zamku, jeśli nie gołębie?” – uśmiecha się przekornie Kamila.
Portrety powstały podczas najprawdziwszego birdwatchingu. Fotografka pierwszy raz w karierze wyruszyła z długim obiektywem fotografować ptaki.
Cesarzem został grzywacz – jeden z czterech gatunków gołębi spotykanych w Polsce. Jest spory, pięknie ubarwiony, zwany czasem pieszczotliwie „krową”, bo pasie się na miejskich trawnikach.
Cesarzowa to gołębica miejska, najbardziej pstrokata z tych sfotografowanych przez Kamilę. Grzywacz dzierży dołożony w obróbce komputerowej klucz – symbol władzy.
Safe space
„We Wrocławiu, w galerii Dizajn BWA, pokazałam wcześniejszą gołębią pracę – „It was a fancy pigeon” czyli trzymetrowy „gołębnik”” – dodaje artystka.
„To były obrazy gołębi rasowych, niemal obiektów, bo przekształcanych genetycznie. Pokazałam je na szkle, nawiązując do „aniołów”, czyli odbić na szybach pozostawianych tam przez rozbijające się o przejrzystą taflę ptaki. Wystawa wrocławska miała tytuł SAFE SPACE i opowiadała o „kontrolowanej ucieczce i budowaniu psychicznej odporności w czasach kryzysu”. W założeniu brała pod uwagę samopoczucie, odczuwanie dyskomfortu tak przez ludzi, jak i zwierzęta.”
Czy pokazanie gołębi, wprowadzenie ich do galerii, może zmienić postrzeganie tak naznaczonych niechęcią zwierząt? Kamila Kobierzyńska chce wierzyć, że tak:
„Mam nadzieję, że trochę przesterowałam myślenie o gołębiach, że ludzie w końcu zauważą, że to my zajęliśmy miejsce, w którym żyły ptaki, że przez nas nie mają się gdzie podziać. Jeśli te dziwne ptaki, skracające dystans, podróżujące metrem (tak, prawdopodobnie potrafią wykorzystać ludzką infrastrukturę, pisze o tym Pstrokoński), truchtające między ludzkimi nogami po chodnikach, nie wzbudziły do tej pory krztyny sympatii, to po prostu przez chwilę je poobserwujmy. Zobaczmy, jak gołębie piją — jako jedyne ze znanych nam ptaków „aktywnie zasysają wodę”, czyli piją duszkiem. Idę rano do parku, wtedy gołębie najzwyczajniej są sobą, pasą się w trawie, skubią jesienne ziarna roślin i w ogóle nie zwracając uwagi na człowieka. Zbiorowy ptasi organizm podrywa się gdy nadbiega pies, osiada kawałek dalej, przyzwyczajony do gwałtownego startu gołąb jest dynamiczny, dopasowuje się, przesuwa, jeśli trzeba.”
„Towarzyszę gołębiom dłuższy czas, w końcu patrzą pytająco — czy mam jedzenie? Odpowiadam: kolego, byle nie chleb, unikaj jak ognia, bo chleb to dla ptaków trucizna, po nim gołąb staje się „srajdą”, bo jego układ pokarmowy źle sobie radzi z trawieniem pieczywa.”
Ktoś, nie coś
To, co nurtuje mnie w gołębim życiu, to to, że właściwie nie traktujemy ich jak sąsiadów, co więcej, chyba nawet dzielimy sobie to tak: żyją w miastach ptaki i gołębie. Trochę poza kategorią, trochę im bliżej do szczura niż do pełnoprawnego ptaka. Dopiero modyfikowane genetycznie, hodowane przez człowieka, a de facto uprzedmiotowione, są do przyjęcia. Czyli zawsze są bardziej czymś niż kimś.
Patrzenie na gołębie ze zrozumieniem jest trudne. Odsuwamy przyrodę na dystans, zamykamy się w bezpiecznych czterech ścianach, a gołębie naruszają nasz mir domowy, pakując się na balkony i parapety, w otwory wentylacyjne, gruchając i paskudząc. Wywołują u ludzi poczucie dyskomfortu?
A być może to, że gołębie w miastach nadal żyją, jest znakiem, że w tych miastach jeszcze da się żyć?
Game changer
Może trzeba opowiedzieć o tym, jak gołębie kochał Pablo Picasso, ale jednak zapytajmy, czy lubi je Sarah Jessica Parker? Twórczyni i bohaterka serialu „Seks w wielkim mieście” pojawiła się na planie z kopertówką stworzoną w technice wydruku 3D i będącą wiernym odwzorowaniem postaci gołębia miejskiego. Parker trzyma go czasem troskliwie w zgięciu łokcia, a czasem po prostu za ogon. Koszt torebki to ponad trzy tysiące złotych, a producent ma w ofercie również ubrania z gołębim motywem.
To oczywiście show-biznes, gołąb jest tu błyskotką, drogim gadżetem. Ale jak pisze Paweł Pstrokoński pod zdjęciem zamieszczonym na swoim fanpage’u: „srajdy rządzą”, bo mamy jednak dużą i radosną satysfakcję, że gołąb miejski zaczął życie celebryty.
Apokalipsa według gołębia
Shaun Tan, mistrz snucia baśniowych historii o ludzkiej i nie-ludzkiej kondycji, w zbiorze opowiadań „Opowieści z głębi miasta” każdy tekst dedykuje innemu zwierzęciu.
„Tam, gdzie gromadzą się pieniądze, gromadzą się gołębie…” – zaczyna, a potem zabiera nas do metropolii, w której unosi się budynek. Dzieci i dorośli śnią o skarbach ukrytych w środku.
Nikt tam nie był, budynek czasem znika, nie ma drzwi, żadnego wejścia. Gołębie poznały tajemnicę – budynek jest pusty. Wykorzystując drobne nadkruszenia elewacji, dostały się do środka i rozgościły.
„I nawet jeśli miejsce oceanu gdzieś w dole zajęły pływy niewidzialnych dóbr po marmurowych schodach, to wysoko w górze każdy gołąb wydaje ten sam dźwięk, co zawsze, i inwestuje w to, co zawsze: w partnerów, gniazda, jaja i więcej gołębi”.
Gołębim skarbem, który gromadzi się w budynku, jest to, co niegdyś doceniało imperium brytyjskie – guano. To oczywiste, skoro zamieszkały tam miliony gołębich istnień, guano coraz bardziej obciąża struktury gmachu. Gołębie wiedzą, że możliwe jest tylko jedno zakończenie. Budynek nie wytrzyma, podłogi pękną, miasto zostanie zasypane. A tam, gdzie pojawia się guano, nawóz, tam po pogrzebie starego świata, doprowadzonego przez człowieka nad krawędź, w końcu pojawi się nowe życie.
Według Tana, gołąb wie więcej niż człowiek, widzi przyszłość, jest stworzycielem nowego życia na Ziemi.
Biblioteczka:
Tytuł „Ktoś, nie coś” zaczerpnęłam od Ewy Mańkowskiej-Grin. To nazwa festiwalu o właśnie takim haśle oraz serii wydawniczej Wydawnictwa EMG. Festiwal odbył się w Krakowie, a za mną chodzi cały czas to sformułowanie – „ktoś, nie coś”. Mam nadzieję, że Pani Ewa wybaczy mi to wypożyczenie. Książkę Pawła Pstrokońskiego „Wszystkie okna dla oknówek”, z której zaczerpnęłam sporo wiedzy o gołębiach, wydało Wydawnictwo Czarne, Pawła spotkacie na ornito-spacerach w Warszawie. Paweł znalazł również zdjęcie Sary Jessiki Parker z gołębią kopertówką. O widzeniu tetrachromatycznym u ptaków możecie poczytać w książce Adama Zbyryta „Krajobraz strachu”, wydały ją Marginesy. Shauna Tana „Opowieści z głębi miasta” wydała w Polsce Kultura Gniewu, przetłumaczyli Anna Warso i Wojciech Góralczyk. Pracę Kamili Kobierzyńskiej „It was a fancy pigeon” można zobaczyć do 6 listopada w Muzeum Śremskim w ramach 6. Wielkopolskiego Festiwalu Fotografii im. Ireneusza Zjeżdżałki.