Między nami. „Niedyskrecje” Piotra Sommera
Opublikowano:
3 czerwca 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Wiersz „Niedyskrecje” należy do najczęściej przedrukowywanych oraz komentowanych utworów Piotra Sommera. Wbrew pierwszemu wrażeniu autor nie jest ani poetyckim bratem łatą, ani nie nadaje się na mistrza.
PAN ZOMER
W „Bibliotece Poezji Współczesnej” wydawanej przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, jednej z najważniejszych serii literackich w Polsce XXI wieku, miejsce książek Piotra Sommera jest oczywiste. Nie wyjątkowe, nie szczególne, eksponowane czy pierwszoplanowe, ale właśnie oczywiste, co wynika z tego, że Sommer jest dziś dla młodszych poetów i patronem, i partnerem.
Urodzony w latach 40. – zatem rówieśnik pokolenia ’68 – na pierwszy rzut oka wydaje się odległy zarówno od zaangażowania wierszy lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, jak i od deklaratywnej prywatności poezji po roku 1989. Ale to dzięki uważnej lekturze między innymi jego książek wiemy dziś, że podział na polityczne i intymne daleki jest od precyzji – także w odniesieniu do poezji z drugiej dekady XXI wieku.
W jego wierszach, na pozór przezroczystych, stylistycznie nonszalanckich, słychać wyraźnie luz żywej potocznej polszczyzny, która wzięta jest jednak w mocne ramy wyważonej formy.
Wbrew pierwszemu wrażeniu Piotr Sommer nie jest ani poetyckim bratem łatą, ani nie nadaje się na mistrza. Jego literackie zaproszenie wydaje się adresowane szeroko, ale estetyczna propozycja jest wymagająca, by nie powiedzieć: ekskluzywna.
Paradoks ten wynika z dużej stawki rozmowy (pogawędki, flirtu, czasem sporu czy kłótni). Idzie bowiem o komunikację, w której można pozostać sobą w codziennym gadaniu, mówiąc przy tym coś sensownego – i o świecie, i o sobie nawzajem – oraz nie ulegając zanadto automatyzmowi języka, kliszom i stereotypom.
Gadając z Innym, mieć język codzienności i muzykę wiersza po swojej stronie – mimo wszystko?
NIEPOSŁUSZNY OBYWATEL
W wielkopolskiej oficynie WBPiCAK Piotr Sommer publikuje książki regularnie od dziesięciu lat. Szczególnie ważne są, oczywiście, wybory wierszy, to ustanowiony przez samego poetę kanon jego twórczości: „Rano na ziemi” (2009) oraz, będący punktem odniesienia także dla niniejszego szkicu, „Po ciemku też” (2013).
W Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej i Centrum Animacji Kultury ukazał się ponadto wybór wierszy Jerzego Ficowskiego „Lewe strony widoków” (2014) w jego opracowaniu i z jego posłowiem oraz wznowienia książek krytycznych, wcześniej wydanych gdzie indziej: „Smak detalu i inne ogólniki” (1995, 2015) oraz „Po stykach” (2005, 2018), a także poszerzony tom rozmów „Ucieczka w bok (pytania i odpowiedzi)” (2010, 2016). Poznańskie zestawienie bibliograficzne pokazuje różnorodność aktywności Piotra Sommera, a przecież to nie wszystkie jego publikacje – i tylko te z ostatniej dekady.
Lektura szkiców i rozmów pozwala zobaczyć wyrazistość poglądów Sommera, który proponuje poszerzenie kanonu polskiej poezji, upominając się na przykład o wiersze Aleksandra Wata, Juliana Kornhausera, Kornela Filipowicza czy przypominając działalność Ficowskiego, polemizuje z utartymi poglądami, oryginalnie ocenia twórczość klasyków – Szymborskiej, Miłosza, Herberta.
Siła jego tekstów wynika między innymi z zadziorności. Jako krytyk znakomicie posługuje się pamfletem (pod względem erystycznej sprawności można go porównać chyba tylko do Stanisława Barańczaka), jest ostrym i wytrwanym polemistą.
Skupia się przy tym na literackim szczególe, który precyzyjnie opisany pozwala nakreślić szerszą perspektywę. Detalem zmienić ogólnik.
Najnowszą poznańską książką Sommera jest przekład wyboru wierszy Charlesa Reznikoffa „Co robisz na naszej ulicy”. Ukazał się on po zeszłorocznej nowej wersji antologii „O krok od nich”, fundamentalnej dla recepcji amerykańskiej poezji XX wieku, w której Reznikoffa Sommer także umieścił. Publikacja doczekała się zasłużonych zachwytów, mogę tylko do nich dołączyć. To książka niezwykła.
Jest Sommer, redaktor naczelny „Literatury na Świecie”, tłumaczem wybrednym i autonomicznym, przekładane przez niego wiersze szybko zadomawiają się w polszczyźnie, a jego komentarze do Amerykanów są proste, komunikatywne, przenikliwe i systematyczne. Doprawdy, trudno przecenić ich znaczenie popularyzatorskie – i literackie w ogóle.
Niektórzy z czytelników szybciej sięgną po tłumaczenia Sommera niż po jego wiersze, a warto robić to równolegle. Nie chodzi tylko o trywialną prawdę, że czytając poezję tłumacza, lepiej zrozumiemy jego przekłady – i na odwrót. Idzie także o spojrzenie na własny język, na polszczyznę w ogóle, z boku, z ukosa, a jednocześnie z bliska. Czujnie i uważnie – czule i z ironią.
MIĘDZY
Tom „Czynnik liryczny” – po raz pierwszy opublikowany w drugim obiegu w 1986 roku oraz wznowiony w dwa lata później jako „Czynnik liryczny i inne wiersze” w emigracyjnym londyńskim wydawnictwie Aneks (w efektownej oprawie graficznej Ewy Kuryluk) – jest jedną z najważniejszych książek poetyckich ostatnich czterech dekad. Z jej okazji Stanisław Barańczak pisał, posługując się formułą Czesława Miłosza, o „nowej dykcji” w polskiej poezji.
Prekursorstwo Piotra Sommera wobec tomów poetów związanych z „bruLionem” oraz wierszy autorów z kręgu „Literatury na Świecie” wydaje się dziś zarówno oczywiste, jak i trudne do uchwycenia. Sommer jako poeta, tłumacz, redaktor, krytyk raczej poszerzał pole i inspirował, niż wpływał na innych i ustanawiał nową poetycką szkołę. I na szczęście nie ma prostych naśladowców.
Wszystkie wydania, także te późniejsze, z książek zbiorowych autora „Czynnika lirycznego” otwiera ten sam wiersz – „Niedyskrecje”:
Gdzie jesteśmy? W ironiach
których nikt nie chwyci, krótkotrwałych
i nieakcentowanych, w trywialnych pointach
które kwitują metafizykę niedorzecznym
detalem, w piątku, co wypada
na piątego listopada, w mnemotechnice dni.
Można dać przykład i można to przyjąć
na wiarę, kocią łapę na gardle.
I lubi się jeszcze pewne słowa i te, za przeproszeniem,
składnie, które udają, że coś je z sobą łączy.
W tych międzysensach zawiera się cały człowiek,
włazi tam, gdzie widzi trochę miejsca.
Wiersz ten należy do najczęściej przedrukowywanych – także przez samego poetę – oraz komentowanych utworów Piotra Sommera. Przypominam go raz jeszcze nie tylko dlatego, że uważam go za świetny tekst, który warty jest wielokrotnej lektury, ale też dlatego, że do dotychczasowych interpretacji chciałbym dorzucić swoje trzy grosze.
MY
„Niedyskrecje” warto zobaczyć w bliskim kontekście ich pierwszej publikacji, czyli połowy lat osiemdziesiątych. To wtedy utrwala się stereotypowy (i niesprawiedliwy) czarno-biały obraz ówczesnej literatury – podzielonej na oficjalną oraz dysydencką. Próbą przełamania był trzeci obieg, który w podziemnym ruchu kulturalnym dystansował się od obu stron politycznego konfliktu i stawiał na kontrkulturę. Jego najważniejszym literackim medium u schyłku dekady stał się „bruLion”.
W poetyckiej rebelii i kontrabandzie miał swój udział także Piotr Sommer, który w drugim obiegu wydawał wiersze, w oficjalnym obiegu natomiast redagował słynny niebieski numer „Literatury na Świecie” (1986, nr 7) z przekładami poetów szkoły nowojorskiej, opublikował między innymi antologię poezji brytyjskiej oraz, co najważniejsze, słynny dziś tom tłumaczeń wierszy Franka O’Hary „Twoja pojedynczość” (1987).
Najważniejszym i najpopularniejszym, epigońsko naśladowanym i wszechstronnie komentowanym, tłumaczonym na języki obce poetą był w latach 80. Zbigniew Herbert. Ale oznacza to także, że był on wówczas czytany w uproszczony sposób, stając się głównym przeciwnikiem tych, którzy szukają własnego języka; bywał odrzucany, często niesprawiedliwie. Tak właśnie przeczytać można wiersz Piotra Sommera – jako niezgodę na polityczne uwikłanie i poetycką sztancę. Nie jest to jednak po prostu atak na zaangażowanie poezji stanu wojennego czy pamflet na Herberta.
Sommer od razu w pierwszym wersie wskazuje na dwa charakterystycznych dla tamtego czasu (i dla Herberta) poetyckie chwyty: zbiorowego bohatera oraz ironię.
Krytycy, na przykład Tadeusz Komendant, dostrzegali wówczas w tym geście odrzucenie poprzednika. Można jednak powiedzieć inaczej: poeta mówi o potrzebie podtrzymania wspólnoty, ale na innych zasadach, opartej nie na władzy czy metafizycznie albo etycznie motywowanym sprzeciwie wobec niej, ale na codziennych relacjach, negocjowaniu swojego miejsca w świecie – nie z Bogiem i Historią, ale z innymi, bliskimi i obcymi ludźmi.
Podobnie jest z ironią, która należy do podstawowego zasobu Herbertowskiego słownika. Sommer jej nie odrzuca, ale – redefiniuje i używa na swój sposób, prywatyzuje, zamieniając z narzędzia walki w sposób codziennej komunikacji. Widziałbym tu zatem nie tyle zerwanie z poprzednikami i niektórymi rówieśnikami, ile ciągłość. Tak czytany Sommer należały do najciekawszych polemistów Herberta.
Po 1989 roku „Niedyskrecje” interpretowane bywały w perspektywie szerszej, filozoficznej, która politycznemu kontekstowi nie tle przeczyła, ile go uogólniała, a przez to unieważniała. Na przykład Jacek Gutorow sugestywnie pisał, że o człowieczeństwie nie stanowi kartezjańska „samo-świadomość […], lecz uczestnictwo w rozmowie, zadawanie pytań i odpowiadanie na pytania, empatia i sympatia […] – odpowiedzialność wobec innych i za innych, otwarcie na wspólnotę, wyjście ku temu, co obce, zewnętrzne, marginalne”.
Wiersz tak czytany jest manifestem estetycznym i etycznym jednocześnie, a w jego lekturze sprzymierzeńcem jest przede wszystkim Jacques Derrida i jego etyka – z takimi pojęciami jak przyjaźń, gościnność oraz Inny. Podobne lektury pozbawiają jednak utwór konkretności, wymieniają jedną nadrzędną etykę na inną.
A przecież w wierszu budowanie wspólnoty z innymi jest, owszem, ważne i przypadkowe, czyli pozbawione sankcji metafizycznych, ale nie jest absolutyzowane. „Niedyskrecje” opowiadają o kruchości komunikacji i o trudności w jej budowaniu. Pokazują, że bywa niemożliwa, ale także – że nie zawsze jest konieczna czy ważna. Natomiast rewersem gotowości do rozmowy, którą wiersz zdaje się deklarować według większości odczytań, jest hermetyczność prywatnej komunikacji.
„Ironie, których nikt nie chwyci” można rozumieć pozytywnie – jako wyczulenie na niepowtarzalność kontaktu z Innym – i negatywnie, jako wykluczającą niekomunikatywność. Ta ostatnia grozi dziś tyle codziennemu porozumiewaniu się, ile samej poezji…
NIE DOŚĆ BLISKO
Wiersz „Niedyskrecje” można przeczytać bez powyższych kontekstów. Zobaczyć w nim opowieść o codziennej bliskości, która bywa najtrudniejsza – z byłym partnerem, dorastającym dzieckiem, starzejącymi się rodzicami, przyjacielem, którego nie widziało się od dawna… Albo przeczytać go jako elegię, z myślą o kimś, kto odszedł. Wraz z frazą „mnemotechnika dni” przypomnieć sobie wszystkie codzienne terminy, które szybko tracą znaczenie, i daty, które czasem warto byłoby pamiętać.
W wersie: „na wiarę, kocią łapę na gardle” można usłyszeć dwa frazeologizmy: „żyć na kocią łapę” i „kocia wiara”. Oba wskazują na niewystarczalność kodeksów i norm społecznych, religijnych, etycznych, a jednocześnie na potrzebę jakiejś pewności czy stabilności. Jakby wiersz mówił nam, że potrzeba zewnętrznego, narzuconego dekalogu jest zastępnikiem i pozornym ułatwieniem. I że nie o jeden sens chodzi, ale o liczne „międzysensy”. Że porozumienie osiąga się nie zgodnie z regułami, ale raczej obok czy wbrew nim. Że prawdziwe życie jest na kocią łapę.
Korzystałem między innymi z poniższych źródeł, które polecam także Czytelniczkom i Czytelnikom:
- Barańczak, „Przed i po. Szkice o poezji krajowej przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych”, Aneks, Londyn 1988, recenzja: „Nowa dykcja”;
- Gutorow, „Niepodległość głosu. Szkice o poezji polskiej po 1968 roku”, Znak, Kraków 2003, rozdział: „Maski Sommera”;
- Komendant, „Mimo-śród”, [w:] M. Jaworski, „Barbarzyńcy, klasycyści i inni. Spory o młodą poezję w latach 90.”, PTPN, Poznań 2018;
- Kuczyńska-Koschany, „Piotr Sommer, hasło w internetowym słowniku: Polska poezja współczesna”. Przewodnik encyklopedyczny, przewodnikpoetycki.amu.edu.pl/encyklopedia/piotr-sommer/;
- Orska, „Republika poetów. Poetyckość i polityczność w krytycznej praktyce”, EMG, Kraków 2013, rozdział: „Obywatel poeta”;
- „Wyrazy życia. Szkice o poezji Piotra Sommera”, red. P. Śliwiński, WBPiCAK, Poznań 2010, tu przede wszystkim tekst: K. Hoffmann, „Nie ma nas tam, gdzie jesteśmy. O jednym wierszu poety składniowego”.
MARCIN JAWORSKI – literaturoznawca, krytyk literacki; nauczyciel akademicki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza; kurator Festiwalu Fabuły organizowanego przez Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu; sekretarz Poznańskiej Nagrody Literackiej. Ostatnio wydał „Świat nieliryczny. Studia i szkice o poezji współczesnej” (2018) oraz antologię „Barbarzyńcy, klasycyści i inni. Spory o młodą poezję w latach 90.” (2018).
CZYTAJ TAKŻE: Za dużo świata. „Na dwóch i na czterech łapach” Krystyny Miłobędzkiej
CZYTAJ TAKŻE: Poezja i dobro wspólne: „Ofiarowanie Ifigenii” Zbigniewa Herberta
CZYTAJ TAKŻE: Wiersz kibica. „Pierwsza piątka” Stanisława Barańczaka