Mikrohistorie nostalgii
Opublikowano:
28 maja 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Wystawa „Historia konińskiego undergroundu” mogła budzić niedosyt i dawać poczucie niewykończenia. Jednak spełniała swą funkcję – ogniskowała pamięć, prowokowała do opowiadania dawno zapomnianych miejskich mikrohistorii i legend.
„Nie próbuj wymyślać czegoś niegrzecznego i niegrzesznego zarazem, bo i tak «podziemia» nie wymyślisz. Zanim tu przybyłeś, underground już tu był. Był też w tobie. Przecież ludzie i ziarna tutaj posiane nie rodzą kwiatów, cukierków i limuzyn, tylko rodzą prąd; potem idziesz z tym prądem albo idziesz pod prąd. Underground: nie musisz odróżniać tego, co niegrzeszne od tego, co niegrzeczne, wystarczy, że tu dorastałeś” – czytamy w tekście przewodnim Jacka Wanata do wystawy „Historia konińskiego undergroundu”.
ZBYT AMBITNIE?
Przemysłowe miasto, pod koniec PRL-u. Optymizm, wizja, prosperity, które zmieniły Konin z małego, byłego sztetla w prawie stutysięczne miasto, wyczerpały się. Szachownica ulic i rytm blokowisk przestawały kojarzyć się z racjonalnym projektem, porządkiem i postępem, a szczególnie młodych uścisnęły jak pręty klatki.
Późne doświadczenie PRL-u: schyłkowość, zamknięcie i horyzont wyobraźni zagospodarowany przez brak przyszłości dobrze współgrał z rodzimą mutacją punkowej czy szerzej kontrkulturowej, przesuniętej w czasie rewolucji. Tylko że była ona w pewnym sensie (kontr)rewolucją, raczej odmową udziału w społeczeństwie, które legitymizowało się dawno zapomnianymi i recytowanymi na nudnych akademiach opowieściami o rewolucjach i partyzantach, a nie entuzjastyczną opowieścią o wizjach nowych światów.
Nastrój ten, unikalny i bardzo efemeryczny, dał się odnaleźć podczas wernisażu wystawy nazwanej odrobinę zbyt ambitnie „Historia konińskiego undergroundu”. Wydarzenie to odbywało się w pałacu Reymonda, tymczasowej siedzibie projektu artystycznego Wczasy w Koninie.
GRZECZNI I GRZESZNI
Na wydarzenie składały się: wystawa starych zdjęć, głównie z późnych lat 80., mała kolekcja plakatów koncertowych od lat 80. po 90. oraz koncert zespołu Blimp (Radosław Dziubek, Jacek Wanat z gościnnym udziałem saksofonisty Michała Giżyckiego), pierwszego w Polsce zespołu postrockowego, reaktywowanego w starym składzie po 24 latach.
Blimp, który debiutancki materiał – kasetę – wydał w legendarnej wytwórni Obuh Records, zdołał odcisnąć swój ślad nie tylko na polskiej, ale i międzynarodowej scenie undergroundowej.
Wernisaż wystawy „Historia konińskiego undergroundu” był bardzo specyficzny, gdyż eksponatami częściowo była sama zgromadzona publiczność. Na wystawie i koncercie pojawiły się osoby, które wspominały swoją undergroundową przeszłość, część z nich z nostalgią i zadziwieniem rozpoznawała się na czarno-białych zdjęciach. Oczy publiczności zwrócone było równie często na wyeksponowane w czterech pomieszczeniach zdjęcia, jak i na siebie nawzajem.
Część osób przyszła „policzyć się”, sprawdzić, kto ze „starej załogi” także przyjdzie na wystawę. Spotkania te oprócz nostalgii podszyte były atmosferą majowych „zaduszek” – wspominano tych, dla których burzliwe spotkania z kontrkulturowym życiem skończyły się tragicznie. Czarno-białe przypomnienie tych, którzy nie poradzili sobie z nałogami, życiowymi trudnościami i zakrętami, przypominały, że kontrkulturowe eksperymenty nie były jedynie zabawami.
„Mentalnie zanurzeni w Peerelu słuchaliśmy muzyki – nieważne jakiej – najlepiej takiej, której nie lubili rodzice i nauczyciele, żeby tylko pod prąd. Marzenia i dziwne pomysły, pasje, miłości, poszukiwanie sensu i szaleństwo, wino w piwnicy po rekolekcjach, betonowe przyjaźnie i noce nieprzespane, śmiech i dramaty. Intelektualna mordownia. Chcieliśmy być grzeczni i grzeszni zarazem. Codzienność Konina – czysty underground; wszyscy byliśmy jego beneficjentami” – czytamy we wprowadzeniu do wystawy.
POWIDOKI PAMIĘCI
Sama wystawa w swej skromności mogła budzić niedosyt i poczucie niewykończenia. Jednak spełniała swą funkcję, ogniskowała pamięć, prowokowała do opowiadania dawno zapomnianych miejskich mikrohistorii i legend.
Lokalny charakter wydarzenia powodował, że było ono dość hermetyczne, niosło inne znaczenia dla tych, którzy na fotografiach mogli odnaleźć siebie czy znajomych, inne dla tych, którzy oglądali je jak obrazki z podróży do obcego, egzotycznego miejsca i kraju.
Fryzury, swetry, nazwy zespołów, instytucje, które użyczały rodzącemu się undergroundowi swych progów – jak Młodzieżowy Dom Kultury czy wnętrza KDK – to wszystko powidoki przeświecające przez współczesny Konin, o których pamięć wyblakła, a ich znaczenia się ulotniły.
Tym, co uderza, jest także zadziwiająca z dzisiejszej perspektywy nieobecność kobiet. Zespoły, podpieranie murów i wysiadywanie ławek podczas popijania taniego wina to świat dość zmaskulinizowanej rozrywki. Warto jednak dodać, że na wystawie kobiece bohaterki, choć w mniejszości, były reprezentowane. Wystawa przypomniała też swoistą czasowość „bezczasu” średniego miasta gdzieś między późnym PRL-em a przejściowością lat 90. Zdjęcia pozwoliły na nowo przypomnieć dni spędzone na powolnych obchodach miasta, niekończących się rozmowach i lokalnych koncertach.
Wystawa „Historia konińskiego undergroundu” nie dawała ani pełnego przekrojowego obrazu późnego PRL-u i konińskiego undergroundu, ani też nie przedstawiała jego systematycznej historii.
Jej wyrywkowość, pewna przygodność, dość subiektywny dobór bohaterów i tematów – to wszystko powodowało, że fotografie, plakaty, kilka obrazów jednego ze znanych konińskich „undergroundowców” stały się sondą zapuszczoną w przeszłość.
Nie dostaliśmy pełnego przekrojowego obrazu, panoramy, uporządkowanej „historii konińskiego undergroundu”, ale w zamian czuliśmy się raczej jak pasażerowie batyskafu, który zanurzył się w odmętach czasu, a my przez małe, częściowo zaparowane szyby spoglądamy na fragmenty zatopionej krainy.
„Piękne, okropne i dziwne miejsce, i jeszcze dziwniejsze czasy. Ale między miłością i nienawiścią jest miejsce dla szacunku… albo chociaż westchnienia na wspomnienie”.
Wystawa „Historia konińskiego undergroundu” pokazała wymownie, że może stać się przyczynkiem do napisania, zarchiwizowania i wyeksponowania całościowej, przekrojowej mikrohistorii konińskiego undergroundu.
Mimo że bohaterowie zdjęć znajdujący się w tym dziwnym czasie pomiędzy PRL-em a późniejszymi przemianami często deklarowali wprost przywiązanie do idei „no future”, warto byłoby, aby nie mieli poczucia „no past”.
„Historia konińskiego undergroundu”, organizatorzy: Wczasy w Koninie i Pałac Reymonda, 24 maja 2019.
CZYTAJ TAKŻE: (Samo)zamknięcie w chorobie. Wystawa „Choroba jako źródło sztuki” w Muzeum Narodowym w Poznaniu
CZYTAJ TAKŻE: Odzyskiwane. O wystawie „Damy Reymonda” w ramach festiwalu Konin Miasto Kobiet
CZYTAJ TAKŻE: Polak globalny („Joseph Conrad i narodziny globalnego świata”)