fot. materiały ilustracyjne przekazane przez organizatora

Nocne motyle bez wieści na wystawie „Lochy Arsenału”

Chociaż z wystawionych przez Arsenał na światło dzienne, wyblakłych i przez lata nierestaurowanych obiektów bije mrok ciemnej tonacji, to od razu rzuca się w oczy, że nastręczając widzom licznych pytań, obiekty te niczego nie udają w formie, w jakiej zostały pokazane.

DZIWNA KOLEKCJA ARTEFAKTÓW

Filadelfijskie Mütter Muzeum posiada w swych zbiorach tłuszcz hipopotama, którego Zulusi używali jako lekarstwo na ból brzucha; Muzeum Śmierci w Hollywood i Nowym Orleanie eksponuje dzieła sztuki oraz listy sławnych morderców; Muzeum Historii Medycznej w Indianie pozwala przenieść się w realia gabinetów pierwszych psychiatrów oraz lekarzy z czasów wczesnej nowoczesności; Muzeum Szpital w Skale oferuje wycieczki w tunelach wydrążonych w podziemiach Zamku Królewskiego w Budapeszcie, gdzie realistyczne figury woskowe zastygły w gotowości do medycznej opieki nad ofiarami II wojny światowej. A co takiego posiada poznańska Galeria Miejska Arsenał?

Otóż, dziwną kolekcję artefaktów, którą pokazuje na wystawie „Lochy Arsenału”(22.06–2.09.2018). Mimo że nie jest tak spektakularna jak w przypadku wymienionych przeze mnie instytucji, to jednak status tej prezentacji wykracza poza ramy wakacyjnej, turystycznej atrakcji, gdyż stawia pytania nie tylko o przedmioty przechowywane w czeluściach galerii czy muzeów, ale także o otaczające je dyskursy.

ĆWICZENIA?

Okazuje się, że nawet w słoneczny, letni dzień wizyta w Arsenale może przypominać o literackich przygodach Pana Samochodzika czy wpisywać się w bardziej aktualny kontekst aury tajemnicy kreowanej przez dość drastyczny kryminalny serial „Alienista”…

Przy pierwszym zetknięciu wystawa sprawia wrażenie sprawnościowego ćwiczenia z transparencji instytucji sztuki w obliczu nieeksponowanej i pozornie mniej atrakcyjnej części własnej historii, ukrytej w piwnicznych magazynach i przepatrywanej z uwagi na zbliżający się remont generalny Arsenału. Szybko jednak atmosfera ruchu galerii sztuki współczesnej w kierunku bardziej kojarzonym z muzealnictwem zagęszcza się dreszczykiem grozy i zdajemy sobie sprawę, że ćwiczenie jest również grą instytucji z własnym mentalnym zapleczem, trochę jak w przypadku projektu Roberta Kuśmirowskiego, który w 2009 roku wystylizował piętro Bunkra Sztuki na podobieństwo piwnicy i zarazem własnej pracowni.

Okazuje się, że nawet w słoneczny, letni dzień wizyta w Arsenale może przypominać o literackich przygodach Pana Samochodzika czy wpisywać się w bardziej aktualny kontekst aury tajemnicy kreowanej przez dość drastyczny kryminalny serial „Alienista”(2018), którego tematem stało się śledztwo w sprawie zabójstwa młodocianych męskich prostytutek przebranych za kobiety. Widzowie o mocnych nerwach, którzy obejrzeli go do końca, dobrze wiedzą, że ofiary brutalnych morderstw pozbawiane były oczu, lecz zarazem ich realistyczne okrucieństwo neutralizowane było zabiegami estetycznymi – jeden z bohaterów to ilustrator, którego rysunki zapośredniczały naturalistyczne widoki ciał, pomagając stworzyć profil sprawcy.

Lochy Arsenału

eksponaty wystawy „LOCHY ARSENAŁU”

ANATOMIA DESTRUKTÓW?

Chociaż z wystawionych przez Arsenał na światło dzienne, wyblakłych i przez lata nierestaurowanych obiektów różnego typu bije mrok ciemnej tonacji, to od razu rzuca się w oczy, że nastręczając widzom licznych pytań, obiekty te niczego nie udają w formie, w jakiej zostały pokazane. Odkurzone obrazy gorszą zaniechaniem warsztatu, ale też – jak w przypadku płótna Jerzego Michalskiego („Bez tytułu”) czy Małgorzaty Kendziory („Bez tytułu”) – intrygują wyrzeczeniem się swego medium na rzecz kinematograficznej narracji filmowego kadru. Ten drugi obraz u wielu odwiedzających wystawę widzów uruchamia przy tym silną afektywną reakcję, ponieważ bardzo przypomina postać z horroru „Laleczka Chucky”. 

Lochy Arsenału

gobelin

Bezimienne fotografie (ukazujące m.in. bizarną cyrkową scenę z krokodylem) pozbawione są jakiegokolwiek śladu potwierdzającego ich wyjątkowość w kolekcjonerskiej kategorii atrybucji. Przekazane zostały poznańskiemu Arsenałowi prawdopodobnie dwie lub trzy dekady temu przez czeskiego performera. Zgromadzone rzeźby małej skali również odcinają się od narracji rynkowej – bardziej niż ku ekspresji awangardowej ciążą ku ludowemu rękodziełu. Fascynują anatomią swej mizeroty, będącej zasługą niedostatków narracji, które mogłyby je w sposób godny przechować dla potomności. Najmniej zdegradowane przez czas formy medalierskie, pozostawione w kolekcji przez Związek Polskich Artystów Rzeźbiarzy, również nie zostały wykreowane przez kuratorów pokazu – Marka Wasilewskiego oraz Zofię Nierodzińską – na nic, co sugerowałoby, że są czymś więcej, niż są.

Lochy Arsenału

bezimienna fotografia

JAK ZASUSZONE ĆMY

Ponieważ nie niosą nam wieści na temat własnej przeszłości, trudno je nazwać skarbami – ani w terminologii klasycznych kolekcji, ani nawet tych wywrotowych. 

Lochy Arsenału

„LOCHY ARSENAŁU” można oglądać od 22 czerwca do 2 września 2018

Warto zresztą zatrzymać uwagę na kuratorskim zamyśle, który polegał na wcieleniu się w role etnografów wpuszczających przeciąg do piwnicy galerii sztuki. Co ciekawe, w rezultacie jego podmuchów obnażone zostały zarówno historycznie zmieniające się kryteria wartościowania kolekcji, jak i jej instytucjonalne zaniedbania. Świadczą o nich niepełne metryczki pokazywanych artefaktów, pozwalające dekodować wpisaną w nie wizję entropicznej przyszłości.

Zwłaszcza ta ostatnia kwestia może rozbudzać wyobraźnię. Ta zaś materializuje się w pokusie porównania arsnenałowych osobliwości do kolekcji zasuszonych ciem. Bo czy w ogóle można nazwać kolekcją zbiór dość przypadkowych prac, z których pewna część stanowi dług wdzięczności artysty/artystki za wystawę indywidualną? Sprawcy części pozostają nieznani, a wyjątkowe „okazy” – Abakanowicz, Nowosielski czy Lenica – zostały sprzedane w prywatne ręce, gdyż nie istniały dotąd prawne regulacje dotyczące dysponowania nimi.

To, co prowokuje do uchwycenia poetyki wystawy w kategoriach widmowej obecności nocnych motyli, to fakt, że kuratorzy starali się przenieść do sali galerii zagadkową aurę przyciężkich od kurzu przedmiotów z podziemi, które – jak przypominają – w czasach zimnowojennych służyły za schron przeciwlotniczy dla mieszkańców Starego Miasta. Podobnie jak nabrzmiałe, lecz kruche ćmy przedmioty z kolekcji Arsenału charakteryzują się rozchwianym epistemologicznym statusem, który stanowi o ich potencjalnej wartości. Ponieważ nie niosą nam wieści na temat własnej przeszłości, trudno je nazwać skarbami – ani w terminologii klasycznych kolekcji, ani nawet tych wywrotowych. Zahibernowany w nich potencjał mikrozdarzeń prowokuje natomiast do stawiania za ich sprawą pytania o to, czym jest kolekcja w określonych warunkach historyczno-kulturowych i geograficznych.

W TRAKCIE

Oglądając przedmioty umieszczone w częściowo zrekonstruowanym oryginalnym otoczeniu ich przechowywania – miniaturowe rzeźby na zbutwiałych półkach obok starych maszyn do pisania czy instalacja blejtramów, eksponująca odwrocia obrazów – można docenić ekspozycję skąpej historycznej prawdy przedmiotów.

Wystawa posiada jednak nie tylko walor auratyczny, związany z przyjętą przez kuratorski duet strategią. Oglądając przedmioty umieszczone w częściowo zrekonstruowanym oryginalnym otoczeniu ich przechowywania – miniaturowe rzeźby na zbutwiałych półkach obok starych maszyn do pisania czy instalacja blejtramów, eksponująca odwrocia obrazów – można docenić ekspozycję skąpej historycznej prawdy przedmiotów. Zarazem wart odnotowania jest również ich narracyjny potencjał; kreacyjność uruchomiana w trakcie rewidowania przez galerię własnych zasobów.

Organizatorzy uczciwie ulokowali wartość kolekcji w pomyśle jej konfrontacji ze współczesną myślą posthumanistyczną czy nowym materializmem. Tworzą go zarówno intrygujące pytania „[…] Czy istnieli polscy bracia Chapman? […] A ta rzeźba-kadłubek, urwana rączka, zdekonstruowana biologią czasu makatka, skrócony o połowę obraz, który w ten sprytny sposób dopasowany został do ściany za biurkiem w sekretariacie?”, jak i prace współczesnych artystów – Daniela Koniusza oraz Wojtka Doroszuka. Pierwsza to zapętlone nagranie audio podczas pracy w podziemnym warsztacie galerii, trwające tyle samo co czas wystawy. Druga to film „Osad”(2014) dokumentujący wygląd podziemnych warsztatów galerii w trakcie realizacji projektu „W stronę instytucji krytycznej”, którego kuratorkami były Anna Czaban, Sylwia Czubała, Magdalena Popławska oraz Karolina Sikorska. Zaznaczenie tego kontinuum wpisuje się w tok trwających w Arsenale instytucjonalnych przemian, spośród których warto również wymienić plan powołania rady programowej do spraw kolekcji. Jej zadaniem będzie troska o dotychczasowe zbiory (w tym prawne zabezpieczenie przed dalszym sprzeniewierzaniem) oraz ich poszerzanie. Warto zatem wstąpić w chłodzący mrok zatrzymanych-w-czasie przedmiotów kolekcji „in statu nascendi”.

„Lochy Arsenału”, Galeria Miejska Arsenał w Poznaniu, 22.06–2.09.2018, kuratorzy: Zofia Nierodzińska, Marek Wasilewski

 

CZYTAJ TAKŻE: Darcie szat o Poznań: między feministycznym etosem a patosem zachowawczym
CZYTAJ TAKŻE: Nie interesuje mnie narracja mistrzowska, lecz ludzka. Rozmowa z Mithu Sen
CZYTAJ TAKŻE: Ludzie zamiast bóstw: Płonąca Mumia i Otwarta Starołęka

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0