fot. Materiały prasowe

Okruchy przeszłości

Zainteresowanie dawną słowiańszczyzną, w tym religią naszych przodków, datuje się od dawna. Dzisiaj przybrało formę rodzimowierstwa i turbosłowiaństwa. Są one wyrazem pewnych postaw i tęsknot dających się opisać, ale w niewielkim stopniu (szczególnie w drugim przypadku) mających ugruntowanie w wiedzy.

Niejako naprzeciw tym zainteresowaniom wychodzi Wydawnictwo Poznańskie, wznawiając po pięciu latach od premiery książkę Dariusza Sikorskiego „Religie dawnych Słowian. Przewodnik dla poszukujących”. Podtytuł ma w tym przypadku istotne znaczenie. Nie tyle doprecyzowuje tytuł, co wprost oznajmia intencję autora.

 

Dariusz Sikorski potraktował czytelników i czytelniczki poważnie, jak partnerów, uznał ich za osoby poszukujące nie tylko wiedzy, ale i zainteresowane sposobem dochodzenia do niej. Znajomość tych dróg pozwala z większą świadomością podejmować decyzje co do opowiedzenia się za taką czy inną wersją historii.

Tego rodzaju rozstrzygnięcie każe nie wchodzić autorowi w dyskusję poglądami Janusza Bieszka i jego kontynuatorów. Dostrzegając istnienie tej opowieści, Sikorski stwierdza bezprzedmiotowość dyskusji z nią z powodu braku punktów wspólnych.

Przykładem tego jest odrzucenie przez zawodowych historyków jako fałszerstwa tzw. „Kroniki Prokosza”, a uznanie jej ze wszystkimi tego konsekwencjami za wiarygodne źródło przez turbosłowian, wietrzących spisek w odmowie uznania tego tekstu za wiarygodne źródło historyczne. Taka dyskusja byłaby, wydaje mi się, mimo wszystko przydatna, ale potrzebowałaby osobnej, obszernej i inaczej skonstruowanej książki.

W gąszczu interpretacji

Jednak osoby otwarte na podróż w krainę metod poznawania przeszłości, by zyskać podstawy dla swoich wyborów i argumenty na ich rzecz, otrzymują doskonały przewodnik. Tym cenniejszy, że zachęcający do myślenia. Dariusz Sikorski nie ukrywa swojego stanowiska w dyskutowanych kwestiach, ale odsłaniając motywy swych wyborów interpretacyjnych, pod dyskusję poddaje także i własną wizję słowiańskich wierzeń.

 

Uznając za emblematyczne dla dwóch nurtów poszukiwań i wizji religii słowiańskich książki Henryka Łowmiańskiego „Religię Słowian i jej upadek” oraz Aleksandra Gieysztora „Mitologię słowiańską”, autor konfrontuje te stanowiska, wnikliwie prezentując argumenty za i przeciw nim oraz konsekwencje ich przyjęcia. To, co dają, i to, co odbierają.

Wszelkie podejmowane problemy pokazują, jak złożoną i nieoczywistą rzeczą jest interpretacja danych. Szczególnie, kiedy są tak skąpe. Przyjmowane założenia – uświadamiane bądź nie; pojęcia – szersze lub węższe; uwzględnione dane – z różnych dziedzin albo ograniczone zakresowo: to wszystko skutkuje rozlicznymi obrazami przeszłości oraz rozbieżnościami, a nawet sprzecznościami pomiędzy nimi.

Skomplikowanie materii i związek pomiędzy szczegółowymi rozstrzygnięciami o charakterze teoretycznym a wizjami słowiańskich religii pokazuje Sikorski bardzo przejrzyście. Książka ma wszak mieć popularnonaukowy charakter.

Po lekturze nie sposób bezkrytycznie podchodzić do licznych funkcjonujących dzisiaj rekonstrukcji. I entuzjastycznie uznać, że można być wyznawcą Świętowita, Peruna, czy Swaroga na modłę przodków. Dariusz Sikorski wciąga czytelników i czytelniczki do świata badań nad słowiańską przeszłością i nakłania do samodzielnego (chociaż amatorskiego) zaangażowania i wejścia w dyskusję.

Polityka czy religia?

Sam nie mogłem się oprzeć zachęcie. W parostronicowym rozdziale zamykającym książkę, odnoszącym się do kwestii chrystianizacji słowiańszczyzny, a dokładniej atrakcyjności chrześcijaństwa i oporu względem niego wyznawców rodzimych bogów, przyjmuje Sikorski założenie, że za sukcesem nowej religii i brakiem udokumentowanego oporu stoją jej zalety większe niż dotychczasowych wierzeń. Pozwala mu to w inny niż ugruntowany sposób traktować materiał historyczny.

Jeżeli tylko na Połabiu w zdecydowany sposób stawiono opór chrystianizacji (w tradycyjnym opisie), to dlaczego na innych obszarach brak takiego sprzeciwu? Autor uznaje, że przypadek Słowian połabskich to nie tyle kwestia religijna, co polityczna. Ich walka byłaby więc batalią o niezależność polityczną wobec zakusów marchii saskiej, której władcy dążyli do podporządkowania cesarzowi nowych terenów. Religia byłaby więc pochodnym, nie głównym czynnikiem oporu. Jej uwypuklenie to efekt optyki kronikarzy – i chrześcijan, i duchownych – mających skłonność do przedkładania perspektywy religijnej nad polityczną.

 

fot. materiały organizatora

fot. materiały organizatora

W tym duchu odbywa się także interpretacja tzw. reakcji pogańskiej po kilku latach od śmierci Bolesława Chrobrego. Choć w kronikach traktowana jest jako bunt wyznawców dawnych bogów przeciwko chrześcijaństwu, to Sikorski argumentuje za politycznym, nie religijnym podłożem zdarzeń.

Uznaje, że mógł to być spór o władzę. Tym bardziej, że brak świadectw o odrodzeniu w tym czasie wcześniejszych wierzeń i praktyk religijnych. Przy niedostatku źródeł to milczenie może być jednak interpretowane jako świadomy zabieg – zwycięzcy nie zamierzali dać głosu przegranym. Odwrotnie, odnotowanie rozruchów zamyka się stwierdzeniem zwycięstwa. Udowodnienie siły chrześcijaństwa było najważniejsze. Dokumentowanie zabiegów niewiernych nie było już konieczne.

Siła argumentów

To nie jest mocny argument na rzecz religijnego charakteru buntu, biorąc jednak pod uwagę podkreślaną nieintencjonalną stronniczość kronikarzy, dlaczego nie przyznać im i świadomych intencji przemilczenia pewnych kwestii?

Dodatkowo wyraźny staje się problem uwarunkowania zdarzeń: czy można oddzielić polityczne czynniki od religijnych? Pojawiający się element religijnej rywalizacji wydaje się stanowić o realnym religijnym podłożu walk. Nawet jeśli dla niektórych protagonistów zdarzeń byłby to tylko pretekst do wywołania konfliktu, to z racji swojej skuteczności oznaczać by musiał istnienie rzeczywistego zbiorowego resentymentu.

 

Argument o atrakcyjności religii chrześcijańskiej, pozwalający traktować opór Połabian w kategoriach politycznych, skoro było wśród nich również wielu konwertytów i podobnie ocenić reakcję pogańską, skoro brak świadectw odrodzenia rodzimych wierzeń w owym czasie, mocno wybrzmiewa w kończącym książkę przywołaniu Mieszka I.

Uznaje autor, że zmiana kulturowa nie musiała być efektem politycznych nacisków lub kalkulacji, lecz wyboru, wynikającego z odnalezienia w chrześcijaństwie czegoś, czego nie dawały dawne wierzenia. Zatem i Mieszko mógł był rzeczywiście uwierzyć dzięki Dobrawie, a nie traktować chrztu jako elementu politycznej gry.

Słabością tego argumentu jest nierównoważność indywidualnych wyborów i mechaniki procesów zbiorowych. Wiara czy niewiara Mieszka nie miała znaczenia. Chrześcijaństwo było wówczas religią rozszerzającą swe wpływy i włączenie się w jej oddziaływanie nie miało alternatywy. Stanowiło o wspólnotowym być albo nie być. Chrzest Mieszka dowodzi jego realizmu politycznego i to można stwierdzić z całą pewnością. Walka Połabian i o niezawisłość polityczną, i o autonomię religijną była skazana na porażkę. Obu celów nie dało się zrealizować. Wspomniane nawrócenia niektórych Połabian mogą być świadectwem starań o realizację jednego kosztem drugiego. W odróżnieniu od zabiegów podjętych przez Mieszka – nieudanych.

 

Przy tym pokazuje to niemożność ścisłej separacji religii od polityki. Jako religia państwowa cesarstwa niemieckiego chrześcijaństwo pełniło polityczną funkcję. Było jednym ze środków uprawiania polityki. Chrzest władcy miał wymiar polityczny i niósł konsekwencje dla całej wspólnoty. Nie można myśleć inaczej.

Z drugiej strony milczenie źródeł na temat powrotu do dawnych bogów można interpretować rozmaicie. Ci, którzy mogliby dać temu świadectwo, byli albo chrześcijanami, niekoniecznie zainteresowanymi odnotowywaniem siły wydawałoby się pokonanych religii, albo niepiśmienni. Czy nie mogli nabyć tej umiejętności, aby zaświadczyć o swoim istnieniu i oporze? Czy może nie chcieli? Tego rodzaju odmowa byłaby zrozumiała. A jednocześnie skazująca na zapomnienie. Nie jesteśmy w stanie uzyskać pewności co do rzeczywistych zdarzeń. Powyższe wątpliwości objawiają zakres niewiedzy.

Bez odpowiedzi

Droga obrana przez Dariusza Sikorskiego to chyba najlepszy sposób popularyzacji nauki. Wiedza nie zostaje podana jako prawda, którą należy uznać. Autor „Religii dawnych Słowian” odsłaniając kulisy badań, sposobów dochodzenia do ustaleń, pozwala nam uczestniczyć w procesie mierzenia się z tajemnicami minionego świata. Dając dostęp do sposobów tworzenia wiedzy i czyniąc przejrzystą, chroni ją w jakiejś mierze przed kwestionowaniem w teoriach spiskowych, odrzuceniem w wyniku niechęci do apodyktycznych stwierdzeń danych na wiarę.

Te detaliczne może uwagi pokazują, że liczne szczegółowe problemy związane z procesem przemian można jeszcze poddawać pod dyskusję. Nie zmienia to kwestii zasadniczej, która nie ulegnie zapewne zmianie.

 

Mamy w ręku ledwie okruchy przeszłości. Nikłe ślady świata, który przeminął. Próby wskrzeszenia go, odzyskania łączności z przeszłością nie mogą dziwić. Szczególnie w czasach, dla których tożsamość jest jednym z wyróżniających je pojęć. Przywrócenie przeszłości w dawnym kształcie jest jednak niemożliwe.

Lektura „Religii dawnych Słowian” jest z tego względu mierzeniem się z własnymi, często ukrytymi wyobrażeniami, oczekiwaniami, tęsknotami, a nade wszystko może z gotowością uznania, że naprawdę niewiele wiadomo, że tego braku nic nie zapełni, a wyobraźnia to nie wiedza.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0