fot. S. Bober

Opowiadać z godnością

Nie piszę polemik, nie piszę literatury faktu, nie próbuję rozwinąć sporu politycznego. Chcę namalować portret, który jest możliwie prawdziwy. Książka, którą chciałem napisać, to historia o miłości między dziećmi i ich matką oraz o tym, jak wszyscy kochamy nasze matki mimo ich niedoskonałości. O swojej powieści "Shuggie Bain" opowiada Douglas Stuart.

Andrzej W. Nowak: Rozpocznę od wyznania – Twoja książka mnie poruszyła. Powód jest dość prozaiczny, ja też pochodzę z rodziny robotniczej. Dorastałem w Koninie, górniczym mieście  położonym 100 km stąd. Mój region był dotknięty podobnym doświadczeniem jak Szkocja w latach 80., też mieliśmy okres „taczeryzmu”, tylko że dziesięć lat później, w latach 90., ale wyglądało to dokładnie tak samo: obniżki, zamykanie fabryk, masowe bezrobocie mężczyzn, kobiety dźwigające na swoich barkach zbyt wiele. Twoja książka jest bardzo uniwersalna – ja, jako Polak z centralnej Polski, identyfikuję się z nią. Czułem się w tej powieści jak w domu, choć jak pewnie podejrzewasz, nie było to zupełnie komfortowe uczucie współdzielić świat z Twoimi bohaterami.  Czy od początku miałeś w głowie ten uniwersalny obraz Shuggiego Baina? Czy to był twój cel, czy wydarzyło się to niejako w procesie pisania?

 

Douglas Stuart: Na samym początku pisania – a zajęło mi to prawie dziesięć lat – pisałem głównie dla postaci, to one stanowiły centrum tej opowieści. Nie miałem pojęcia, kto będzie tę książkę docelowo czytał, i dlatego skupiłem się głównie na Shuggiem i Agnes, pisałem dla nich. Chciałem opowiedzieć ich historię niezwykle skrupulatnie i z godnością, starając się odzwierciedlić ich życie, pisać z ich perspektywy, co znacząco wpłynęło na język, a także na strukturę opowieści.

 

Douglas Stuart "Shuggie Bain", Wydawnictwo Poznańskie

Douglas Stuart „Shuggie Bain”, Wydawnictwo Poznańskie

Początkowo książka spotkała się jednak z odrzuceniem przez wydawców po obu stronach oceanu. Wydaje mi się, że jawiła się ona jako zbyt usytuowana środowiskowo. Wydawnictwa zazwyczaj reprezentują środowiska akademickie lub klasę średnią, a głosy klasy robotniczej wybrzmiewają jedynie na marginesie. W przypadku tej książki szufladkowano ją jako opowieść o robotniczej szkockiej rodzinie.

Dopiero po opublikowaniu Shuggiego Baina dogłębniej zrozumiałem uniwersalność tej historii i to, jak wiele osób na świecie żyje podobnie do bohaterów mojej książki.

Tak jak wspomniałeś, częściowo może za to odpowiadać deindustrializacja, która doświadczyła Szkocję szczególnie mocno w latach 1970-1990, ale też ówczesna sytuacja kobiet, które pokładały niespełnione nadzieje w tradycyjnym małżeństwie jako przestrzeni bezpieczeństwa i spełnienia. To także młodzi mężczyźni, którzy tylko dorastali w tym miejscu, ale się z nim nie identyfikowali. Tak, moja książka ma więc wymiar uniwersalny, mówi o naturze ludzkiej.

 

AWN: Twoja książka, choć tak ważni są w niej Agnes i Shuggie, jest też polifoniczna, poznajemy wiele postaci, których losy zostały ze sobą splecione. Podczas czytania słyszałem cały chór różnych głosów – czytając, zastanawiałem się, które głosy same się wpraszały, domagały uwagi, a które przeciwnie musiałeś wydobyć z cienia. Czy kogoś znienawidziłeś i ukryłeś, czy któreś głosy musiałeś okiełznać? Jak sobie z tym poradziłeś?

 

DS: To było bardzo trudne. Pierwsza wersja książki liczyła 1800 stron, więc była to naprawdę zamaszysta epopeja, do pewnego stopnia o wydźwięku socjalistycznym. Kiedy zacząłem pracować nad powieścią, zamierzałem ją napisać z punktu widzenia Shuggiego, który miał być naszym przewodnikiem po tym świecie, ale właściwie od samego początku do głosu dochodzi chór różnych głosów.

 

Świat jest zbyt skomplikowany, pełen zewnętrznej presji, zależności i warunków społeczno-ekonomicznych oraz przemian ról mężczyzn i kobiet, pytań o przyszłość ludzi, którzy czują się porzuceni przez rząd. Postać młodego chłopca nie mogła unieść złożoności tego przekazu.

Zawsze byłem fanem XIX-wiecznych brytyjskich powieści, lubię te opasłe tomy z wieloma postaciami, ujęciem z wielu perspektyw i dzięki temu mogłem opowiedzieć bogatszą historię, ale też odważniej pokazać pewne rzeczy. Obarczanie ośmioletniego chłopca problemami całego świata i stawianie go w centrum skutkuje także tym, że traktujesz go jak ofiarę, litujesz się, a ja chciałem tego uniknąć. Nie chciałem się wpisywać w takie odczucia, gdyż dorastałem w podobnych warunkach, w bardzo dumnej rodzinie z klasy robotniczej, której losy się pokomplikowały podczas rządów Thatcher.

Moja matka zmagała się z problemem uzależnienia, odkąd pamiętam, aż do swojej śmierci, kiedy miałem szesnaście lat. Byłem młodym, wrażliwym mężczyzną, który nie potrafił dopasować się do ogólnie przyjętego wzorca męskości. Rozumiałem to, ale nigdy nie było mi przykro z tego powodu i opowiadając tę historię na nowo, nie chciałem, żeby czytelnicy użalali się nad Shuggiem, chciałem raczej, żeby mogli się zatracić w lekturze. Jedną w wielu radości pisania powieści klasy robotniczej było danie szansy temu chórowi, aby mógł zaśpiewać.       

 

AWN: Nim spytam bardziej szczegółowo o więź Agnes i Shuggiego, chciałbym zapytać o kwestię, o której wspomniałeś – o męskość. Relacja Shuggiego z otaczającą go męskością – czy to klasy robotniczej, czy ogólnie pojmowaną normą męskości – nie była łatwa. W książce jest wiele scen prześladowania w szkole i innych trudnych zachowań, ale co mnie zaskoczyło, opisałeś tych mężczyzn bez resentymentu, urazy czy nienawiści. Czy mógłbyś to rozwinąć? Przecież, bardzo łatwo popaść w rozżalenie, zmienić pozycję ofiary na kogoś, kto nienawidzi. A jednak opisałeś tych mężczyzn w taki sposób, że ich rozumiemy, jesteśmy w stanie odtworzyć to, jak żyją. Jak osiągnąłeś to współczucie?

DS: Myślę, że był to proces dojrzewania nie tylko powieści, ale również mnie samego jako pisarza, który trwał dziesięć lat. Kiedy zabrałem się za tworzenie bohaterów, zdałem sobie sprawę, że wszyscy mężczyźni byli bardzo spięci, milczący, stoiccy. Zacząłem zastanawiać się, co właściwie ich tłamsiło i zmuszało do bycia właśnie takimi. W końcu poczułem głęboką empatię do tych mężczyzn, mimo że to właśni oni często przyczyniali się do trudnych dla Shuggiego i Agnes sytuacji. Prawdę mówiąc, dorastałem w społeczności, gdzie mężczyznom nie wolno było wyrażać otwarcie swoich uczuć. To dotyczyło także heteroseksualnych mężczyzn.

 

fot. S. Bober

fot. S. Bober

Jeżeli postępowałeś inaczej, twoje życie stawało się trudne. Właściwie każdy musiał się dostosować: trzeba było ciężko pracować, korzystać z seksu, pić na umór, walczyć o swoje – być  twardym, silnym facetem w stylu macho. Uświadomiłem sobie, że częściowo wina leży w tym, że oczekiwaliśmy od naszych ojców, że będą wykonywali naprawdę trudne, niebezpieczne prace: będą schodzić pod ziemię i wydobywać węgiel, budować statki, wisząc jakieś 80 stóp nad ziemią i codziennie ryzykując życie.

Członkowie mojej rodziny często pracowali przy budowie mieszkań komunalnych, wielkich bloków ze świadomością, że wiatr może zdmuchnąć ich z rusztowań w każdej chwili.

Wszystkie te prace są naprawdę niebezpieczne, np. w hucie, i nigdy nie można było zapytać mężczyzn, co tak naprawdę myślą, czy się czegoś obawiają, mają jakieś ambicje. Musieli dusić wszystko w środku, a my przyjęliśmy to i nigdy nie pytaliśmy naszych ojców: czy wszystko w porządku? Kiedy to zrozumiałem, nie miałem już w sobie złości i nie obwiniałem tych mężczyzn. Myślę, że także kobiety o to nie pytały. Zdałem sobie wtedy sprawę, że nie ma już we mnie gniewu i chęci obarczania winą, zrozumiałem, że każdy miał do odegrania swoją rolę w tym złożonym świecie, tej grze, a nie był to jedynie układ oprawca–ofiara.

 

AWN: Konstruując wspomnianą złożoność przedstawianego świata, często oddajesz głos dzieciom i kobietom, nie tylko Shuggiemu, ale też Leekowi i Catherine, która jest obecna swoją nieobecnością. Kiedy przeczytałem historię, odnosząc ją do Agnes i Shuggiego, zrozumiałem, że ona mierzy się nie tylko z alkoholizmem, ale też z byciem kobietą – mam wrażenie, że dla niej ważne jest poczucie, że „świat jest gdzie indziej”. W jaki sposób uzyskałeś tak przenikliwy wgląd w tę kobiecą perspektywę. Która często w opowieściach o klasie robotniczej jest pomijana. Klasyczne brytyjskie filmy społeczne np. Kes Kena Loacha to głównie historie o mężczyznach.

DS: Doskonale to ująłeś. W społeczeństwie industrialnym wstrząsy dotykają w pierwszej kolejności mężczyzn, stąd też wszyscy się koncentrują na nich. Dorastałem w bardzo męskim świecie, ale byłem wychowywany przez matkę, znam więc siłę, odporność i emocje kobiet. Poznałem świat nie z perspektywy mężczyzn, którzy są sprawczy, ale kobiet, które muszą sobie z nimi radzić.

Jako młody chłopak żyłem w bardzo uprzywilejowanym świecie, ponieważ moja matka pozwalała mi na wejście do świata kobiet – przyjaciółek, także cierpiących z powodu uzależnienia kobiet, ciotek – do którego młodzi chłopcy często nie mają dostępu.

 

fot. S. Bober

fot. S. Bober

Cały mój świat jako młodego chłopaka był kobiecy. To też oczywiście stwarzało problemy, bo byłem dość zniewieściały i inni mężczyźni nie wiedzieli, co ze mną począć, ale teraz jako dorosły mężczyzna jestem za to niesłychanie wdzięczny. Agnes Bain to fascynująca postać – to ona jest niejako powodem, dla którego napisałem tę książkę. Chciałem zgłębić naturę tej kobiety, również dlatego, aby oddać cześć mojej matce, którą straciłem w wieku 16 lat.

Usiłowałem pokazać nie tylko jej walkę i cierpienie, ale też wytrwałość, opór, jej bardzo cichą, delikatną nadzieję, szyk oraz poczucie własnej wartości. Agnes Bain była jak promyczek na tle tego szarego krajobrazu.

Dla mnie ta historia opowiada właśnie o sile kobiet i o tym, jak im jest trudno. Agnes i Shuggie są bardzo wyizolowani, każde na swój sposób. Shuggie – ponieważ jest zniewieściałym chłopcem, a Agnes, ponieważ zna swoją wartość, czego nie waha się okazywać, i jest na swój sposób dumna, ma cichą ambicję i świadomość własnej wartości. Nawet gdy wewnątrz się rozpada, na zewnątrz się nie zmienia, wygląda jak królowa, gwiazda Hollywood, i z tego powodu jest bardzo samotna, bo wciąż dąży do czegoś lepszego. To prawdziwie ludzkie zmagania, które chciałem pokazać.  

 

AWN: Agnes więzi nałóg, który miażdży ją jak koła nieludzkiej maszynerii. Ale równocześnie udało Ci się nie sprowadzać jej postaci jedynie do alkoholiczki. Zadam może trudne pytanie: czy nie bałeś się, że jakieś nieżyczliwe oko lub nieuzasadniona krytyka nie zauważy tej różnicy między tym mechanizmem nałogu a samą Agnes? Zaryzykowałeś, tworząc tę opowieść. Czy nie obawiałeś się, że ludzie zniszczą tę bardzo intymną historię?

DS: Trzeba patrzeć na tę historię, mając bardzo klarowny ogląd sytuacji, przez pryzmat niuansów, z godnością i uważnością. Chciałem pokazać różne twarze nałogu Agnes – za każdym razem, gdy pije, staje się kimś innym. Czasami jest bardzo promienna, chce przynależeć do grupy, innym razem bywa krnąbrna, zła, ale też niesamowicie smutna i melancholijna.

 

Dlatego właśnie nałóg jest tak przerażający dla dziecka, które kocha osobę zmagającą się z uzależnieniem – ta nieprzewidywalność, nigdy nie wiesz, jak zmieni się osoba, która powinna się tobą opiekować. Osoby uzależnione mogą być skrajnie różne – chciałem przedstawić te wszystkie niuanse, całe spektrum zachowań osoby uzależnionej.

Zależało mi też na pokazaniu, że najsurowiej traktują Agnes inne kobiety. Myślę, że mężczyźni ze swojej natury są bardzo osądzający w stosunku do kobiet, ale kobiety potrafią być jeszcze bardziej krytyczne w stosunku do innych kobiet. W społecznościach z dużym problemem alkoholowym, takich jak Irlandia czy Szkocja, mężczyźni wpisani są w pewną kulturę picia, i dlatego pijąc, mogą robić, co im się żywnie podoba.

Kiedy twój ojciec pije, myślisz, że to męska rzecz, natomiast panuje ogromne tabu, kiedy robią to kobiety, kiedy zawodzą matki. Czułem, że warto przyjrzeć się temu uczuciu bólu, które było kluczowe dla mojego dzieciństwa. Co ciekawe, jeżeli spojrzeć na to z dystansu, to bywa, że to właśnie kobietom trudno jest spędzać czas z Agnes, bo nie mogą zrozumieć, jak matka może zrobić coś takiego.  

 

AWN: Dom naszych bohaterów to strefa niepewności. Dzieci, Agnes, Cathrine, są trochę jak komandosi, weterani, wiedzą, jak się poruszać na tym domowym polu walki, jak unikać pocisków, ale radzą sobie z tym na różne sposoby. Gdyż do pewnego stopnia to terapeutyczna opowieść o trzech kompletnie różnych scenariuszach radzenia sobie z tym domowym polem walki. Czy możesz o tym opowiedzieć?

DS: Gdy widzisz rodzinę z trójką dzieci, od razu zakładasz, że te dzieci różnią się miedzy sobą, ale rzadziej dostrzegamy, że te dzieci mają także trzy pary kompletnie innych rodziców. Między naszymi bohaterami jest duża generacyjna różnica wieku. Shuggie i Leek, między którymi jest około dwunastu lat różnicy, pojawiają się w różnych etapach życia Agnes. Dla każdego z nich Agnes to inna epoka.

 

Dlatego właśnie Leek widzi swoją matkę jako młodą, bystrą, przekorną i zuchwałą kobietę, która miała apetyt na życie, a potem popadła w nałóg. Shuggie nie ma porównania – tak jak ja w dzieciństwie, widzi przed sobą nieszczęśliwą i zranioną kobietę. Radzi sobie z tym poprzez miłość, dając jej Agnes coraz więcej, choć pod koniec powieści Leek próbuje mu powiedzieć, że nigdy nie ocali matki.

Jednym z głównych pytań tej książki jest to, jak daleko posuniesz się, żeby ocalić osobę, którą kochasz, zanim ocalisz siebie. Myślę, że wiele z nas angażuje się w tego typu relacje, kiedy nieustannie próbujemy kogoś naprawiać, po czym zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy w stanie tego zrobić. To bardzo uniwersalne ludzkie doświadczenie.

Shuggie nie ma innego punktu odniesienia – dzieci są niesamowite pod tym względem, one naprawdę potrafią zaakceptować świat, w którym się rodzą, do momentu, kiedy pojawia się zderzenie z innym światem. Dla Shuggiego jest to codzienność, która sprawia, że jest nieszczęśliwy, martwi się, odczuwa niepokój, ale kocha swoją matkę najbardziej na świecie i dlatego ciągle wraca, mając nadzieję na lepsze jutro.

 

AWN: Czuję, że w tej historii czai się pewne niebezpieczeństwo, że opowiadasz historię ze swoistego punktu „ocaleńca”. Podczas lektury miałem w głowie skojarzenie biblijne – mamy historię Shuggiego, który jest w czyśćcu i któremu udaje się z niego wydostać. Ale co z resztą, na przykład z Leekiem, z tymi, którzy w nim pozostali? Cały czas zadawałem sobie pytanie, co się stało z rysunkami Leeka? Czytając, przyznam, że odczuwałem z tego powodu poczucie niepokoju.

DS: I słusznie, tak, powinieneś czuć niepokój. Leek jest archetypem. Jako środkowe dziecko Agnes ogromnie się poświęca, porzuca swój własny potencjał artystyczny, żeby opiekować się matką i młodszym bratem. To częsty symbol występujący w literaturze brytyjskiej, ale i realna bariera, z którą mierzy się wielu mężczyzn i kobiet z klasy robotniczej. To niesamowicie trudnie, aby pogodzić wysiłek, jakim jest inwestowanie w swoją przyszłość, cztery czy sześć lat edukacji, gdy musisz martwić się o swoją codzienność.

 

To ważne doświadczenie kobiet i mężczyzn z klasy robotniczej.

Postać Leeka to mój komentarz społeczny: mamy oto młodego mężczyznę obdarzonego talentem, który i tak nie może awansować do lepszego świata. Oczywiście, książka Jude the Obscure autorstwa Thomasa Hardy’ego była dla mnie tu olbrzymią inspiracją, zwłaszcza postać Judy Nieznanego i Jude Folly, kiedy patrzy na uniwersytet w środku miasta i nie może się tam dostać tak, jak jego rodzina, kuzyni, kobiety, Arabella Dawn i inni ludzie, którzy pojawiają się w jego życiu.

 

AWN: Pozwolę sobie dodać komentarz – to motyw z początku Twojej książki.

DS: Tak, to podobnie jak Leek, który patrzy na studentów, a potem siada na hałdzie węgla i ogląda przejeżdżające pociągi z Glasgow do Edynburga. Wydaje mu się, że ludzie wiodą aktywne życie, a on został pozostawiony sam sobie w tym umierającym górniczym miasteczku. Dla mnie jednak Leek jest bohaterem. Uczy Shuggiego, jak przetrwać, jak być mężczyzną, i jest też kolejną męską postacią w tym spektrum. Heteroseksualni mężczyźni są cisi, twardzi i zamknięci, Leek jest tak naprawdę niezwykle czuły, delikatny, artystyczny i wrażliwy. Dla mnie uosabia przyszłość męskości.  

 

AWN: Wielokrotnie wspominałeś o tym, że mężczyźni są cisi. Czy było to powiązane z byciem katolikiem? Pytam dlatego, że w Twojej książce ważną rolę odgrywa to, czy postać była protestantem, czy katolikiem.

DS: Historia reformacji w Wielkiej Brytanii i Irlandii jest bardzo długa i zawiła. Większość kraju, za wyjątkiem Irlandii, przeszła na protestantyzm, natomiast potem historia religii stała się bardziej zawiła: angielski kolonializm zawędrował do Irlandii, fala szkockiej imigracji przybiła do Irlandii Północnej, z kolei fala irlandzkiej imigracji – do Szkocji.

Wciąż jednak na zachodnim wybrzeżu Szkocji przetrwały społeczności katolickie, które funkcjonują w protestanckich miastach. Sam jestem katolikiem, bo moja matka była katoliczką, natomiast członkowie rodziny mojego ojca byli protestantami.

Dla mnie ten podział był bezcelowy, ponieważ z socjoekonomicznego punktu widzenia ludzie są identyczni. Ludzie przywiązują się do drobiazgów, które dzielą, różnią i czasami powodują tarcia. Ten podział był z pewnością wspierany przez religię, a jeden odłam zawsze góruje nad drugim, ma poczucie wyższości.

 

fot. S. Bober

fot. S. Bober

Dorastałem przy stole, przy którym widziałem, jak jedna strona postrzega drugą, często stereotypowo i karykaturalnie. Katolicy zawsze byli postrzegani jako bardziej pobożni, rodzinni, skromni i trochę bardziej pracowici, ale też na swój sposób bardziej niechlujni. Protestanci z kolei uchodzili za bardziej dumnych, próżnych, troszkę bardziej inteligentnych, mających mniejsze poczucie winy.

W mojej rodzinie było identycznie i w sumie Szkocja okazała się dość świecka, a nie religijna. Dorastałem w systemie, w którym trzeba było się identyfikować z jedną z dwóch drużyn piłkarskich – protestancką Glasgow Rangers lub katolicką Glasgow Celtic.  To był kolejny sposób, żeby podzielić ludzi, i w trakcie pisania powieści chciałem, żeby była to jedna z nici w gobelinie. Katolicyzm jest trudny dla Shuggiego i Agnes, bo Agnes jest wyizolowana po części dlatego, że jest samotnie wychowującą matką oraz nie do końca wpisuje się w przyjęte normy.

Wszyscy wiemy, jak zachowuje się porządna katolicka matka, a jeżeli nie potrafisz spełnić tych oczekiwań, zostaniesz wykluczony. Agnes to czuje. Dla Shuggiego kwestia homoseksualności mocno poróżni go z jego wiarą.

 

AWN: Obecnie w Polsce do jednego z największych napięć dochodzi między katolicyzmem a społecznością LGBT. W książce katolicyzm nie jest tak naprawdę przedstawiony jako przeszkoda dla Shuggiego, tak jak męskość, mizoginia czy okrucieństwo.

DS: Szerzej poruszam ten wątek w mojej drugiej powieści, Young Mungo [powieść ukaże się 2023 roku nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w tłumaczeniu Macieja Studenckiego – przyp. red.], która opowiada między innymi o sekciarstwie.

 

Mizoginia czy drugorzędna rola kobiet w społeczeństwie jest usankcjonowana przez Kościół. To coś, czego się uczymy wraz z wychowaniem religijnym.

Mizoginia, z którą mierzy się Agnes, i bigoteria, z którą mierzy się Shuggie, nie odnoszą się tak naprawdę do seksualności. On jest młodym chłopakiem, jest w nim tylko zniewieściałość, która jest zrównana z byciem kobietą, nie ma w tym nic seksualnego. Jest to piętnowane jako słabość. Ta mizoginia nie jest produktem ubocznym Kościoła czy religii, Kościół biegnie równolegle.

 

AWN: W Polsce Kościół to poważna sprawa.

DS: To wszędzie jest poważna sprawa. Jedną z pozytywnych rzeczy jest to, jak bardzo Kościół w Szkocji się zmienił, jest bardziej inkluzywny, otwarty i rozumiejący.

 

AWN: Postać Shuggiego dotyka bardzo ważnej sprawy: on jest queer, jest gejem i pochodzi z klasy robotniczej. W Polsce często politycy twierdzą,  że możesz być albo z klasy robotniczej, albo być gejem. Nawet w środowiskach lewicowych widzimy rozróżnienie: ta „właściwa lewica” to klasa robotnicza, a ta „dziwna lewica” jest queer. Czy chciałeś, żeby ta książka była polityczna?

DS: Ludzie próbowali mnie wciągnąć w polityczne dyskusje dotyczące tej książki, a ja zawsze się opierałem. Jestem przekonany, że literatura piękna jest narzędziem empatii i każdy – bez względu na miejsce pochodzenia – powinien podejść do książki, jak chce, i mieć własną opinię.

 

To nie jest zadanie autora. Nie piszę polemik, nie piszę literatury faktu, nie próbuję rozwinąć sporu politycznego. Chcę namalować portret, który jest możliwie prawdziwy. Książka, którą chciałem napisać, to historia o miłości między dziećmi i ich matką oraz o tym, jak wszyscy kochamy nasze matki mimo ich niedoskonałości.

Musiałem w pewnym sensie upolitycznić tę książkę ze względu na czas jej akcji, bo ten okres był bardzo upolityczniony. Niektórzy ludzie, zwłaszcza z klasy robotniczej, stają się polityczni, nawet jeżeli o to nie proszą. Agnes i Shuggie są polityczni mimo tego, że nie chodzą na strajki, nie protestują, nie sprzeciwiają się Margaret Thatcher.

 

AWN: Czy podążasz za tradycją realizmu społecznego w kinie brytyjskim, czy też prowadzisz z nią dialog? Podejrzewam, że wiele osób próbuje Cię tak zakwalifikować.

DS: Wszystkie odpowiedzi są w książce. Pokazuję głosy z marginesów, które przez długi czas nie były słyszalne. Wielka Brytania, która przez większą część swojej historii była narodem imperialnym i często zagłuszała głos klasy robotniczej, zabierała jej przestrzeń w literaturze, sztuce, nauce.

fot. S. Bober

fot. S. Bober

 

Dlatego teraz wiele młodych Brytyjczyków oraz wielu brytyjskich twórców odpowiada na tę ciszę, mówiąc: „Jesteśmy tutaj od zawsze”. Myślę, że w Wielkiej Brytanii 35-40% społeczeństwa to klasa robotnicza, a nie widać tego w sztuce, przed nami jeszcze długa droga.

Jest tutaj wiele niuansów do uwzględnienia, bo nie zawsze chodzi o tradycyjnie białą klasę robotniczą – mówimy też o ludziach z innym kolorem skóry, różnej orientacji czy płci. To interesujący moment.

 

AWN: Prawdę mówiąc, wykorzystałem Twoją książkę jako narzędzie edukacyjne. W Polsce, z powodu obciążeń historycznych mamy problem z mówieniem z pozycji klasy robotniczej, bardzo często ucisza się te głosy lub mówi się: tak jak w komunizmie, tam już byliśmy. Dla mnie to sposób na obejście tego historycznego problemu.

DS: Byłem młodym chłopakiem, który dorastał na prowincji i z przyjemnością rozprawiał o „pozłacanym” życiu bogatych, obserwując je w powieściach, filmach i serialach w telewizji, gdzie ludzie nosili przepiękne wiktoriańskie stroje, żyli w dostatku, bez pośpiechu czy jakichkolwiek konsekwencji. Było to tak dalekie od środowiska, w którym dorastałem, a ludzie, których znałem, wiedli naprawdę ciekawe życie.

Musiałem przedrzeć się przez wiele głosów, które mówiły: nie dasz rady tego zrobić. Wielu ludzi, patrząc na biedę czy klasę robotniczą, uważa, że to nie jest temat godny literatury. Pojawiają się nawet głosy z klasy średniej mówiące: nie chcemy o tym wiedzieć, ale też głosy ze strony klasy robotniczej, które mówią: nikomu o tym nie mów.

 

AWN: Albo jeszcze gorzej, czasami jest to taki widok z góry, obrazy pełne egzotyzacji, uproszczeń, przejaskrawień, co zwykło określać mianem poverty porn.

DS: Jak się dołączy słówko „porno”, to do razu widać, o jaki zabieg chodzi.

 

AWN: Tak, chodzi mi o klasę średnią, na to „patrzcie na nich”.

DS: Pełna zgoda. Ale czymże jest powieść Emily Brontë czy Henry’ego Jamesa, jeśli nie porno o bogatych? Porno dla uprzywilejowanych? Zawsze patrzymy na życie, które nie jest nasze. I trzeba upewnić się, że te życia są oddane z godnością, że postaci są żywe, skonfliktowane i że toczą walkę ze sobą i ze swoją społecznością, że mają nadzieje, marzenia i przeszkody. Jeżeli takie jest życie klasy robotniczej, to świetnie, ale trzeba ich przedstawić z najwyższą empatią. Ta „pornobieda” to dla mnie bardzo imperialistyczne, kolonialne wręcz przekonanie.

 

AWN: Wracając do początku naszej rozmowy: uderzyła mnie w Twojej powieści precyzja w uchwyceniu rzeczywistości i mnogość małych etnograficznych obserwacji (jak na przykład wątek z protezą zębową). Czy były one od samego początku i czekały na historię, czy to historia czekała na szczegóły?

DS: Myślę, że pisarze są jak repozytoria, zbieramy fragmenty życia oraz życia innych ludzi i wszystko to przechowujemy, czekając na właściwy moment. Szczegóły etnograficzne w powieści dotyczą głównie mojej rodziny i społeczności, w której dorastałem, dlatego nie musiałem głęboko ich szukać. Nawet wspomniana historia z protezą zębową była zakorzeniona w życiu społeczności.

 

AWN: Pytam o to, bo właśnie w tym przejawia się uniwersalność, o którą pytałem na samym początku naszej rozmowy.

DS: Wątek protezy nie był szczegółem napisanym dla uciechy czytelników, miał ona ważny wymiar jako komentarz społeczny. Lekarze często usuwali zdrowe zęby ludziom z klasy robotniczej i zastępowali je protezą, z góry zakładając, że nie będą oni dbali o własne zęby. To było okrucieństwo, do którego przyznało się później kierownictwo National Health Service i zarząd izby lekarskiej.

 

Była to też kwestia statusu: często młode kobiety z klasy robotniczej, średniej czy wyższej, chciały usunąć zęby na wesele po to, żeby mieć hollywoodzki uśmiech z protezą.

Najbardziej fascynuje mnie, co to mówi o ludzkim wstydzie. Piszę o wstydzie i dumie, a także o tym, jak blisko mogą one funkcjonować obok siebie. I o tym, co projektujemy, proteza dla Agnes była ważnym składnikiem jej wyobrażenia siebie jako gwiazdy, Elizabeth Taylor, a nie części otaczającej ją społeczności. To było niemal jak urojenie.

 

AWN: Jeżeli Shuggie, może w towarzystwie Leeka, dzisiaj usiadłby na hałdzie węgla i spojrzał w dół, jakbyś opisał to, co on widzi?

DS: Mogę udzielić bardzo precyzyjnej, choć niezbyt wesołej odpowiedzi. W czasie pisania powieści pojechałem do kopalni. Shuggie siedziałby dziś pośrodku bardzo pięknie odnowionej uliczki pełnej małych domków, bo duża część przemysłowego Glasgow znikła i na terenie wysypisk wybudowano nowe domy.

 

fot. S. Bober

fot. S. Bober

Gdyby Shuggie żył dziś, jego historia mogłaby być podobna, ale też bardzo inna. Po pierwsze, nikomu nie przeszkadzałaby jego orientacja seksualna. Szkocja, podobnie zresztą jak Wielka Brytania i wiele innych krajów, zrobiły ogromny postęp, jeśli chodzi o akceptację queerowości młodych ludzi; zdają sobie sprawę, że różnorodność bardzo je wzbogaca. Po drugie, industrialna bieda właściwie zniknęła z Wielkiej Brytanii, choć wciąż zbyt wiele ludzi żyje w ubóstwie.

Shuggie czułby się dziś bardzo wyizolowany, ponieważ solidarność mężczyzn, niegdyś mocno uzwiązkowionej klasy robotniczej, właściwie nie istnieje i ludzie czują się osamotnieni w swojej walce.

Po trzecie wreszcie, nałóg mógłby przybrać dziś ciemniejszą barwę. Jeżeli Agnes byłaby uzależniona, byłyby to pewnie leki, narkotyki lub metadon, i ta historia mogłaby być mroczniejsza. Dużo by się zmieniło, ale wierzę w to, że rzeczy zmieniają się na lepsze dla wszystkich, choć wciąż jeszcze długa droga przed nami.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
4
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0