Poezja debiutancka, czyli jaka?
Opublikowano:
19 października 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Autorom pierwszych w karierze poetyckich książek udziela się krytycznego kredytu zaufania. Debiuty to miejsca rozpoznań: pola walki, gdzie sprawdza się triki, ćwiczy metafory, wybiera tematy. „Milion depesz stąd” Krzysztofa Schodowskiego aż zawstydza precyzyjną wizją i stylistycznym rygorem.
Książki pierwsze, czyli jakie?
Debiutanckie tomy poetyckie funkcjonują na nieco odmiennych prawach niż książki autorów już znanych. Pierwsze publikacje nie zawsze są spójne, a nawet: w przeważającej części spójne nie są. Wbrew pozorom taka niekoherencja jest całkiem pożądana. Debiutant czy debiutantka mają przywilej sprawdzania granic poetyckiego języka, poruszania dużej liczby problemów czy rozgrywania wielu motywów. Z czasem poetyckie idiomy się zawężają, specjalizują, moszczą w określonych tematach. Styl, z książki na książkę, nabiera wyrazu, wprawa autora nadaje całości coraz szlachetniejszych szlifów. To oczywiście scenariusz optymistyczny i bardzo uproszczony: z wieloma rozdrożami, skrzyżowaniami i rondami pośrodku tej drogi.
Niemniej jednak pierwszej książce w dorobku twórcy przysługuje taryfa ulgowa. Poetyckie języki wymagają czasu i wielu rozmów, z redaktorami i czytelnikami, żeby mogły rozwinąć swój potencjał. Tym bardziej dziwi więc, że „Milion depesz stąd” Krzysztofa Schodowskiego to projekt tak precyzyjnie obliczony i wycyzelowany. Poeta pozostaje aż nadto wierny gęstej, nieprzejrzystej frazie, zmuszając czytelnika do wytężonej pracy z kunsztowną metaforą.
Debiutancka książka swoją spójność i kształt zawdzięcza bez wątpienia odrobionej lekcji poetyckiej historii literatury. Schodowski, mimo debiutu, jest silnie zakorzeniony w tradycji, do której bardzo zręcznie się odnosi. Na patrona tekstu autor wybiera nie kogo innego, jak Tymoteusza Karpowicza, a niepozorne fragmenty wierszy Schodowskiego zaznaczone kursywą są cytatami z innych dzieł. Poeta, zamykając tom, zostawia nam podpowiedź do samodzielnego dopasowania: listę nazwisk tych pisarzy i pisarek, u których się zapożyczył. Sam dobór matron i patronów jest już interesujący: obok takich tytanów jak Paul Celan czy T.S. Eliot pojawiają się też twórcy i twórczynie najmłodszej generacji, wskazując tu choćby Justynę Kulikowską czy Patrycję Sikorę.
W książce znalazły się – wyróżnione kursywą – cytaty z wierszy Oliwii
Betcher, Paula Celana, Marii Cyranowicz, Tytusa Czyżewskiego, Thomasa
Stearnsa Eliota, Allena Ginsberga, Konrada Góry, Romana Honeta, Juliana
Kornhausera, Justyny Kulikowskiej, Małgorzaty Lebdy, Joanny Mueller,
Juliana Przybosia, Piotra Przybyły, Patrycji Sikory, Wisławy Szymborskiej
i Rafała Wojaczka.
(Krzysztof Schodowski, „Milion depesz stąd”, WBPiCAK 2020)
Pisanie brawurowe, czyli jakie?
Fraza Krzysztofa Schodowskiego jest rozszalała, rozbuchana, nieprzejrzysta i niebywale gęsta. Przymiotniki można mnożyć, żaden nie odda jednak zaskakującego charakteru tego debiutu. W tak zawiły i skomplikowany sposób dzisiaj po prostu pisać się nie da. Każda próba jest niemal machinalnie skazana na porażkę: manieryczność i barokowość są we współczesnej poezji nie do wytrzymania, a tym bardziej: nie do zrozumienia.
Metafora goni tu metaforę, jeden obraz przepędza kolejny, dalekie skojarzenia nadbudowują jeszcze bardziej odległe asocjacje. O dziwo, Schodowski stara się trzymać cugle. Obrany przez poetę styl jest jego świadomym wyborem, a nie popuszczeniem wodzów fantazji i płynięciem z prądem językowego tworzywa i literackich tradycji. I chociaż na pierwszy rzut oka debiutancki tom wydaje się konglomeratem nieprzystających do siebie tematów i inspiracji, w tym eklektycznym szaleństwie jest jednak spójna metoda.
„Milion depesz stąd” to książka skomplikowana i wymagająca od odbiorcy skupienia dużych pokładów uważności. Długą frazę rwie przerzutnia, tworząc twisty i cliffhangery na styku końca jednego wersu i początku następnego. Mimo że koherencji poecie odmówić nie można, wielu tekstom przydać mogłoby się wpuszczenie powietrza; rozrzedzenie metafor, przyszykowanie miejsca dla czytelnika, w którym ten mógłby wziąć oddech, aby znów zanurzyć się w tej gęstej poezji. Zwłaszcza że rozpiętość tematów jest tutaj rzeczywiście spora: od tekstów dotyczących Zagłady, przez krytykę stosunków społecznych, po teksty tematyzujące doświadczenia homoseksualne. Na razie percepcja odbiorcza pracować musi na najwyższych obrotach, aby dekodować wypiętrzające się obrazy.
ciężki nienazwany
odurzające są noce w twoich ustach i godziny zasznurowane
palcami obłoki wchodzą przez okna ścielą się gęsto samotnie
odwiedziłem matkę i odszedłem w sen w dawnym pokoju budziłem się
kilka razy bo znowu przychodziłeś i niosłeś w darze popiół i wilgoć
aż ze ścian zaczęła odpadać farba wielkie białe płaty rwały się
jak skóra lśniły w świetle latarni na oślep wyciągałem ramiona
lecz chwytałem wyłącznie powietrze i zaczął wrastać we mnie
obraz rozpięte płótno pnie się pod rękami ten portret
w milczeniu zrodzony dla ciebie od tamtej chwili
pielęgnuję w sobie pokarm ciężki nienazwany
milion depesz stąd
Andrzejowi
nocą przeobrażam się w twierdzę i żaden zgiełk
nie przejdzie w palcach po mglistych
wzgórzach pleców
palą w nas szczątki pierwszych osadników
gorzkie jak języki są kamienne mury
*
kiedy nie przychodził wykopywał zdjęcia
chłopców i mówił popatrz jak wyrasta krew
choć składaliśmy się tylko ze spłoszonych
głosek mokrych ciał w tłoczniach
zerwanych nagle ze smyczy
*
odzyskać niepewność skroni
ruch gdy najpłochliwsze zwierzę
przynosi te najcichsze
Poezja Krzysztofa Schodowskiego to przede wszystkim pisanie bardzo somatyczne. Punktem stałym, który organizuje wyobraźnię twórcy jest właśnie ciało i cielesność. To dzięki dotarciu do nagiej fizyczności dociera się do istoty spraw. Relacje, zwłaszcza te rodzinne, są więc nadbudowane nad fizycznymi obrazami i opisem doświadczania. „Milion depesz stąd” to w końcu książka daleko egzystencjalna: na części pierwsze, aż do mięśni i tkanek, rozkłada się tu więzi, związki i zależności międzyludzkie.
Zaangażowane, czyli jakie?
Teksty Krzysztofa Schodowskiego są wierne założonej i rygorystycznie przestrzeganej koncepcji nie tylko w warstwie stylistycznej. Poeta daje równie stanowczy wyraz politycznemu zaangażowaniu. Co ważne, postulatywność Schodowskiego nie traci z oczu wartości literackiej wiersza.
Debiutant piętnuje patriarchalne stosunki strukturyzujące naszą codzienność na szereg sposobów: dzięki opisywaniu doświadczenia kobiety po kilku porodach, której fizyczności brzydzi się już jej partner, obrazowaniu groźnej i toksycznej męskości, która niejednokrotnie ucieleśnia się w figurze ojca, jak również w wierszach najbardziej aktualnych i dosadnych, nawiązujących do ważnych społecznie wydarzeń, znanych z nagłówków gazet i portali informacyjnych: czarnego protestu czy prawicowych „stref wolnych od LGBT”.
list od matki (1)
po pierwszym dziecku wchodził we mnie
jakby rozkopywał polanę na której zapragnął
powstać po drugim poszedł w świat i przepadł
na dwie dekady trzeciego nie będzie mam psy
daję się im wylizać
strefy wolne
kiedyś zalepiano plastrem infekcję niech się goi w swoim rytmie
ten kraj i kilka innych obwarzanków posypanych solą
dziś konserwy sprzed lat zaczynają śmierdzieć łuskać bomby
w strach ładowanie broni od dawna nie było tak śliskie
patriarchat podmiejski
czy odczuć kogoś to tak jakby się go oduczyć w zaległej nocy
w opustoszałym przedziale czasowym mięsko jeszcze się tli
do granic sznurowano ciała kobiet mimo alertu czarny
piątek w ich łona przeniosą się żniwa niecierpliwe kutasy
ugniatają podbrzusza jak poduszki przed snem
Najbardziej udany wiersz z tych komentujących polską codzienność to jednak uderzająca i poruszająca „Mitologia posiadania synów”.
Tekst ten jest nie tylko zręcznym rozebraniem mitów leżących u podstaw przeświadczeń o „normalnej rodzinie”, kształcie wspólnoty i chrześcijańskich wartościach, które okazują się wydmuszką, ale to również gorzki zapis doświadczenia homoseksualnego, tak rzadko (za rzadko) reprezentowanego w literaturze.
Równie ważnym wierszem w tym kontekście jest zamykająca tom apostrofa do Polski, „przenarodowej masy perłowej” (część wiersza „szwargot”), w której tym zjadliwiej i przynajmniej równie poruszająco Schodowski zrywa maski obłudy oraz piętnuje systemowe nadużycia.
mitologia posiadania synów
nie chciałem by nas oglądano zabarwiłem węglem ściany
zasłoniłem okna i przyjmowałem ojców obcych kolegów
przychodzili w ciszy w progu zostawiali buty marynarki
sztruksowe spodnie na wersalce pustoszały jak żony
teraz patrzy na mnie tata olka ten najbardziej wytrwały
w ćwiczeniach wchodzi coraz głębiej myślę że jest uparty
czasem przynosi ciuchy po starszym chłopcu
(najbardziej lubię koszulę w stalowe prążki
jego więdnące dłonie w obłędzie)
mitologia posiadania synów nie przestroi
zrywów natury mówi szczytując we mnie
nie wiedziałem że skrzypi klamka dopóki nie zamknął
za sobą drzwi i ten dźwięk był większy niż czas o wiele
większy niż czas
*
przenarodowa maso perłowa która pracujesz na pierwotnych
instynktach żyzna ziemio w swojej nieważkości zacznij oddychać
przenarodowa maso perłowa ustrojona w kije bejsbolowe i t-shirty
z napisem orgia hetero za pincet podaruj w wątpia mały kryształek
gnozy niech rozświetli zagmatwany wyłom
przenarodowa maso perłowa gasząca pięściami żony matki i córki
w imię prawdziwego rozlewu wartości po ciałach stałych przestań
boksować bo inaczej prześlepi cię murek
przenarodowa maso perłowa parkująca grzechy w nawach głównych
w ministrantach oraz w przyszłych beatyfikowanych śledziach
odstaw na chwilę trud i trzeźwiej w chuj
przenarodowa maso perłowa błagająca o pojary pod szkolnymi murami
goniąca zuchwale krople absolutu po rozgrzanych ściankach dziewic
które nie wiedzą czym jest groove z powyłamywanymi origami
dojrzewaj do innej prędkości
przenarodowa maso perłowa wydzierająca z nieobecnych matek
wytłuszczony landscape o imieniu dziedzictwo wylogowana tuż po nocy
poślubnej w postromantyczny blok karate nie odzieraj nas już ze złudzeń
jesteśmy na to za mali za chutliwi
za dwoma brzegami kurew
skąd wszędzie daleko
(część wiersza „szwargot”)
Zastrzec na koniec należałoby, że wszystkie obecne tu próby krytycznego wydzielania tematów z debiutu Schodowskiego to tylko wierzchołek góry lodowej.
Gry w nawiązania intertekstualne, śledzenie zapożyczeń i wpływów obcych poetyk to intelektualne wyzwanie, które rzuca czytelnikowi poeta. Podobnie rzecz się ma z wachlarzem poruszanych przez autora „Miliona depesz stąd” problemów. To, jaką dominantę wybierzemy – nieważne, czy będzie wiązała się ze stylem, przedstawieniem Zagłady, ciała, związków czy społeczeństwa – skutkować będzie odkryciem innej warstwy tej wielopoziomowej książki. A to już osiągnięcie wyrastające daleko poza ramy debiutu.