fot. zasoby Muzeum Zamek Górków w Szamotułach; taksówki na postoju na szamotulskim rynku, lata 80./90. XX w.

Taksówką po Szamotułach

Po II wojnie światowej na ulicach polskich miast nie było zbyt wielu samochodów. Wśród tych, które jeździły, najczęściej można było zobaczyć auta marki warszawa (produkowane w latach 1951 – 1973). I to one właśnie woziły klientów jako taksówki.

Warto przypomnieć, że nazwa pierwszego polskiego powojennego samochodu została wyłoniona w drodze plebiscytu, który zorganizowano wśród pracowników Fabryki Samochodów Osobowych w Warszawie. Auto to (początkowo produkowane w oparciu o radziecki model licencyjny GAZ M20 Pobieda) wyposażone zostało w silnik dolnozaworowy o pojemności 2120 cm3 i mocy 50 KM, osiągając maksymalną prędkość do 105 km/h.

 

Jego charakterystyczne czterodrzwiowe nadwozie typu fastback sprawiło, że potocznie nazywano go „garbuską”. Nieco ponad dekadę później (1964) wyprodukowano kolejny model 223 z silnikiem górnozaworowym, który pozwalał rozwinąć maksymalną prędkość 130 km/h.

To auto określane potocznie „nową warszawą” różniło się od „starej” nadwoziem, chłodnicą, zderzakami i co najważniejsze jednoczęściową panoramiczną przednią szybą (w garbusce była dzielona). We wnętrzu natomiast zamontowano dwie kanapy pokryte skajem i tkaniną, zaś wyściółkę wykonano ze sprężyn i trawy morskiej, dzięki czemu zwiększył się komfort podróżowania.

Taksówkarze i taksówkarka

W Szamotułach postój taksówek znajdował się na Rynku, wzdłuż bloku wewnętrznego od domu Mazurkiewiczów (obecnie piekarnia Pabicha) aż do końca posesji Flejsierowicza (obecnie siedziba PZU).

 

Szamotulscy taksówkarze w Gałowie, około 1961 roku, fot. ze zbiorów Piotra Badziąga

Szamotulscy taksówkarze w Gałowie, około 1961 roku, fot. ze zbiorów Piotra Badziąga

Szamotulanin Piotr Badziąg, którego Ojciec jeździł taksówką na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, posiada w swoim archiwum fotografię przedstawiającą grupę miejscowych taksówkarzy w Gałowie około roku 1961.

Są tam Zygmunt Badziąg, Janusz Rebelka, Marian Cygan, Konstanty Paszyk, Antoni Kuczyński, Władysław Stelmaszyk, Serweryn Krusicki, Edmund Bielawski, Zenon Tomkowiak. Panowie ubrani w garnitury wyglądają bardzo elegancko i schludnie.

W tym gronie szczególnie mocno wyróżniał się Marian Cygan – zazwyczaj chodził w bryczesach i wysokich butach. Natomiast Bronisław Spychała, który pracę taksówkarza podjął na początku lat siedemdziesiątych, oprócz wcześniej wymienionych zapamiętał też Alojzego Kozłowskiego, Jana Jędrzejczaka, Michała Najdka, Janusza Krusickiego, Jerzego Zarasia, Mirosława Gabrysia oraz Zenona Dobaka i pana Sosińskiego.

 

Postój taksówek w Szamotułach, lata 80. XX w., fot. z zasobów Muzeum Zamek Górków

Postój taksówek w Szamotułach, lata 80. XX w., fot. z zasobów Muzeum Zamek Górków

 

Co ciekawe w Szamotułach przez pewien czas usługi taksówkarskie świadczyła kobieta – pani Karpczak.

Żeby prowadzić taksówkę konieczne było posiadanie zawodowego prawa jazdy oraz uzyskanie koncesji. Bronisław Spychała wspominał, że na kurs uczęszczał do Popówka (wieś w gminie Oborniki), a egzamin praktyczny zaliczył jeżdżąc warszawą. W tamtych czasach odbywał się on w obecności instruktora, zaś egzaminator zasiadał na tylnej kanapie. Co więcej dla wszystkich uczestników kursu jego początek i zakończenie organizowano w tym samym terminie. I najczęściej kursanci zaliczali go z pozytywnym wynikiem.

Pięć złotych za kurs

Biuro Zrzeszenia Taksówkarzy mieściło się w Poznaniu przy ulicy Zwierzynieckiej. Tam trzeba było opłacić koncesję i nabyć taksometr. Pierwsze taksówki nie posiadały sygnalizatora „TAXI” , lecz miały namalowane pasy układające się we wzór szachownicy.

 

Zygmunt Badziąg w taksówce, około 1960 roku, fot. ze zbiorów Piotra Badziąga

Zygmunt Badziąg w taksówce, około 1960 roku, fot. ze zbiorów Piotra Badziąga

Piotr Badziąg zapamiętał, że w warszawie jego ojca najwcześniej zamontowany został taksometr. Wówczas za kurs z szamotulskiego Rynku do dworca PKP pobierano opłatę pięć złotych, zaś taksometr wskazywał cztery złote sześćdziesiąt groszy. Kiedy klienci zorientowali się w sytuacji, zaczęli domagać się wyrównania cen.

Usługi taksówkarskie cieszyły się dużym powodzeniem – co zapewne wynikało z faktu, że samochodów było niewiele, a chętnych sporo. Ponadto nie wszędzie łatwo było dotrzeć i w tej sytuacji podróż taksówką była koniecznością.

Pamiętać też trzeba, że imprezy typu chrzciny czy śluby również obsługiwali taksówkarze. W tym ostatnim przypadku klient umawiał taksówkę za określoną z góry stawkę i samochód wraz z kierowcą był do jego dyspozycji (tego dnia taksówkarz nie pojawiał się na postoju). Auto należało przygotować tak, aby godnie się prezentowało. Na szybach tylnych drzwi przywiązywano maleńkie wianki wykonane z mirtu i białych wstążek.

Z Szamotuł do Słupska i koniecznie z powrotem

Wielu Szamotulan pamięta charakterystyczną skrzynkę wiszącą na kamienicy z obecnym numerem 38. Wewnątrz niej umieszczony był telefon. Gdy dzwonił, pierwszy w kolejce taksówkarz otwierał skrzynkę kluczykiem i przyjmował zlecenie. Bronisław Spychała wspominał, że kiedy rozpoczynał pracę, to nie posiadał kluczyka i dopiero po pewnym czasie Seweryn Krusicki dał mu swój, aby mógł go dla siebie dorobić.

 

Zygmunt Badziąg w taksówce, około 1960 roku, fot. ze zbiorów Piotra Badziąga

Zygmunt Badziąg w taksówce, około 1960 roku, fot. ze zbiorów Piotra Badziąga

Klienci bywali różni. Zdarzały się też zlecenia, które okazywały się dość kłopotliwe – te najczęściej dotyczyły osób nadużywających władzy wynikającej z zajmowanego stanowiska.

Szamotulscy taksówkarze wozili klientów po mieście, okolicznych wsiach i miasteczkach. Niekiedy trzeba było pojechać do Poznania, na przykład do któregoś ze szpitali, a czasem trafiał się kurs w odległe rejony Polski (przykładowo Bronisław Spychała najdalej wiózł klienta do Słupska). Dziś te odległości nie robią na nikim wrażenia, ale niespełna pół wieku temu zupełnie inna była perspektywa.

Dla taksówkarza dość istotne było też, aby w obie strony mieć klienta. Tylko w ten sposób mógł zapewnić sobie powodzenie i korzyść finansową. Osobną grupę stanowili księża, którzy korzystali z usług taksówkarzy – w niedzielę wyjeżdżali odprawiać mszę do kaplic usytuowanych w wioskach należących do parafii czy niekiedy zamawiali kurs do kurii w Poznaniu.

Szczęśliwa trzynastka

Bronisław Spychała przez cały okres swej działalności (niespełna dziesięcioletni) jeździł taksówką z numerem bocznym „13”. Najpierw była to „stara”, a później „nowa” warszawa, a na końcu Fiat 125 P w kolorze brązowym.

Wprowadzenie do produkcji Fiata 125 – modelu na włoskiej licencji, który dość szybko „spolonizowano” zaowocowało wielkimi zmianami. Samochód ten stał się synonimem nowoczesności i elegancji. Jednak jego zakup nie był prosty, nawet jeśli posiadało się odpowiednią ilość gotówki, a kosztował niemało.

 

Postój taksówek w Szamotułach, lata 80. XX w., fot. z zasobów Muzeum Zamek Górków

Postój taksówek w Szamotułach, lata 80. XX w., fot. z zasobów Muzeum Zamek Górków

Bronisław Spychała za swego Fiata 125 zapłacił w 1977 roku sto osiemdziesiąt tysięcy złotych (średnia pensja brutto wynosiła wtedy 5327 zł). Co więcej, aby go kupić, musiał posiadać talon przyznany przez Zrzeszenie Taksówkarzy. Nowy samochód odbierał w Szczecinie.

Nie ułatwiał życia taksówkarzom fakt, że niemalże wszystkiego brakowało. Zdobycie części do samochodu było nie lada wyzwaniem. Bronisław Spychała wspominał, że aby kupić nowe opony, trzeba było najpierw zdać te zużyte.

Jeszcze większym problemem od początku lat osiemdziesiątych był zakup paliwa. Już w listopadzie 1981 roku znacząco wzrosły ceny benzyny, a od lipca następnego roku wprowadzono reglamentację (nie obejmowała oleju napędowego). Zdecydowano, że prywatny taksówkarz może tankować raz na trzy dni maksymalnie 45 litrów i tylko do baku.

CPN

Kartka na benzynę, 1986 rok, fot. z zasobów Muzeum Zamek Górków

Kartka na benzynę, 1986 rok, fot. z zasobów Muzeum Zamek Górków

Stacja benzynowa w Szamotułach zlokalizowana była na Rynku. W 1939 roku założył i prowadził ją Jan Jęczkowski, po wojnie została upaństwowiona.

W 1963 roku w południowo-wschodnim narożniku Rynku postawiono niewielki kiosk i trzy dystrybutory, z których nalać można było etylinę 78 (zwana „niebieską), etylinę 94 (tzw. „żółta) i olej napędowy. Było też stanowisko z mieszanką przeznaczoną do silników dwusuwowych – w specjalnych baniakach z mieszadłami łączyło się benzynę niebieską z olejem w odpowiednich proporcjach.

 

Kolejne zmiany na stacji zaszły w latach osiemdziesiątych – wtedy to pobudowany został nowy pawilon. Wyróżniało go zaprojektowane w latach 60. przez Ryszarda Bojara charakterystyczne biało pomarańczowe logo CPN (Centrala Produktów Naftowych) i ciągnące się w nieskończoność kolejki samochodów oczekujących na możliwość zakupu paliwa – aby przesunąć się w kolejce nie odpalano aut, ale je przepychano.

Opowieść o szamotulskich taksówkarzach pewnie nie wyczerpuje całości tematu i pełna jest wątków, których nie udało się odtworzyć. Warto jednak podkreślić, że w czasach PRLu zawód taksówkarza był wyjątkowo uprzywilejowany – przede wszystkim profesja ta dawała możliwość samodzielnego ustalania czasu pracy i gwarantowała dobre zarobki.

 

Taksówkarze mieli też ogromną wiedzę o mieście i jego mieszkańcach. O ich pozycji w środowisku decydowały marka i stan samochodu, którym się poruszali, ale nie mniej istotna była ich prezencja i sposób bycia.

 

Dziękuję Panom Bronisławowi Spychale za wspomnienia i Piotrowi Badziągowi za informacje oraz użyczenie fotografii.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
8
Świetne
Świetne
10
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0