fot. Wydawnictwo WBPiCAK

W ciemnym warsztacie pisarza

Koniec roku zaowocował transferem w poetyckim światku: Juliusz Pielichowski, debiutujący w 2019 roku książką „Czarny organizm” w Instytucie Mikołowskim, trafił ze swoim drugim projektem do Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu. Jak wyszedł na tym twórca?

W wierszach Juliusza Pielichowskiego nie ma światła. Wszystko podszyte jest mrokiem: relacje, wspomnienia, wydarzenia. Gdy tylko poeta powściąga rozbuchaną frazę, wychodzi mu to na dobre: teksty krótsze, pozbawione zbędnego monologizowania, prowadzącego pisarza na granicę banału, są w wykonaniu autora Przeciwwierszy o wiele lepsze. Podobnie sprawa się ma w przypadku nakreślenia sytuacji komunikacyjnej: gdy oskarżycielskie „ty” ustępuje (zaznaczam: rzadko) intymnemu „ja”, emocje bohatera w końcu rysują się przekonująco.

 

 

Kazanie do palców

 

Strumień podświadomości na wierzchu. Wyławiam

swoje ciało nakrapiane jak pstrągi.

 

Gdy pojawiają się ilustracje, jestem gotowy. Życie

upływa nam w cieniu Drzew i krzewów Polski

 

Zlizuję sól z jej ciała. Jest ze środka. Pokazuje

pieprzyk na piersi. Mówi: tutaj umrę.

 

Prześwitują prawdy, są czarne. Jej myśli.

To koniec pieśni za paznokciem. Już tu jesteś

 

martwy.

 

 

W tych wyrwach, zerwaniach i potknięciach powinny rozgrywać się Przeciwwiersze. Momenty absolutnej kontroli, przedłużonych i piętrowych wypowiedzi raczej ze świata pisania powieściowego niż precyzji poetyckiej wołają o skrót. Tendencja do nie zawsze zręcznego stylizowania czy mało finezyjnych nawiązań intertekstualnych ciążą ku wprawce, brudnopisowi, pierwszej wersji wymagającej znaczących poprawek. Są ludzie bezbronni, nie – bezdomni, są wiersze ściętej głowy, w bohaterze jest grób nieznanego, i tak dalej. Uwagi te tyczą się zwłaszcza (choć nie jedynie) cyklu wierszy o palącej wręcz potrzebie pisania pod zbiorczą – i sugestywną – nazwą Wszywka.

 

 

Wszywka o poezji bezwyjściowej

 

Odzierasz się z kolejnych martwych wcieleń. Wszystko może

być wykorzystane, co powiesz. Przeciwko tobie, przeciwko sobie.

Ale próbujesz zrobić inny użytek. Z siebie, z innych. Pisanie

jest tylko formą ucieczki, a ona – formą istnienia, może

najdoskonalszą z niedoskonałych.

Obca kobieta pyta cię, czy z tego parku jest jakieś wyjście.

Nie, z tego parku nie ma wyjścia. Chciałbyś choć raz odpowiedzieć

zgodnie z prawdą, ale nie potrafisz. Kłamiesz w jej żywe,

ufne oczy i wskazujesz uniesioną ręką, nie do końca swoją,

otwartą furtkę po drugiej stronie trawnika. Oto wyjście, którego

pani poszukuje. Nie mówisz tego. Częściowo zasłania je

kwitnący jaśmin. To jego pora, jego prawo.

Tymczasem światło zapładnia wiersz, którym wcześniej ty

się zajmowałeś. Piszesz pomiędzy cieniami liści na kartce. Ten

ruch ciemnego; siedzisz nad stawem w parku, tropiąc życie,

które pojawia się i znika. Najbardziej w tobie, ale też w innych.

W czerwcu – choć mógłby to być dowolny czas – myślisz

o innej kobiecie, o której już dawno nie myślałeś. Której ciała

pragnąłeś bardziej niż swojego. Aż któregoś dnia zniknęła

z ciebie prawie do końca.

To było dawno. Teraz jesteś innym człowiekiem. To twoje

najgorsze wcielenie. Od lat. Czujesz niewydolność każdego dnia

i każdej nocy. W sobie i gdzieś poza.

 

 

Przymus formy

Teksty Pielichowskiego krążą wokół „ja” – trudności ze znalezieniem języka, codzienności, którą ubiera się w wiersz, a w końcu: nieumiejętności przełożenia myśli na obraz. Niestety, w pisaniu o frustracji nie pomagają ani patos, ani mało subtelne aluzje. W efekcie cała ta refleksja o poetyckim warsztacie i kruchości ego posuwa się o krok za daleko. Pielichowski dociska puenty, dopowiada – tak dla pewności – to, co czytelnik bądź czytelniczka mają zabrać z tekstu. Robi się więc gęsto, a lektura pozostaje skrępowaną. Nad całością unosi się bowiem widmo reżysera Przeciwwierszy.

 

Juliusz Pielichowski "Przeciwwiersze", Wydawnictwo WBPiCAK

Juliusz Pielichowski „Przeciwwiersze”, Wydawnictwo WBPiCAK

Tak zarysowana sytuacja wyklucza jakiekolwiek porozumienie – w wierszach kierowanych do „ty”, tak naprawdę wciąż idzie o „ja”. Tom Pielichowskiego zamienia się więc w spiralę monologu: bohater wciąż wystosowuje coraz to nowe akty oskarżenia wobec samego siebie.

 

 

Wszywka o poezji gałązek

 

Przy wyjściu z piekła, którego nie potrafisz nazwać, dostrzegasz

pojedyncze źdźbła trawy. Cieszysz się na ich widok. Coś

ci przypominają. Czas, który minął w tobie od ostatniej wojny,

z której wyszedłeś cało. Choć to tylko złudzenie. To, co z ciebie

zostało, nie mieści się w żadnej znanej ci koncepcji całości.

Trochę dalej dostrzegasz wrak forda sierry pod zdziczałą

czereśnią, jeden z atrybutów dzieciństwa. Stara kobieta próbuje

zerwać niedojrzałe owoce, jakby nie rozumiała, jak to działa,

jakby było jej już wszystko jedno.

Jakieś pocieszenie znajdujesz jeszcze w historiach. O nabrzmiałych

piersiach dawnej koleżanki ze szkoły, która niedawno

urodziła. O psie, co miał trzy łapy. O wronie złowionej

na wędkę. O człowieku, który dwa razy umarł, zanim ktokolwiek

się zorientował. Tę ostatnią opowiadasz ty, ale nikt nie

słucha. Nikt, na kim ci zależy.

Wiersz jest twoją jedyną granicą. Jeśli zrobiłeś coś w wierszu,

zrobiłeś to w życiu. Jeśli czegoś jeszcze się boisz, to figur

retorycznych. To pisanie, twoja choroba autoimmunologiczna.

Nikt nie wykończy cię lepiej niż ty sam.

Z tych gałązek i obumarłej trawy kiedyś zrobi się życie.

Szybciej, niż myślisz.

 

Ciąg autooskarżeń, czy, posługując się frazą twórcy, choroba autoimmunologiczna, nie pociąga jednak za sobą żadnego realnego przełamania. Niszczący pęd do pracy pisarskiej nie przekłada się ani na efekt literacki, ani na poprawę dobrostanu psychicznego.

 

W Przeciwwierszach rzeczony wiersz zyskuje zarówno ciało, jak i sprawczość – rośnie, jest wyprowadzany na spacer, chce wyrwać się na zewnątrz, choć w ostatniej chwili zostaje wygaszony przez nosiciela frazy. Jedno pozostaje pewne: bohater Pielichowskiego ma w sobie aż zbyt wiele z romantycznego artysty, który nawet nie będzie starał się zapanować nad techniczną stroną tekstu. I wizja to bardzo niebezpieczna, bo usprawiedliwiająca każdy kiks pozaludzką wręcz potrzebą wypowiedzenia się. Wiersz jest przy tym uprzywilejowaną formą wyrazu, elitarnym kodem, językiem dostępu do tajemnic tego świata. A stąd już bardzo blisko do pretensjonalności.

 

I nie chodzi mi bynajmniej o czepialstwo dla czepialstwa, ale podstawowy fałsz (w gruncie rzeczy łatwy do uniknięcia) fundujący postać stworzoną przez Pielichowskiego w jego najnowszej książce. Fałsz ten ma bowiem dalekosiężne konsekwencje, bo idzie o obraz samej poezji. Stąd już blisko do manipulacji: za wszelkie nadużycia czy niedostatki warsztatowe wini się bowiem niezależny od woli wiersz.

 

W tak zarysowanej sytuacji trudno jednak o zatrzymanie błędnego koła. Sytuacja dialogu pozostaje pozorną wymianą zdań, ciążącą ku samooskarżeniu. Z tego sadomasochizmu nie ma przy tym wyjścia. Tom Pielichowskiego zamyka tekst, który całą książkę dociska jeszcze bardziej, który zostawia czytelnikowi jeszcze mniej marginesu na jakąkolwiek pracę z tekstem. Nie zawsze bowiem da się odwrócić kota ogonem w ostatnim możliwym momencie, nie wszystko bowiem da się ocalić zawołaniem ironia!, gdy wszystkie pozostawione prędzej ślady układają się jednak w inny niż zaprojektowany na początku obraz.

 

 

Do wyjścia (napis)

 

To były moje piosenki, doświadczenia.

Jest w nich jakaś prawda

i jakiejś nie ma.

 

 

W krótkich formach, ściśniętych frazach i oddzieleniu żywiołu prozy od precyzyjnego języka poezji, który nie wybacza przegadania, tkwi jednak potencjał. I sądzę, że jesteśmy na chwilę przed wprawieniem tego koła zamachowego w ruch. Sam koncept zapisu zmagań z czymś, co jedni nazywają natchnieniem, inni przymusem tworzenia lub potrzebą wypowiadania jest niezwykle inspirujący i po prostu ciekawy. W wykładzie mistrzowskim wygłoszonym przez Mikołaja Grynberga w czasie tegorocznego festiwalu Conrada w Krakowie, pisarz zwrócił się do twórców z jedną, tytułową radą: Lepiej mniej. I na to mniej – a w zasadzie: więcej – czekam.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
1