fot. Dawid Tatarkiewicz

Z lornetką i aparatem: na balu i w lesie

Nim dopadł mnie nowy rok, jeszcze przed Sylwestrem, kiedy maszerowałem po mieście, doszedł do mych uszu znany mi głos. Ni to skrzypienie, ni to skrzekot, może raczej chrzęst, zakończony gwizdem. No nie, niemożliwe! - pomyślałem. Jednak nasłuchiwałem dalej, przy okazji, mimochodem, szczypiąc się w dłoń.

Ale nie, nie spałem. A głos ów powtarzał się, jak to ma w zwyczaju. W dodatku, z właściwego sobie miejsca: ulokował się gdzieś w niskiej zabudowie mieszkalnej, dość obficie zaopatrzonej w przydomowe ogródki, właściwie w centrum Poznania. Dochodził z okolic dachu. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie data. Był 28 dzień grudnia 2024 roku.

Sylwestrowy bal

Prawdą jest, że w pewnym sensie i data była zobowiązująca. Przecież to już tuż – tuż i zacznie się sylwestrowo-noworoczny bal. Naokół mżysto, mglisto, przed chwilą miało miejsce jakieś przejaśnienie, ale szybko się skończyło, słońca z niego było co kot napłakał, pogoda wróciła do zimowej szaroburości.

Ale nie mój nastrój. Ten przeciwnie: nabrał rumieńców. Kopciuszek przecież słynie z mocnego wejścia. Takiego, że szczęka opada. No i mnie również opadła. Nie był to co prawda książkowy kopciuszek – ona, ale kopciuszek zwierz – on. Ptak ten zwykle odlatuje na zimę, ale jednak: nie zawsze.

Sprawdziłem to nawet w mądrej książce, zatytułowanej „Ptaki Wielkopolski” (Bogucki Wydawnictwo Naukowe S.C., Poznań 2000), pisanej pod redakcją naukową promotora mojej rozprawy magisterskiej, nieżyjącego już niestety, profesora Jana Bednorza.

 

fot. Dawid Tatarkiewicz

fot. Dawid Tatarkiewicz

Odnotowano tam, że kopciuszek wyjątkowo stwierdzany jest również zimą. I podano, że najpóźniejszą obserwacją tego gatunku jest ta poczyniona właśnie przez profesora, w dniu 22.12.1989 roku na terenie Wielkopolskiego Parku Narodowego.

Z tego więc wynika, że, jeżeli nic się w międzyczasie nie zmieniło, jestem autorem najpóźniejszej obserwacji kopciuszka w regionie. Tak oto, pozytywnie nastrojony, mogłem balować i nie zamierzałem z tego rezygnować.

Sylwestrowy las

Tylko że ja baluję inaczej niż wielu. W Sylwestra wybrałem się bowiem na popołudniowy spacer, który obfitował w radosny nastrój. A ten wynikał z tego, że wziąłem ze sobą aparat fotograficzny – narzędzie pozwalające mi nie przechodzić obojętnie wobec wizualnych cudów sylwestrowego lasu. Wybrałem czarno-biel jako język obrazowania, bo i w niej, klasycznie i ze smakiem, można realizować estetyczne i treściwe wątki fotograficzne.

 

fot. Dawid Tatarkiewicz

fot. Dawid Tatarkiewicz

Poziom endorfin nieco opadł w momencie, w którym przechodziłem przez las świeżo wycięty w pień. Oczywiście, rozumiem, że leśnicy hodują las po to, by go w stosownym czasie wyciąć i sadzić, ale jednak muszę uzupełnić opis spaceru: byliśmy w grupie ludzi świadomych i wrażliwych przyrodniczo.

Stąd też pojawił się u naszego przewodnika czarny humor w rodzaju: dzięki tak uwolnionej przestrzeni, ptaki nie będą wpadać w kolizję z drzewami… Albo jeszcze lepiej: gdy weszliśmy na pokaźne pnie obalonych drzew (co nie było trudne, gdyż leżały pokornie i bezwładnie na ziemi), przewodnik stwierdził, że dzięki temu może dosłownie… chodzić po lesie.

Exemplum

Hmmm… Przypomina mi się przypadek dotyczący mojego wujka – kapitana – druha Leszka, postaci barwnej i ważnej dla polskiego żeglarstwa. Był on pionierem wypraw żeglarskich na terenach Krainy Tysiąca Jezior w czasach powojennych. Zimował swój jacht gdzieś nad Zalewem Zegrzyńskim, ośrodek harcerski miał tam przystań. Kiedyś, dawno, dawno temu, harcerze własnoręcznie posadzili w tym miejscu drzewa. Gdy po latach rozrosły się tak, że stały się w jakimś stopniu przeszkadzające lub niebezpieczne (tego dokładnie nie pamiętam) dla ludzi i jachtów, chciał temu zaradzić. Jakież było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że to właściwie już zabytki przyrody i nie bardzo wolno je ruszać. Zaistniał więc problem.

 

fot. Dawid Tatarkiewicz

fot. Dawid Tatarkiewicz

Niemniej, taki problem nie dotyczy lasu gospodarczego, choć przecież tam, gdzie wykształcił się dobrze, to jest właściwe gatunki drzew wyrosły na właściwym siedlisku, można by chyba uprawiać las tak, by tych jego cennych fragmentów nie wycinać w pień. I myślę, że istnieje taka dobra praktyka, nowy sposób hodowli, bardziej proleśny, a i skuteczniejszy z punktu widzenia praktyki leśnej.

Gorzej, znacznie gorzej było w czasach, gdy człowiek zupełnie bezrefleksyjnie pozyskiwał drewno z miejsc, w których drzewa rosły od dawna, zasadziły się same, naturalnie, tworząc las pierwotny. Choćby wiele pasm gór polskich zostało tak ogołoconych, a w dodatku później posadzono tam gatunki drzew niewłaściwe dla określonych siedlisk.

Współcześnie więc, mając już doświadczenie i pewną wiedzę, nie powinniśmy pod żadnym pozorem tykać piłą tych fragmentów lasu, które mają walor naturalności (bo o pierwotności w sensie biologicznym można niemal zapomnieć). Wyrosły same, na właściwym siedlisku. Rodzi się w tym miejscu pytanie: czy aby na pewno tak jest, to znaczy, czy aby na pewno ich nie wycinamy?!…

 

fot. Dawid Tatarkiewicz

fot. Dawid Tatarkiewicz

Nie znam się na gospodarowaniu lasem i nie będę tu nikogo sądził, choć swoje na ten temat mogę sądzić, jako przyrodnik zwłaszcza…

Jako współwłaściciel dziedzictwa przyrodniczego tego państwa nie przypominam sobie przecież, bym kiedykolwiek wyzbył się lub wyrzekł tego dziedzictwa na rzecz kogokolwiek, nawet, a może przede wszystkim tej jego (dziedzictwa) części, która w swym niebagatelnym pięknie i wartości przyrodniczej nieobjętą jest jakąkolwiek formą ochrony przyrody.

Nikt nie ma prawa ruszać (wycinać) tego dziedzictwa, nawet, gdyby tak ustawił prawo, by było to legalnie możliwe. Posłyszałem niegdyś taki przykład ze świata – o zmianie prawa, by dało się pozyskać to, co było słusznie chronione. Pozyskać, by tylko krótkoterminowo (finansowo) zyskać…

Noworoczny cud

W Nowy Rok udałem się na kolejną peregrynację, która pozwoliła mi na nieco pełniejsze obcowanie z lasem w lesie. Na tym spacerze, dla odmiany, wykonywałem fotografie kolorowe.

 

fot. Dawid Tatarkiewicz

fot. Dawid Tatarkiewicz

Na koniec, warto zauważyć, że wciąż mamy nieco lasów w rolniczej Wielkopolsce. Jeśli nie chcemy, by wypaliło nas słoneczko, czas zacząć zmieniać proporcję powierzchni lasu względem pola. Na rzecz lasu. Najlepiej: lasu właściwego dla siedliska. Przynajmniej znaczącymi miejscami: nie-wy-ci-nal-ne-go!

O co apeluję dla dobra nas wszystkich u progu 2025 roku. Im prędzej zaczniemy, tym prędzej poczujemy pozytywne efekty. Przyroda sama chce nam pomóc. Las ma tę własność, że potrafi odrodzić się sam. Pozwolimy na ten cud? Cud, który leży przecież w naszym, najlepiej rozumianym, krótko- i długoterminowym interesie.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
2
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
1
Dziwne
Dziwne
0