Wpisana w dal. Ostatnie wiersze Kazimiery Iłłakowiczówny
Opublikowano:
25 czerwca 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Zaczynamy od końca. „Szeptem” (1966) to ostatnia autorska książka poetycka Kazimiery Iłłakowiczówny. Poetka, która całe życie wpisywała się w dal, odchodzi w tło. Ociemniała. Z obrazem świata, który zachowała pod powieką.
Absolutnie na boku zostawiamy niezwykle frapującą i ciekawą biografię Joanny Kuciel-Frydryszak. Zostawiamy za sobą wszystkie przymiotniki: feministka, katoliczka, bękart… Nie zajmują nas koleiny życia, towarzyskie inklinacje i koneksje, ekscentryczne pozy, upodobania, chwile wiary i niewiary. Miłości większe i mniejsze, przyjaźnie trwałe i poniechane. Sprawy wygrane i przegrane, powodzenia i animozje. Kontrowersje idą w odstawkę.
ODEJŚCIE W TŁO
Interesuje nas tylko ruch wyobraźni, rejony, w które podążały myśli w schyłkowym czasie. W coraz bardziej kurczącej się przestrzeni. Ograniczenie się do wersów koniecznych, pokrewnych oddechowi. Tych kilkaset wersów, ciężkich jak niewypowiedziane żale, wyrzuty, pretensje. A jednak pełnych wiary w słowo.
Iłłakowiczówna do końca stoi po stronie poezji, spraw beznadziejnych. Nie opiera się melancholii, nie rozumie, dlaczego, pora umierać. Wyzna: „Szukać mnie? Chyba tam, bo tu się nie zaczynam” (ostatni wers wiersza „Wyznanie”). Dlatego pozostaje tylko jedno: co ludzkie, zapisać wierszom, co nieludzkie, zawczasu pomieścić w poezji.
Mieszkam w zimie, która się przesila
w tej jednej ku wiośnie nachylonej chwili,
nie dłużej, nie dalej.
SZARPIĄC STRUNY SENSU
Zbigniew Bieńkowski, na skrzydełku kanonicznego PIW-owskiego dwutomowego wydania (Warszawa 1971), napominał, że jest to poezja w bezustannym stawaniu się, zachowująca swoją nieokreśloność. W lutym 1974 roku Jerzy Kwiatkowski notował: „Za mało pisze się o Iłłakowiczównie”. Być może przyczyną jest pewna nieuchwytność tej poezji.
Bo to twórczość na wskroś żywa, do której nie pasują gotowe etykiety. Wyłamująca się jednoznacznym stemplom. Stale poszukująca swojego miejsca, głosu.
Debiutanckie „Ikarowe loty” ukazały się w 1912 roku. Pierwszy i ostatni tom dzieli 54 lata. Pół wieku na szlakach poezji.
A my staramy się przemierzyć ostatnie ścieżki. Rozejrzeć się po miejscach i kątach, gdzie po dziesiątkach lat poezjowania trafił wiersz autorki „Trzech strun” (z których jedna brzęczała): „A ta dudka z zielonej wierzbiny / zawsze jeden, jeden ma ton”.
RYTM BIEGNIE WE KRWI STRUŻKĄ
Tom „Szeptem” otwiera wiersz „Poezja”. Wobec takich posunięć (albo rozstrzygnięć) nie sposób być obojętnym. Oto po pięciu dekadach pisania wierszy pojawia się dwanaście wersów pozwalających nam obrać jakiś kierunek, azymut. Poetka sama podpowiada, jak rozumieć to, co przychodzi nie wiadomo skąd i trafia nie wiadomo gdzie – po drodze, czasami, uderzając jakąś nutą, w strunę, w gruncie rzeczy, przypadkowego czytelnika.
Bo wszyscy żyjemy od przypadku do przypadku, od lektury do lektury (nie czytamy przecież tylko książek), od spojrzenia do spojrzenia. W tych szerokościach są nasze widoki.
Iłłakowiczówna powie: „Nie lubię, nie lubię poezji”! Bo poezja uwiera, dezorganizuje, miesza szyki, ustala nowe porządki, przestawia dobrze ułożone dekoracje. W zasadzie jest ciągłą zmianą, do której trzeba się dostosować, choć można stosować uniki. Ale na jak długo? Na chwilę starczają triki, na moment. „Pod koniec”:
Bezmiar dźwigany wśród piasków
Zasypujących ślady;
Siła, która się wzmaga;
Przejrzystość, która wzrasta…
I tylko serce – za słabe!
WPISAĆ SIĘ W DAL
Czuwają kolory: czerń, czerwień i fiolet. Kruche kształty kryją odwieczne tajemnice. Wszystko, co ukochałeś, nie jest obce, ale obecne.
Dużo u Iłłakowiczówny współczucia wobec tych, którzy kamień na sercu mieli za życia i kamień zwieńczył ich wieko. Życie to przecież trudna sztuka, stąd poetka zwraca się do świętych, zanosi swoje prośby do opatrzności, liczy na łaskawe oko. Pisze swoje małe apokryfy. Zmaga się z teraźniejszością, czasem wierzy, że jest wpisana w wieczność, a czasem, że wszystko obraca się wniwecz – od razu, bez zapowiedzi. Bardziej „wierszy” niż ufa.
Oczy mamy błędne i obce,
palce – niepewne,
nierytmicznie w tych palcach dygoce
czas niepotrzebny.
Jeśli Iłłakowiczówna, to pejzaże. Autorka „Połowu” w wierszu „Kwaterunki” przyznaje, że mieszka w porach roku, kolorach, zapachach. W opadaniu liści. W ledwo wiążących się słowach. Kiedy pszczoły brzęczą nad pajęczynami. Wiatr ścieli piasek w bruzdach po kołach. Zgrzebne powietrze nad lnem pomieszanym z paprocią, z gryką. Z czarnoziemu wyrwany korzeń, poplątany jak ludzkie drogi. Piasek osadza się w kącikach oczu. Zasklepia wszystko, zawiewa. Lotne myśli, niestałe uczucia. „Dźwina w dole mielizny liże…” (z wiersza „Osypisko”). Bór smolny, gaj wilgotny. Ptak „przeplata się” z deszczem. Pagóreczki, wydmy, wrzos i cząber.
Co ci po tym, że obejrzałeś cały świat? Krajobraz opiera się o rzekę. Woda i tak zabierze wszystko. I wszystko stanie się obce: piaski i dymy, dymy i gliny. „Przed zawałem”:
Opiera się tylko o rzekę
krajobraz,
opiera się tylko o dziś wieczór
serce.
Dwa ptaki przecięły wodę
na ukos,
dwie ryby wyplusły wysoko
pośrodku…
Pójdzie na dno serce
dziś wieczór.
NIECHBY TA JEDNA NIĆ
Joanna Kuciel-Frydryszak pisze: „Poetka widziała swoje życie jako trudne, ale nie nieszczęśliwe ani niespełnione, świat nigdy nie przestał jej interesować, a natura zachwycać”.
Zabierze ją środa popielcowa, 16 lutego 1983 roku. W 1930 roku Eliot w swoim poemacie „Środa popielcowa” zwracał się do ducha źródła i ducha ogrodu: „Naucz nas smucić się i nie smucić żałobą / Naucz być cicho” (przeł. A. Pomorski). „Stworzenie”:
A ja na lutni, tak, owszem – na lutni
W czasie, nad wodą śpiewam.
Śpiew uleci, instrument zostanie. Następny podejmie grę. Iłłakowiczówna – ostatni akord:
Nigdy nie przyjdzie dojrzałość,
zawsze będzie – nie to i – za mało,
gorzko, nie w porę, na próżno.
Nie pochyli się nikt, nie naprawi
i dalej będą krwawić
serca i róże.
BIBLIOTEKA
Kazimiera Iłłakowiczówna, „Wiersze zebrane”, t. 1–2, Warszawa 1971;
Jerzy Kwiatkowski, „Notatki o poezji i krytyce”, Kraków 1975;
S. Eliot, „W moim początku jest mój kres”, przeł., komentarzami i przypisami opatrzył A. Pomorski, Warszawa 2007;
J. Kuciel-Frydryszak, „Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie”, Warszawa 2017.
CZYTAJ TAKŻE: Iłła: zapominana i odkrywana
CZYTAJ TAKŻE: Piosenki i inne szlagiery. Poezja Edwarda Pasewicza
CZYTAJ TAKŻE: W żyznym kraju, w świętym mieście. „Dziewięć dni w ścianie” Jakuba Kornhausera