Iłła: zapominana i odkrywana
Opublikowano:
27 marca 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Przy ulicy Gajowej 4 w Poznaniu już od 35 lat działa muzeum-pracownia Kazimiery Iłłakowiczówny, prowadzone przez Bibliotekę Raczyńskich. O nowoczesności pisarki, historii przedmiotów i kilkunastu życiorysach zamkniętych w jednej biografii – z pracowniczkami biblioteki rozmawia Agnieszka Budnik.
OPOWIEŚĆ O PRZEDMIOTACH
AGNIESZKA BUDNIK: W jaki sposób zmieniało się muzeum-pracownia na przestrzeni lat?
WIOLETTA SYTEK: Muzeum się właściwie nie zmienia. To właśnie jego siła. Zmienił się tylko jego układ. Całość była kiedyś po prostu zwykłym mieszkaniem. W ciągu roku po śmierci Kazimiery Iłłakowiczówny, gdy opiekę nad mieszkaniem przejęła Biblioteka Raczyńskich, dodano część ekspozycyjną.
Oczywiście z biegiem lat trzeba czasem przemalować ściany, zadbać o sypiące się okna, odświeżyć eksponaty. Ideą muzeum było zatrzymanie mieszkania Iłły jak w stop-klatce. Nie ma tam żadnych zabytków, materialnie cennych przedmiotów, dodanych eksponatów. Cała siła muzeum leży po prostu w prawdzie życia Iłły.
W takim razie, które przedmioty pozostałe po śmierci Iłłakowiczówny najbardziej panie zaskoczyły?
BARBARA KSIT: Przedmioty zgromadzone w muzeum mówią o tym, jaką Iłła była osobą. Istnieją wspomnienia o Iłłakowiczównie jako zasadniczej i surowej, ale po jej pokoju widać, że miała poczucie humoru. Wystarczy spojrzeć choćby na książki – sporo wśród nich P.G. Wodehouse’a, brytyjskiego pisarza i satyryka. Zachowany księgozbiór pamięta Iłłę, przy czym trzeba dodać, że jej księgozbiór był znacznie większy. Przed śmiercią dużą jego część po prostu rozdała. Być może pozostawiła najbardziej ulubione pozycje: trochę tomów Emily Dickinson, mnóstwo słowników, które były jej potrzebne w pracy tłumaczki.
Mnie wzruszają ozdoby w stylu ludowym – ptaszki, dzbanuszki, podkowa pod oknem. Najbardziej przejmujący jest jednak srebrny dzbanuszek do mleka, który miał być prezentem dla jej dziadka, Tomasza Zana, od samego Mickiewicza. Stykamy się zatem z legendą wieszcza.
Równie ważna jest też maszyna do pisania, piękna jako wytwór dawnego przemysłu, ale też dowód rzetelności Iłły, która objawiała się w dbaniu o zwykły przyrząd.
Kiedy w 1939 roku rząd opuszczał kraj, Iłłakowiczówna otrzymała polecenie z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, aby ewakuować się razem z nim. Zabrała tylko jedną rzecz: właśnie maszynę do pisania, która służyła jej też lata później, już w Poznaniu.
WS: Mnie, jeszcze jako zwiedzającą, najbardziej przygnębił zgrzebny minimalizm, a zwłaszcza obdrapane szpitalne łóżko i myśl, jak niewiele zostaje po tak wielkim człowieku. Oczywiście poza dorobkiem artystycznym. W mieszkaniu nie widać całej jej osobowości, dominuje w nim zwłaszcza oszczędna natura pisarki. Iłłakowiczówna często powtarzała, że gdyby mogła, to mieszkałaby tylko w hotelach. Po czasie ją rozumiem. Nie lubiła gotować ani sprzątać. Była wychowywana na osobę, która miała zarządzać majątkiem, a nie wykonywać codzienne czynności.
W długim życiu Iłły zaszło wiele historycznych i wywrotowych zmian. Wydaje się jednak, że bazą człowieka jest jego młodość – to, w jakich warunkach wzrastał. Jej bazą był przełom wieków. Nie była osobą nowoczesną wewnętrznie, bo pochodziła z innych czasów, hołdowała innym zasadom. Miała za to niezwykłą zdolność do przystosowania się do zastanych warunków. Była ze wszech miar niezależna, a wychowanie dworskie nie pozwalało jej na proszenie o cokolwiek. Zaciskała zęby i radziła sobie.
WARSZTAT TŁUMACZKI
Iłłakowiczówna była do tego poliglotką: znała rosyjski, angielski, niemiecki, francuski, węgierski, rumuński.
WS: Znała też gruziński, choćby komunikatywnie. Z rosyjskiego przetłumaczyła kongenialnie „Annę Kareninę”. Bardzo nie lubiła jej jako postaci. Uważała, że to raczej Karenin jest pozytywnym bohaterem tej historii. Nie wiem, czy znajdzie się ktoś, kto odważy się przełożyć „Annę Kareninę” po Iłłakowiczównie. To tłumaczenie naprawdę nieźle zniosło próbę czasu. Iłła miała też wyjątkowe predyspozycje do przetłumaczenia akurat tej powieści. Dobrze znała Rosję i realia arystokratycznego życia w dużym domu.
BK: Prawdopodobnie dostała również zamówienie na tę powieść z Państwowego Instytutu Wydawniczego. Bardzo długo korespondowała z ówczesnym redaktorem, Pawłem Hertzem, broniąc swoich racji. Uważała, że tytuł powieści powinien brzmieć „Anna Karenin”, ewentualnie „Anna Kareninowa”. Wersja z polską, żeńską końcówką była dla niej dziwolągiem językowym.
Swego czasu bardzo cenne były jej tłumaczenia Emily Dickinson, ale obecnie chyba wyżej ceni się późniejsze prace Barańczaka. Z warsztatem tłumacza wiąże się też moje pierwsze zdumienie doznane w muzeum – kryształowy wazon z napisem „Iłłakowiczównie – kolejarze”. Dlaczego kolejarze? A dlatego, że chcieli uhonorować jej pietyzm. Aby przetłumaczyć jedną scenę z „Anny Kareniny” – tę, w której bohaterka rzuca się pod pociąg – Iłłakowiczówna przychodziła na dworzec, żeby poznać cały kolejarski żargon. Zależało jej na jak najdokładniejszym nazwaniu wszystkich elementów, tych przy torach, szynach i kołach.
PLOTKI I SKANDALE
Obraz Iłłakowiczówny na wiele lat zdominowała plotka o jej romansie z Józefem Piłsudskim.
WS: To plotka, która na pewno nie jest prawdą. Józef Ratajczak miał natomiast ciekawą koncepcję dotyczącą miłości poetki, którą miał być Roger Raczyński, hrabia i dyplomata – na pewno nie Piłsudski. Iłłakowiczówna traktowała Piłsudskiego jako bohatera narodowego, postać posągową, a nie obiekt westchnień. Przez wiele lat przyglądałam się życiu Iłłakowiczówny i myślę, że była bardzo zasadniczą kobietą. Nie pozwoliłaby sobie na taki mezalians.
BK: Paradoksem jest to, że wiele biogramów i notek zaczyna się od słów: „nieślubna córka”. Przez całe życie Kazimiera Iłłakowiczówna ukrywała swoje pochodzenie, wszystko zawdzięczając własnej pracowitości. A tu nagle ludzie piszący o niej nadal kurczowo trzymają się atmosfery skandalu, uważając, że talent odziedziczyła po dziadku – Tomaszu Zanie.
WS: Iłłakowiczówna była przede wszystkim niesamowicie utalentowana i w pewnych sprawach na wskroś nowoczesna, chociaż zapewne tak o sobie nie myślała. Była jedną z pierwszych kobiet studentek, kształciła się na kursie językowym dla cudzoziemek na Oksfordzie, studiowała na Uniwersytecie Jagiellońskim. Już sam fakt, że chciała się uczyć, być samodzielną, a nie po prostu wyjść za mąż i znaleźć się na czyimś utrzymaniu, był w tamtych czasach łamaniem pewnych konwencji.
Nie spotkałam się jednak z żadnym jej wspomnieniem, w którym umieszczałaby siebie w nurcie feministycznym. Była raczej wrzucana w pewne sytuacje, w których musiała sobie jakoś poradzić.
To jednak czas dwudziestolecia międzywojennego, kiedy redefiniowano role społeczne. Z jednej strony Iłła obracała się wśród artystów, którzy zupełnie inaczej patrzyli na konwenanse, a z drugiej – wśród urzędników.
BK: Symptomatyczny drobiazg: Iłłakowiczówna nie znosiła słowa „poetka”. Zawsze zastrzegała, że jest poetą. Chciała być traktowana poważnie, wbrew wyobrażeniom o poezji kobiecej, która miałaby być czymś mniej istotnym, czysto emocjonalnym. Podobnie rzecz się miała z pracą u boku Piłsudskiego. Była sekretarzem, nie sekretarką, pierwszym radcą ministerialnym – kobietą.
ROZDWOJENIA JAŹNI
Jaka była Iłłakowiczówna i kim jest Iłła dla pań?
BK: Duży wpływ na Iłłę miało jej wychowanie, a zwłaszcza opiekunka, hrabina Buyno – silna kobieta, która borykała się ze swoim mężem, utracjuszem i hulaką. Pewnego dnia po prostu go zostawiła i sama zajęła się całym gospodarstwem. Chciała również, żeby pewnego dnia Kazimiera przejęła majątek, a właściwie kilka majątków rozproszonych na terenach dawnych Inflant. Iłła nie chciała tam zostać ani czekać na męża wybranego przez przybraną matkę, zdecydowała się podróżować.
WS: W tamtym czasie nie wyobrażano sobie innej roli kobiecej niż ta związana z domem i byciem żoną. Tylko w ten sposób kobiety mogły żyć, a Iłła poszła pod prąd.
BK: Nie tylko my mamy dziś problemy z opisaniem Iłły. Bardzo spodobał mi się wywiad, na który natrafiłam w gazecie „Prosto z Mostu” z 1935 roku. Dziennikarka na wiele sposobów pisała o tym, jak trudno było jej określić Iłłakowiczównę jednym słowem, dlatego zdecydowała się na porównania. „Dziwożona”, „wodnica”, „nimfa”, „zjawa” – to tylko niektóre określenia, które mają oddać istotę osoby, która ciągle się zmienia i wywołuje różne wrażenia. Raz wydaje się nowoczesną damą, która wita gości w salonie, żeby zaraz potem zachowywać się tak, jak gdyby za chwilę miała uciec przez komin i pognać na Litwę. Już w swoich czasach była postrzegana jako postać niezwykła i zagadkowa.
WS: Zawsze była dwoista. Podkreślała swoją „przyziemność” i to, jak mocno stąpa po ziemi, chociaż znamy przecież jej poezję, której, jak wspominała w wywiadach, rzekomo nigdy nie traktowała nazbyt poważnie. Poezja była przecież niezwykle ważna w jej życiu, więc nie możemy dać się zwieść słowom poetki.
Splatała w sobie dwie, z pozoru sprzeczne osobowości – tę racjonalną i tę, w której dawała upust emocjom. Iłła jest postacią ciekawą właśnie dlatego, że jest niejednoznaczna.
Można mówić o Iłłakowiczównie poetce, osobowości, sekretarzu marszałka po przewrocie majowym czy tłumaczce.
Osobnym tropem są też tragiczne losy kobiet w jej rodzinie. Matka Iłły wychowywała się samotnie u sióstr, nie miała męża, młodo umarła. Kazimierę i jej siostrę Barbarę rozdzielono. Siostrzenice Iłły również były zdane na siebie, jedna z nich popełniła samobójstwo. Historia samotności zdawała się przechodzić z pokolenia na pokolenie.
Jak układały się wobec tego relacje między siostrami?
WS: Nigdy nie były zbyt dobre. Miały po prostu zupełnie różne życiorysy. Jedna została zabrana przez bogatą arystokratkę, a druga wychowywała się w uboższej rodzinie. Ten rozdźwięk musiał spowodować zadrażnienia.
KATARZYNA WOJTASZAK: Iłła, wbrew temu, co myślimy o artystkach, była bardzo pragmatyczna. W listach do siostry Barbary wyrzucała jej, że do tej pory nie dostała obiecanej żywności. To siostra wydaje się eteryczna i niezdecydowana, podczas gdy Kazimiera trzeźwo ocenia rzeczywistość.
KRĘGI TOWARZYSKIE
Co w takim razie z literackim rodowodem Iłłakowiczówny?
WS: Jest niezwykle interesujący. Iłła żyła tak długo, że na jej oczach działa się historia. Na jej rękach zmarł Gabriel Narutowicz, chociaż starała się go reanimować. Józefa Piłsudskiego również poznała na długo przed tym, zanim stał się bohaterem narodowym. Spotkali się w Krakowie, ponieważ siostra Iłły wynajmowała pokój u rodziny Piłsudskich. Podobnie było też z Witkacym. Siostra Kazimiery była przyjaciółką jednej z jego miłości, dlatego też Iłła mogła go poznać.
Była częścią ówczesnego świata literatury. Mimo całej swojej zagadkowości bez wątpienia była ważną poetką dwudziestolecia międzywojennego.
BK: Ciekawą rzecz o Iłłakowiczównie napisała Maria Dąbrowska, przyrównując ją do średniowiecznej mistyczki, która z jednej strony jest bardzo uduchowiona, a z drugiej trzyma cały klasztor silną ręką i dba o dyscyplinę.
Iłłakowiczówna była obecna także w podręcznikach dla szkoły podstawowej jako autorka wierszy dla dzieci. Nierzadko teksty te dobrze się zna, ale nie pamięta, kto je napisał. Nie mogła być oschłą osobą, jeżeli potrafiła pisać tak piękne utwory dla najmłodszych. To chyba oczywiste.
Kazimiera Iłłakowiczówna była także przyjaciółką Juliana Tuwima. Kiedy po drugiej wojnie próbowała wydostać się z Siedmiogrodu, pisała listy do Warszawy, szukając krewnych i znajomych. Dostała wiele razy odpowiedź, że dom został spalony, a adresat nieznany. Dotarły do niej jakieś polskie gazety i w nich przeczytała wypowiedź Tuwima. Wysnuła wniosek, że jej przyjaciel żyje, więc wysłała kolejny list, tym razem zaadresowany: „Julian Tuwim, poeta, Polska”. Ten dotarł. Tuwim zaangażował się w pozyskanie paszportu dla Iłły i dzięki niemu wróciła do kraju.
ŻYCIE W PODRÓŻY I TRAUMY WOJENNE
W muzeum znajduje się stosunkowo mało przedmiotów jak na wieloletnie mieszkanie poetki. Czy Iłłakowiczówna była typem minimalistki? A może brało się to z nawyku wypracowanego przez ciągłe wyjazdy?
WS: Trzeba wziąć pod uwagę, że Iłła przyjechała do Poznania, gdy była już starszą kobietą, która znowu musiała zaczynać wszystko od nowa. Nie miała zbyt wielu pamiątek, bo te zostały w Warszawie. Przyjechała z jedną skrzynią, jakby tylko na chwilę. Mieszkanie, w którym mieści się muzeum, miało być tylko przejściowym lokum, nie planowała zostać w nim tak długo. Dostała jeden pokój w lokalu dzielonym z wieloma osobami. Nie było w nim miejsca na gromadzenie rzeczy, nie miała też pieniędzy na ładne przedmioty.
BK: Trzeba również pamiętać, że Iłła w czasie II wojny światowej oprócz tego, że sama była ofiarą tułaczki, widziała nędzę innych. Na terenie Siedmiogrodu zaznała życzliwości od rodziny żydowskiej, którą później wypędzono. Widziała, jak zmuszano ją do opuszczenia domu zupełnie bez niczego. Kilka podobnych wydarzeń opisuje w tomie „Niewczesne wynurzenia” – nie mogły więc pozostać bez znaczenia dla jej późniejszego nastawienia względem zbierania przedmiotów.
WS: Doświadczenia wojenne musiały odcisnąć na niej piętno, przestała przywiązywać się do rzeczy. Widać to zresztą po muzealnych eksponatach, na przykład obdrapanym, szpitalnym łóżku. Dlatego wspomniana wcześniej maszyna do pisania pozostaje tak ważna. Oczywiście służyła jej do pracy, ale była też jednym z niewielu łączników z minionym życiem.
KW: Iłła to ciekawa postać choćby dlatego, że była „z różnych czasów” jednocześnie. Jej historia zaczęła się przecież w XIX wieku, a Kazimiera zmarła w 1983 roku. Panienka ze dworu, choć z niepewnym pochodzeniem, która dwukrotnie przeżyła katastrofę wojny.
OKRES POZNAŃSKI
W jaki sposób funkcjonowała pamięć o Iłłakowiczównie w Poznaniu?
BK: Iłła od czasu do czasu przychodziła do Związku Literatów na zebrania, w które chciała się włączyć. Nie interesowały jej sprawy polityczne czy teoretyczne spory artystyczne. Chciała coś zrobić dla młodych literatów, zaproponowała więc, że będzie udzielać darmowych lekcji języków, na które uczęszczał choćby Józef Ratajczak. Nie była więc samotniczką ani postacią zupełnie osobną i izolującą się.
WS: Ale tak właśnie była traktowana. Dla niektórych to postać z pomnika, dla innych nieco dziwna osoba. W żadnym razie nie była miłą staruszką. Raczej uchodziła za szorstką kobietę, która nierzadko budziła strach. Była trudną osobą. Ten lęk jest widoczny choćby we wspomnieniach pomagających jej w codziennych czynnościach studentek, które – gdy już ociemniała – pisały dyktowane przez Iłłę listy lub czytały jej książki i prasę.
Budziła sprzeczne uczucia. Albo się ją lubiło, albo nie.
KW: Dystans wobec niej mógł brać się również stąd, że spora część poznaniaków wciąż kojarzy Iłłę zwłaszcza ze schyłkowej fazy jej życia. Przez opowieści znajomych czy rodziców utrwalił się obraz staruszki z Jeżyc, a zapomniano o jej dorobku artystycznym. Była bardziej sąsiadką niż poetką.
Ostatnią opiekunką Kazimiery Iłłakowiczówny była Łucja Danielewska, która napisała wspomnienia o poetce i opiekowała się nią. Skąd wzięła się w życiu Iłły?
BK: Mimo osobności i funkcjonowania raczej na uboczu Kazimiera Iłłakowiczówna przyciągała do siebie młodych. Była całkiem dobrze rozpoznawalna. Danielewska również była poetką, która o pomocy Iłłakowiczównie myślała jako o literackiej przygodzie. Dowiedziała się o jej problemach ze wzrokiem, odwiedziła ją w szpitalu z kwiatami, za co została ofuknięta przez poetkę, że pod wieczór z bukietu nic i tak nie zostanie, bo w pokoju duszno. Później korespondowały ze sobą, aż w końcu Iłłakowiczówna podała jej numer swojego telefonu i umówiły się na czytanie czasopism.
WS: Gdy ktoś przebrnął przez oschłość Iłły i od początku się nie zraził, mógł liczyć na bliskie relacje z poetką. Danielewska została z Iłłakowiczówną do końca, stając się także pierwszym kustoszem utworzonego muzeum.
IŁŁAKOWICZÓWNA DZISIAJ
A w jaki sposób dzisiaj mówi się o Iłłakowiczównie?
BK: Ostatnimi czasy muzeum nawiązało również współpracę z Towarzystwem Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej oraz z Centrum Inicjatyw Senioralnych działającym w Poznaniu. Z ich inicjatywy odbywają się spotkania poetyckie, podczas których recytuje się wiersze Iłły, ale także śpiewa pieśni kresowe i patriotyczne.
KW: Poza działalnością muzeum postać Iłły zaczęła ożywać dzięki projektom niepodległościowym, które miały przedstawić kobiety odradzającej się Rzeczpospolitej, ale także dzięki szeregowi nowych publikacji, m.in. biografii napisanej przez Joannę Kuciel-Frydryszak oraz działaniom doktor Lucyny Marzec z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, będącej również współautorką „Wielkopolskiego Słownika Pisarek”.
Dzięki temu Iłła zaczęła pojawiać się w nowych kontekstach, a jej wizerunek zaczął się odświeżać. Ciągle pozostaje również inspirująca dla muzyków, ostatnio odżyła w jazzie. W ramach Festiwalu słowa w piosence „Frazy”, który organizuje Biblioteka Raczyńskich, ukazała się płyta Macieja Fortuny, „Iłła”, będąca muzyczną interpretacją wczesnych tekstów poetki.
BARBARA KSIT – pracownik Biblioteki Raczyńskich, autorka scenariusza wystawy „Ostatnia przystań Iłły. 35 lat Mieszkania-Pracowni Kazimiery Iłłakowiczówny”, prezentowanej w gmachu Biblioteki Raczyńskich w okresie luty–kwiecień 2019 r.
WIOLETTA SYTEK – kustosz Mieszkania-Pracowni Kazimiery Iłłakowiczówny w latach 1990–2005. Przez kilkanaście lat mieszkała przy muzeum, korzystając – jak za czasów Iłły – ze wspólnej kuchni i łazienki. Obecnie pracuje w Dziale Gromadzenia i Opracowania Zbiorów Biblioteki Raczyńskich.
KATARZYNA WOJTASZAK – rzecznik prasowy Biblioteki Raczyńskich.
W latach 1983-2013 w Mieszkaniu-Pracowni Kazimiery Iłłakowiczówny odbywał się finał corocznej nagrody poetyckiej im. Kazimiery Iłłakowiczówny za najlepszy książkowy debiut poetycki. Wśród wyróżnionych znaleźli się m.in. Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki (późniejszy laureat Nagrody Literackiej Nike), Mariusz Grzebalski (redaktor Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu), Dariusz Sośnicki (nominowany do Nagrody literackiej Gdynia, redaktor naczelny Wydawnictwa Ossolineum).
CZYTAJ TAKŻE: Pomysłowość typu peryferyjnego. Rozmowa z Olgą Drendą
CZYTAJ TAKŻE: Paradoksalne i niemożliwe: miasto Petersburg. Rozmowa z Joanną Czeczott
CZYTAJ TAKŻE: W stronę konkretu. Rozmowa z Kamilą Janiak