Od Puszczy do „Puszczy”. Tropem zimy
Opublikowano:
20 lutego 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Kiedy siadam do pisania tego tekstu, jest połowa lutego, sobota, prognozy zapowiadają dwanaście stopni na plusie. Gdzie podziała się zima? Atakowała znienacka. Za oknem poznańskiego mieszkania ze zdumieniem obserwowałam słoneczny dzień, który nagle zamieniał się w „czas wilczej zamieci”.
Ani razu nie zdążyłam zapuścić się w wielkopolskie lasy, żeby wydeptać w śniegu swoje ścieżki. Dlatego zrobię tu małą woltę. Bo to, co można zobaczyć w śniegu, to, co w lesie daje nam zima, jest wyjątkowe. Jest luty, podkuj buty albo lepiej załóż ocieplane kalosze i wyobraź sobie, że w Twoim lesie spadł śnieg.
„[…] patrzeć trzeba pod światło
na tropy myszy wielkookiej leśnej
na śniegu
i cień”
Michał Książek, „Mysz zimą” z tomu „Nauka o ptakach”, Fundacja Sąsiedzi, Białystok 2014.
Lornetka leży czujnie w plecaku, w kieszeni, do której mogę sięgnąć jedną ręką. Ale więcej czasu spędzam z nosem przy ziemi, niż gapiąc się w niebo. Jest luty, lekki mróz, leży dziesięć, piętnaście centymetrów śniegu, jesteśmy w starym lesie, jesteśmy w Puszczy Białowieskiej. Stoimy pod rezerwatem ścisłym, jest świt i wyją wilki.
Godzinę później oglądamy ich świeże tropy, doskonale odciśnięte. Zwierzęta przeszły nam drogę w kilku miejscach, drapiąc, znacząc teren, zostawiając swoje ścieżki. Polowały, bo chwilę później nad naszymi głowami nawołują kruki i grupując się w małe stadko, lecą w sobie znanym kierunku – jeść przy wilczym stole. Po drodze zaczepiają myszołowa, kołyszącego się na szczycie uschniętego świerka. Nie widziałyśmy wilków, ale wycie i tropy powodują, że puszcza wokół pełna jest ich obecności. Aż chce się zboczyć ze szlaku i zapuścić wilczym tropem w zimowy las.
CZYTANIE TROPÓW
Tropy ogląda się uważnie, przykucając, wodząc delikatnie palcem po krawędziach, szukając potwierdzenia, kim był ten, który je zostawił. Stawia nogę za nogą, kluczy czy idzie prosto? Podnosisz się i niemal węszysz, ustalając kierunki świata i lasu.
Historii jest wiele. Podłużne jak biszkopty ślady zajęcy, drobne ścieżki gryzoni i skoki wiewiórki kończące się nagle, chwilę przed drzewem, na którym zwierzątko szybko zniknęło. Stratowany śnieg po stadzie jeleni, sarnie drobne raciczki.
Wędrując puszczańską Carską Tropiną, spotykamy jeszcze charakterystyczne „strzałki” dzików i zakończone szpikulcami tropy łosia. A tam szedł król Puszczy – żubr. Wilki mają tu swoje terytorium, znów spotykamy tropy, z oddali słychać wycie, za chwilę odpowiedź. Wilcze ślady prowadzą przez mostek; wilk lubi chadzać ścieżkami.
Na zamarzniętej strudze przykrytej śniegiem biegną drobniutkie tropy gryzonia. Kończą się w małym śnieżnym tunelu pod korzeniami drzewa. Las tętni życiem, mimo że naokoło pozorna cisza i bezruch. Ale podnosząc głowy znad tropów, w głowie aż szumi od dźwięków, cieni zwierząt i próby odtworzenia, gdzie i po co zmierzały. Brniemy w śniegu, drogę przecinają nam łanie. Tym razem z ciała i krwi.
Gdyby śnieg po łydkę leżał w moim rodzinnym lesie, tuż obok Puszczykowa, być może trafiłabym na tropy zająca. Kiedyś spotykało się go tuż pod zabudowaniami, nieraz wyrwał mi niemal spod nóg. Ale dawno już się nie widzieliśmy. Na pewno znaleźlibyśmy tropy łań i jeleni, dzików buchtujących nad Rezerwatem Pojniki. Być może nie śpi wiewiórka, a ścieżkę przetną nam drobne łapki lisa lub łasicy. Czytanie tropów jest jak czytanie opowieści przyrodniczych – niezwykłe, bo w ciszy i naszej głowie.
ZIMO, GDZIE JESTEŚ?
W Poznaniu rozpaczliwe dziesięć stopni na plusie. Podobno na dzisiejszy poranek ktoś przewidział śnieg. Kiedy wychodzę z domu, jest przymrozek. Kiedy wsiadam do pociągu, jest już powyżej zera. Przed południem las przeszyją gęsto strzały słońca, od ziemi uderza w nos rześka wilgoć, ale powietrze szybko się nagrzewa. Przyjechałam do Puszczykowa (pieszczotliwie zwanego „Puszczą”), żeby zejść nad Wartę i znaleźć nurogęsi. To jak szybki spacer: z Jeżyc na Dworzec Główny – hop, w pociąg, po piętnastu minutach wysiadamy prosto w las. Jest jeszcze sennie, knajpa na dworcu zamknięta, a chce się kawy.
Schodzę nad wodę, dziś cicho, krzyżówki drzemią w pobliżu trzcin, nurogęsi odleciały. Poniedziałek oddycha spokojnie, nie ma rowerzystów i ani jednego spacerowicza.
To jest ścieżka znana od lat. Zagadywani o Puszczykowo poznaniacy opowiadają, że to właśnie tu przyjeżdżali spacerować, a nawet kąpać się w Warcie. Nie ma śniegu, więc chodzę tropami starszych i młodszych wycieczkowiczów. W lewo dojdziemy do Łęczycy i Lubonia, a nawet do samego Poznania, w prawo – do Puszczykówka. Dzisiaj krótki dzień: ruszam w prawo.
Gdy nadchodzi wiosna, ptaki zachowują się tak, jakby człowiek nagle im się objawił, może nawet zaczął przeszkadzać. Denerwuje się kowalik, gdy podchodzę do „jego” drzewa, przez kilka metrów śledzi mnie sikora bogatka. Zatrzymuję się nad wodą, słysząc wizg zimorodka. Charakterystyczny głos zwiastuje szmaragdowo-rudego rybaka. Patrzę, jak wpada w wodę, wynurza się i zatrzymuje na trzcinie, która wytrzymuje jego ciężar. Do lotu zrywają się dwa perkozy, znad lasu wypływa para myszołowów.
Koło jedenastej mgła to już tylko wspomnienie, siwe powietrze zastyga między drzewami. Jest coraz głośniej – bębnią dzięcioły, z poszycia lasu zrywają się różowe kule gilów, zadzieram głowę, bo nade mną rozbrzmiewa przenikliwe, ulubione „klijee” dzięcioła czarnego. Jego „trop” jest bardzo wyraźny – to rozkute silnym dziobem, rozwalone na wióry spróchniałe pniaki.
Początek lutego spędziłam, brnąc w śniegu nad Narewką, depcząc ślady bobrów, zapadając się, czasem do pół uda, w śnieżnym trzcinowisku. Dwa tygodnie później siedzę na zwalonym drzewie nad Wartą, bez czapki, w cienkim swetrze i lekkich butach. Gdzie jesteś, zimo?
MARIA KRZEŚLAK-KANDZIORA – szefowa księgarni, kocha książki i przyrodę. Założyła księgarnię Bookowski, która mieści się w CK ZAMEK w Poznaniu.
CZYTAJ TAKŻE: Szlakiem dębów i ptaków
CZYTAJ TAKŻE: Gdy zakwitną magnolie
CZYTAJ TAKŻE: Kasztanową aleją