fot. Dawid Stube, na zdj. Agnieszka Antosik

Wybrałam działkę niesamowitych opowieści o drzewach

Z Agnieszką Antosik, dendroterapeutką i praktykującą przewodniczką kąpieli leśnych, ale też filolożką i opowiadaczką, o jej debiutanckiej książce „Leśna terapia. Jak czerpać zdrowie, energię i spokój z mocy drzew” rozmawia Kamila Kasprzak-Bartkowiak.

Kamila Kasprzak-Bartkowiak: W swojej książce – już na samym początku, bo w drugim rozdziale, piszesz: „Nie ma w historii ludzkości momentu, w którym można byłoby się obyć bez lasu” oraz argumentujesz to licznymi przykładami. Tymczasem ludzkość zdaje się dążyć do zagłady lasów właściwie na każdym kontynencie. Co wtedy?

Agnieszka Antosik: Przeczytałaś moją książkę, a zatem wiesz, jak dotkliwe straty dla naszego zdrowia fizycznego oraz psychicznego to oznacza. Ktoś jednak może powiedzieć: a co to mnie obchodzi? W lesie nie bywam, świetnie funkcjonuję, spacerując w niedzielę po miejskich skwerach, a w wakacje jadę na Teneryfę. Co w życiu takiej osoby oznaczałby brak lasów? Świat uboższy o wiele gatunków, które wraz z wylesianiem tracą warunki do życia. Jedne w efekcie giną, inne zmuszone są do migracji. Przyjmijmy, że i to może nie interesować przeciętnego Kowalskiego. Jednocześnie jednak irytują go na przykład wypady dzików do miejskich śmietników. A przecież te dzikie zwierzęta nie wzięły się tu z przyczyny nagłego kaprysu.

 

Inny coraz bardziej wyrazisty fakt? Zaburzenie gospodarki wodnej, a co za tym idzie powodzie – paradoksalnie współwystępujące z coraz mniejszą ilością opadów. Gdy już wreszcie do deszczu dochodzi, nie ma go co zatrzymać.

Na koniec jeszcze uwzględnijmy nasze powietrze. Hektar lasu wchłania rocznie 250 ton dwutlenku węgla. Dziennie wytwarza 700 kilogramów tlenu na dobę, co stanowi dziesięciokrotnie więcej niż na przykład pole uprawne. Można mieć za nic ubożenie krajobrazu czy ginięcie gatunków. Ale zastanawia mnie, czy ci, co podejmują decyzje o wycinkach, zastanawiają się nad tym, w jakim świecie będą żyły ich dzieci? Przeraża mnie to, bo to przyszłość i moich dzieci.

 

K.K.-B.: Z drugiej strony, patrząc na ruchy miejskie, społeczno-aktywistyczne czy proklimatyczne, ale też na bohaterki i bohaterów twojej książki, trudno nie odnieść wrażenia, że jednak część ludzkości walczy lub przynajmniej edukuje. Myślisz, że jest jeszcze szansa na jakąś zieloną równowagę na ziemi czy może to podrygi „ostatnich sprawiedliwych”?

A.A.: Nie dopuszczam do siebie braku nadziei. Choć wędrując po lesie i spotykając ostatnio takie połacie wycinek jak nigdy jeszcze, zamiast pokrzepiona wracam podłamana. Nawet zaczęłam jeździć na bagna, by przestać wpadać na pokropkowane na pomarańczowo drzewa. Ale nadszedł maj, chaszczory wybujały pełną mocą i już nie ma co marzyć o wciskaniu się w te podmokłe zakamarki! To czas, gdy biorą je w wyłączne posiadanie ich dzicy mieszkańcy.

Ale wracając do tematu – zjednoczone siły aktywistów mają naprawdę moc zmian. Na początku marca to dzięki Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot, WWF Polska oraz Fundacji Frank Bold wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE przykrócił samowolę Lasów Państwowych w kwestii decydowania o lasach. Powiedziano w ten sposób „basta” praktykom, w ramach których ta instytucja traktuje tereny leśne jak teren prywatnego folwarku, z którego czerpie się zyski.

 

Agnieszka Antosik, fot. Dawid Stube

Agnieszka Antosik, fot. Dawid Stube

Nie minął długi czas, gdy odezwała się do mnie znajoma. Nagabywała ją jej z kolei znajoma o podpisanie petycji, by ów niekorzystny dla Lasów Państwowych wyrok obalić. Indagująca przekonywała moją koleżankę, że Unia próbuje nam się wciskać do lasów i przeszkadzać leśnikom w ich dobrej robocie na rzecz drzew. Moja koleżanka wolała się przedtem u mnie doinformować i tej listy nie podpisała. Niemniej cała sprawa jest smutna – jeżeli każda ze stron przekonuje, że to ona najlepiej się troszczy o dobro lasów, skąd przeciętny obywatel ma wiedzieć, kto tu nie ściemnia?

Lasy Państwowe dysponują potężną machiną propagandową wspieraną przez rząd. Aktywiści przez wielu postrzegani są jako banda szkodliwych oszołomów. Jest bardzo dużo trudnej roboty do ogarnięcia i jednym z najcięższych wyzwań jest chyba dotarcie do zwykłych ludzi. Dlatego ja wybrałam swą działkę „niesamowitych opowieści o drzewach”.

 

K.K.-B.: Przejdźmy do tematów mniej wybiegających w przyszłość, ale zanim więcej o „Leśnej terapii”, powiedz, jak narodziła się znana nam dziś z mediów społecznościowych Szepcząca z Drzewami? Bo o tym, że szeptałaś z tymi potężnymi roślinami od dziecka i za przyjaciółkę miałaś brzozę, wzruszająco piszesz w swej publikacji…

A.A.: Tak, to prawdziwa historia małej, samotnej dziewczynki, która pewnego dnia odkryła, że może przecież zwierzać się pewnej brzozie, za którą przyszła reszta drzewnych znajomości. Oczywiście nie znaczy to, że zrezygnowałam z poszukiwania ludzkich przyjaciół i gdy nastał w moim życiu etap, w którym ich znalazłam – oddaliłam się od drzew, by wrócić do nich świadomie już jako dorosła kobieta. Trudności na rynku pracy w rodzinnym mieście zmusiły mnie do szukania rozwiązań wtedy jeszcze rzadkich – zaczęłam pracować online, z czasem prowadzić jedną z redakcji ekologicznych.

 

Agnieszka Antosik, fot. Dawid Stube

Agnieszka Antosik, fot. Dawid Stube

To spowodowało chyba najbardziej radykalny przełom światopoglądowy w moim życiu, no i pozwoliło odkryć, że istnieją ludzie, którzy bycia blisko drzew używają jako terapii. Było to cudowne, oszałamiające odkrycie! Pozostało poznać tych bliskich mi ludzi osobiście. Chwilę to potrwało, bo świat terapii leśnych w Polsce dopiero się rodził. Gdy wreszcie się udało spotkać z kilkoma takimi osobami na kursie dendroterapeutycznym w Poznaniu, wybuchła pandemia i padł sławetny zakaz wstępu do lasów, co przerwało nasz kurs.

Postanowiłam wtedy rozwijać się na własną rękę, a że wiedza nieprzetwarzana łatwo mi się ulatnia, założyłam na Facebooku stronę Szepcząca z Drzewami, by rzecz nie skończyła się na słomianym zapale. Nie zapraszałam na nią znajomych, do dziś zresztą tego nie robię. Wokół strony zebrała się nie wiedzieć kiedy wierna garstka czytelników spragnionych opowieści o drzewach. Kiedy zaczynałam pisać na stronie, był to okres wymuszonej przerwy spowodowanej pandemią i rzeczywiście poświęcałam jej wiele czasu, pisząc tam całkiem treściwe teksty o specyfice poszczególnych gatunków drzew. Po powrocie do pracy zrobiło się nieco trudniej, choć udało się napisać książkę i z tego bardzo się cieszę. No ale u Szepczącej z Drzewami można nie tylko czytać! Od czasu do czasu można iść ze mną do lasu, by zanurzyć się w nim głęboko. Takimi własnymi sposobami na zanurzenie i zawarcie bliższej przyjaźni z drzewami dzielę się na swej stronie do dziś. I osobiście też, jeżeli jest okazja.

 

K.K.-B.: Na pewno warto wyjaśnić dwa pojęcia: dendroterapia i kąpiele leśne. Czym są i czemu służą?

A.A.: Dobre pytanie, bo choć pozornie o tych drugich mówi się nawet w śniadaniówkach, ludzie ciągle te sprawy mieszają. Kąpiele leśne są doskonale opisane, mamy kilka cudownych, rodzimych książek na ten temat autorstwa Katarzyny Simonienko, która jeszcze – o ile wiem – nie powiedziała ostatniego słowa w tym temacie. Najprościej rzecz ujmując, to są głębokie zanurzenia w lesie, podczas których nie przemierzamy długich dystansów, a spędzamy kilka godzin na poznawaniu lasu ze stron dotąd traktowanych po macoszemu: węchem, dotykiem, smakiem. Ja rozdział na ten temat nazwałam najkrócej „zmysły tu i teraz”, bo właśnie o to chodzi. Ograniczenie swej aktywności do rozkoszowania się tym, co wokół – bez większych wyczynów, bez jakichkolwiek osiągnięć poza przyjemnością. Niebagatelne wyzwanie! Ale zapewniam, że da się zrobić, nawet bez przewodnika, choć z nim na pewno łatwiej, zwłaszcza tym niecierpliwym.

 

Agnieszka Antosik, fot. Dawid Stube

Agnieszka Antosik, fot. Dawid Stube

W odróżnieniu od kąpieli leśnych dendroterapia bywa oceniana kontrowersyjnie. Niektórym kojarzy się ezoterycznie, inni zwą ją wprost paranauką. Takie skojarzenia budzą bowiem zalecane przez dendroterapeutów przytulanie do drzew czy sugerowanie się ich specjalizacjami. A tymczasem i dendroterapia ma swe badania, które dowiodły niezbicie, że drzewa lubią kontakt z nami i rzeczywiście rozpoznano terapeutyczne działanie niektórych gatunków na poszczególne narządy.

Niemniej, o ile przewodników kąpieli leśnych, które zwie się też shinrin-yoku, cechuje spora dyscyplina, kończą oni często profesjonalne kursy certyfikujące i prowadzą swe wydarzenia według określonych norm, o tyle dendroterapeuci to bardzo barwne grono indywidualistów, w którym trudno o jakieś unormowane działania. Ja sama jestem tu niechlubnym przypadkiem, ze swym na wskroś intuicyjnym podejściem. Dlatego wydarzeń dendroterapeutycznych nie organizuję, zapraszam jedynie na kąpiele leśne.

A co łączy te dwie dziedziny? To, że celem każdej jest szeroko rozumiana terapia dla ciała i dla duszy. I odczuje ją zarówno człowiek, który będzie miał poczucie, że stało się to za sprawą fitoncydów, które to pojęcie wprowadzili do powszechnego użytku przewodnicy shinrin-yoku, jak i ten, który będzie sądził, że stało się to dzięki bliskiemu kontaktowi z jakimś konkretnym drzewem. Terapia drzewami zawsze służy zdrowiu, o ile wystrzegamy się ufności w rewelacje typu: wierzba uleczy depresję. Leśne terapie to nie szarlataneria i nie mają zastępować tradycyjnej medycyny, ale ją wspomagać, a czasem to nawet wyręczać. Udowodniono, że wspomniane wyżej fitoncydy wspomagają aktywność naszych komórek odpornościowych. Wszystko to bardzo szeroki temat, ale mam nadzieję, że jeżeli ktoś sięgnie po moją książkę, będzie mógł przystępnie się z nim zapoznać.

 

K.K.-B.: Kolejna refleksja, jaka nasuwa się w trakcie lektury, to bogactwo wiedzy i poruszonych wątków, tak jakbyś chciała na tych nieco ponad trzystu stronach zmieścić wszystkie okołodrzewne fakty, co z jednej strony zdejmuje z twego dzieła odium ezoteryki, z drugiej zaś pozostawia pewien niedosyt, jeśli chodzi o rozwinięcie tematów. Jaki zamysł towarzyszył ci w tym względzie?

A.A.: Ha, to powiem ci, że pierwszy wydawca chciał jeszcze więcej! Ta książka – nie ukrywajmy – była pisana na zamówienie. Przyszedł do mnie wydawca z propozycją napisania książki o leśnych kąpielach. To mnie nielicho zdziwiło, bo na rynku właśnie dopiero co ukazały się aż dwie świetne pozycje Katarzyny Simonienko na ten temat. Przystępne, wnikliwe – w moim poczuciu wyczerpujące temat. No, ale wydawnictwo wyraźnie żądało mojej książki. Jej kształt był zatem kompromisem pomiędzy tym, czego chciało wydawnictwo, a moim poczuciem, że trzeba napisać coś własnego, odmiennego. Niestety, szybko padło życzenie o dopiski. Tak pojawił się na przykład rozdział o dendroterapii, którego pierwotnie miało nie być.

 

Agnieszka Antosik, fot. Dawid Stube

Agnieszka Antosik, fot. Dawid Stube

Kiedy okazało się, że tych uzupełnień ciągle nie dość, ostatecznie nastąpiło moje rozstanie z pierwszym wydawnictwem i skończoną książkę, której kształtu nie zamierzałam już zmieniać, rozesłałam po innych wydawnictwach. Ciepły odzew z kilku stron upewnił mnie, że to był niezły pomysł. Ostatecznie książka wyszła w Wydawnictwie Kobiecym, które pozwoliło na to, by pozostała ona moim dziełem, nie ingerowało w treść, niczego nie wycinało ani nie dorzucało pomysłów na więcej.

Niemniej to nie jest pozycja, którą napisałabym sama z siebie. Skoro już jednak przyszło mi napisać poradnik, co wydało mi się bardzo zabawne jako umiarkowanej fance poradników, to postarałam się, by nie zabrakło w nim tego, co jest swoistym znakiem firmowym Szepczącej z Drzewami. No i nieco opowieści o drzewach przemyciłam.

 

K.K.B.: A czy nie obawiasz się, że słowo „terapia” w tytule oraz prozdrowotna zachęta do sięgnięcia po książkę mogą trochę wprowadzać w błąd lub podważać zaufanie do medycyny? Wszak przykładowej depresji nie wyleczymy samym obcowaniem z naturą i przytulaniem się do drzew, podobnie zresztą jak nowotworu…

A.A.: Jeżeli ktoś skojarzy medycynę z tą książką, to będzie to jak najbardziej na miejscu, choć mnie do lekarza o tyle tylko blisko, że jestem lekarskim dzieckiem, czyli nic! Niemniej efekty działania leśnych terapii coraz bardziej przekonują do nich środowisko medyczne. Moja koleżanka Aneta Mojduszka, przewodniczka shinrin-yoku, prowadziła w marcu ekokonferencję dla lekarzy z trzech województw z rejonów lubelskich. Zebrani tam poznawali dokładnie korzyści płynące z kąpieli leśnych oraz dowiadywali się, jak zachęcać do nich swych pacjentów.

Fakt, że odbywają się tego typu wydarzenia, pokazuje, w jakim kierunku idzie medycyna, nawet jeżeli określa się ją jako konwencjonalną, a nie holistyczną.

Agnieszka Antosik, fot. Dawid Stube

Agnieszka Antosik, fot. Dawid Stube

 

Korzyści płynące z praktykowania leśnych zanurzeń są za poważne, by je bagatelizować, to są niezbite fakty, a nie kwestia wiary. I mówi się tu również właśnie o profilaktyce antynowotworowej: wspomniane wyżej komórki odpornościowe zwane NK, czyli natural killers, zwalczają komórki nowotworowe oraz wirusy, a ich aktywność zwiększa się w efekcie odbycia kąpieli leśnej.

Ale oczywiście – jak już wyżej wspomniałam – leśne terapie, jakiekolwiek by były, nie mają zastępować tradycyjnej medycyny. I jeżeli ktoś twierdzi, że jest inaczej, a my mu ufamy, czynimy to na własną odpowiedzialność. Ja w żadnym miejscu tak nie twierdzę i starałam się, by w książce to wyraźnie wybrzmiało.

 

K.K.-B.: Jak długo zajęło ci pisanie i zbieranie materiałów do publikacji i co było w tym procesie najtrudniejsze, a co zaskoczyło?

A.A.: Zaczęłam pisać książkę późnym latem, wczesną jesienią, a skończyłam w styczniu. To nie był długi proces, bo – po pierwsze – temat był mój od dawna, po drugie – przez lata pracy zdalnej opanowałam umiejętność szybkiej pracy w niekoniecznie najłatwiejszych warunkach. Jeżeli już siadam do pisania, a temat mnie kręci, to nawet nie prokrastynuję za bardzo. Materiały w sporej części stały na moich półkach. Ale wiele skorzystałam też z racji bycia wierną słuchaczką podcastów Marty Niedźwiedzkiej. Łatwiej było mi nazwać i sprecyzować pewne procesy, które sama zauważyłam podczas praktykowania leśnych zanurzeń.

Najtrudniejsze – co tu kryć – były utarczki z pierwszym wydawcą. Nim zaczęłam pisać, dogadaliśmy się co do konspektu. Gdy trzymając się go, napisałam książkę, żądane zmiany spowodowały zupełny chaos, miałam sporo roboty ze spięciem tego nie tylko w jakiś logiczny porządek, ale i jak się okazało – szczęśliwszy jeszcze układ.

 

A potem wydawca ni stąd, ni zowąd zażądał kolejnych dopisków, w moim odczuciu zupełnie bez wyczucia ducha książki. To było bardzo frustrujące i kosztowało mnie wiele nerwów. Niemniej ciągle mam świadomość, że gdyby nie ów pierwszy wydawca, w ogóle nie byłoby żadnej książki, bo nie przyszłoby mi do głowy, że mogę ją napisać.

 

Co zaskoczyło? Miałam zabawny moment, w którym podczas pisania rozdziału o przewodnikach shinrin-yoku omyłkowo wysłałam do kilku z nich kwestionariusz z dendroterapią w tytule. Reakcje były ostre i zdecydowane! Czym prędzej prostowałam i upewniałam zainteresowanych, że nikt z nich nie zostanie powiązany z nurtem, którego by sobie nie życzył w odniesieniu do swej osoby.

 

To teraz wydaje się zabawne, ale wtedy pomyślałam sobie, że byłoby fajnie nieco zbliżyć te dwa tak pozornie odległe bieguny drzewnych terapii.

Gdy bliżej poznałam poszczególnych przewodników, przekonałam się, ile pracy wkładają w to, co sama traktuję po prostu jak dar. Zrozumiałam wtedy, dlaczego tak ważne dla nich są kryteria, według jakich mają ich odbierać potencjalni zainteresowani terapią. Oni chcą być traktowani poważnie, stąd decyzja o założeniu Polskiego Towarzystwa Kąpieli Leśnych.

 

K.K.B.: Czytając twoją książkę, można by zatrzymać się praktycznie przy każdym temacie, ale mnie ujął ten, który znałam już z twych „mówionych opowieści” lub z internetowych wpisów, czyli historia i właściwości drzew. Czy nie myślałaś o wydaniu przewodnika o różnych gatunkach drzew i krzewów?

A.A.: Ha, teoretycznie powinnam się spodziewać takich pytań, ale i tak niełatwo mi udzielić odpowiedzi! Co tu kryć, wszyscy przyjaciele Szepczącej z Drzewami, którzy odkąd się ujawniłam, zaczęli mnie pytać o książkę, właśnie o takim przewodniku pewnie marzyli. W swoim czasie, gdy pisałam miesiącami sążniste posty o jednym konkretnym drzewie, myślałam, że to mogłoby być całkiem możliwe do zrealizowania. Ale im dalej w las, tym ciemniej, jak to mawiają. To byłaby naprawdę duża robota, wymagająca sięgnięcia po źródła niekoniecznie łatwe do zdobycia. Nie wyobrażam sobie bowiem napisania nierzetelnej książki.

 

A rzecz w tym, że do napisania lub do zrobienia czegokolwiek, co nie jest moim obowiązkiem, może mnie nakłonić tylko poczucie, że będzie z tego frajda. Naprawdę, nie znoszę się męczyć, dlatego cała moja działalność związana z Szepczącą z Drzewami z premedytacją nie jest przekształcana w profesję.

Czy ja zatem napiszę następną książkę? I jaka ona będzie? Mogę obiecać, że jeżeli kiedyś się do tego zabiorę, to już na pewno nie będzie to poradnik. Ani sążniste opracowanie o zacięciu etnobotanicznym – za leniwa jestem, to mi zakrawa na zbyt wielki wysiłek. Ale nie ukrywam, że nie mam poczucia wyczerpania tematu w kwestii tego, jakie niesamowite i cudowne są drzewa, ile potrafią i jak to wykorzystywali nasi przodkowie. Może odważę się i znajdę formę, w jakiej można by to opowiedzieć ludziom tak, by oni mieli przyjemność, a i ja sama bym się tym bawiła, tak jak pisaniem „Leśnej terapii”. A najprościej to pewnie byłoby, gdyby znów przyszło do mnie jakieś wydawnictwo i zamówiło książkę (śmiech).

 

Agnieszka Antosik – z wykształcenia filolożka, drzewolubom znana jako Szepcząca z Drzewami, dendroterapeutka i praktykująca przewodniczka kąpieli leśnych. Opowiadaczka zbierająca i snująca baśnie – i dla dzieci, i dla dorosłych. Od kilku lat pracuje z otwieraniem głosu, organizując stałe zajęcia ze śpiewem białym w roli głównej. Trzyma kręgi kobiet. Dla zaprzyjaźnionych wiąże czasem motanki, czyli słowiańskie lalki mocy.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                           

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
3
Świetne
Świetne
3
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0