fot. Tomasz Kandziora

Upolować szczupaka raz jeszcze…

„Polowanie na małego szczupaka” Juhaniego Karili to pean na cześć znikającej przyrody, satyra na ludzkie pojmowanie dziczy i przepiękna praca z językiem powieści, jaką wykonali i autor i tłumacz. Historię walki Eliny zostawiamy do odkrycia czytelnikom. O reszcie rozmawiam z tłumaczem – Sebastianem Musielakiem.

W „Polowaniu na małego szczupaka” Juhaniego Karili zakochałam się od pierwszej lektury. Tak się zdarza, że książka współgra z obiegiem myśli, wstrząsa wyobraźnią, zakorzenia się gdzieś koło serca. Historia Eliny, której coroczna pielgrzymka na połów szczupaka jest drogą do przebaczenia, tego najtrudniejszego, bo przebaczenia samej sobie, ma kilka warstw.

 

Opowiada o tym, że najpierw trzeba polubić siebie, żeby nie spieprzyć sobie życia.

Maria Krześlak-Kandziora: Duński wydawca „Polowania na małego szczupaka” – książki, którą przetłumaczyłeś na język polski i o której będziemy rozmawiać – napisał, że to „świetna fińska proza, której gatunek można najlepiej scharakteryzować jako delikatnie ironiczny, żywiołowy, folklorystyczny ekothriller, komedię i romans”. Ekologiczne wątki pojawiają się w dość bezpośredni sposób, gdy poznajemy bohaterkę powieści Elinę Ylijaako. „Za dzieciaka młoda Ylijaako wiedno siedziała z klukom w ksionzce. Już z tego trza było miarkować, ze kusy do jej dusy dobrał sie. No bo który normalny cłek bych tyle cytał?” – opowiada stary szaman Asko. Gdy ją poznajemy, dziewczyna pracuje w ochronie przyrody. Takie buty, powiedzieliby mieszkańcy Vuopio. Podczas studiów Elina trafia na profesora, który przyszłym biologom tłumaczy, na czym będzie polegała ich tortura. Najpierw się zakochają – w rosomakach i rybikach cukrowych (!), w wilku tasmańskim i syrenie morskiej. A potem będą cierpieć – „A stanie się tak, ponieważ pojmiecie, że człowiek, wasz gatunkowy rodak, dzień w dzień z mozołem unicestwia świat organiczny” – mówi profesor. Ale Karila wysyła też delikatniejsze znaki. Salme, która jeździ rowerem wokół lapońskiej wsi i zbiera puszki z rowów, cienko przędzie, bo ludzie przestali puszki i butelki do rowów wyrzucać. Czyżby segregowali? I mówisz, że Finowie postanowili zbadać, jak czytelnicy reagują na takie fragmenty w literaturze?

Sebastian Musielak: Tak, fińscy badacze sprawdzają, jak czytelnicy z różnymi kompetencjami reagują na nowy trend, na literaturę, poezję z wątkami eko, na styl pisania o odczuciach związanych z degradacją środowiska i zagładą świata.

 

Sebastian Musielak, fot. Tomasz Kandziora

Sebastian Musielak, fot. Tomasz Kandziora

I okazało się, że to co nam się wydaje, co my rozumiemy – my czyli ci, którzy interesują się katastrofą klimatyczną – a co rozumieją inni odbiorcy literatury, może być kompletnie rozbieżne.

Więcej, autor, czy nawet tłumacz, myśli, że subtelnie przemyca różne wątki przyrodnicze, klimatyczne, ale czy czytelnik to odczyta? Podczas zlotu tłumaczy przed targami książki w Helsinkach mieliśmy takie warsztaty. Pracowaliśmy na katastroficznych wierszach, wiesz – „uchodźcy nie przyjeżdżajcie!”, zero nadziei, koniec świata, totalny odlot. I do tego dokładaliśmy wiersze, w których jest jakaś nadzieja, i je porównywaliśmy.

Ciekawe są odczucia Finów – ci ze śnieżnych rejonów najbardziej boją się, że nie będzie śniegu, inni czują się bezpieczni, bo przecież żyją w Finlandii – w stabilnym, dostatnim kraju. Zdarzają się komentarze, że ta katastrofa w poezji jest nudna.

 

MKK: A tymczasem u Karili pojawia się wcale nie nudna, tylko niosąca niepokój prognoza pogody: „Słuchali radia. W wiadomościach podawali, że kończy się fala upałów w całym kraju. Eksperci ostrzegali, że przyszły rok może być jeszcze gorszy”.

SM: Lekki klimacik grozy jest, jeśli w ogóle się nad tym zastanawiasz. Ale właściwie Karila nie precyzuje, kiedy dzieje się akcja.

 

MKK: W połowie czerwca?

SM: Ale kiedy, który rok?

 

MKK: Ja bym powiedziała, że współcześnie, zwłaszcza że – trochę ciągnąc klimatologiczny thriller – od 2019 roku każdy kolejny czerwiec w fińskiej Laponii bił rekordy ciepła. Pisał o tym portal smoglab.pl, nazywając Laponię „piekarnikiem św. Mikołaja”. A „Szczupak” wychodzi ni mniej, ni więcej, tylko w 2019 r.

SM: Kiedyś gadałem z Juhanim, powiedział, że myślał raczej o latach dziewięćdziesiątych. Ale wydaje mi się, że to jest totalnie aczasowe, zwłaszcza że dzieje się w magicznej krainie…

 

MKK: Czekaj, opowiedzmy o tym. „Państwo fińskie nie zaleca kontynuowania podróży. W razie gdyby podróżująca zdecydowała się jechać dalej, wszystkie jej polisy ubezpieczeniowe przestaną obowiązywać i będzie zdana wyłącznie na siebie” – recytuje pogranicznik. Elina Ylijaako mija szlaban, przejeżdża bezdrzewny pas graniczny i wjeżdża do wschodniej Laponii, zmierza do małej wsi Vuopio. Nie boi się? Nie, bo właśnie stamtąd pochodzi. Nie zdziwią jej ani gomońska noc (w którą nie wychodzi się z domu, bo świat przejmują siły z innych, niekoniecznie przyjaznych światów), ani wodnik, ani klątwy rzucane przez starego szamana. Za szlabanem Elina zmieni też język – na tutejszy. Dziewczyna wraca, żeby złowić szczupaka, „scukę”, jak mówi się w tych stronach. Ma na to kilka dni, czas mija osiemnastego czerwca, potem Elina umrze. I nie tylko ona, umrze ktoś jeszcze, ale o tym sza. A jeśli złowi? Otóż wróci za rok. I za rok. I za rok. Ciąży na niej klątwa, którą zrozumieć czytelnikowi pomogą policjantka Janatuinen (wysłana w pościg za Eliną), Olli Dzięcioł (zmarły w dziewiętnastym wieku parobek rodziny Ylijaako), sąsiad Sowa i szaman Asko, którzy wyruszą w końcu wspólnie z Eliną na bagno, gdzie bulgocze staw Oś, a w nim „scuka”, gdzie wodnik tylko czeka, żeby wszystkich wciągnąć w swoje królestwo i zjeść. Ty byłeś w tej strasznej Laponii?

SM: Marzę o Laponii od dawna, chciałbym spędzić tam to pół roku, kiedy słońce nie podnosi się nad horyzont. Pamiętam, że Juhani Karila powiedział mi też, że w „Szczupaku” trochę drwi ze stereotypów, że ta Laponia taka magiczna, dzika, jakaś niecywilizowana.

 

Zresztą Laponia ma mroczną aurę miejsca, w którym wszystko może się wydarzyć, gdzie są szamani. Przecież policjantka Janatuinen przyjeżdża sama, bo jej partner z premedytacją postrzelił się w stopę, żeby nie jechać z nią. Laponia budzi strach.

 

MKK: „Wszyscy mi odradzali tę delegację”, „Nie znoszę prowincji (…) Nie cierpię błota, krów, szutru i wsioków. No i proszę. Co ty na to?” – zwraca się Janatuinen do chyłka ( o którym powiem za chwilę, zostańcie z nami), kiedy siedzą w łódce i próbują łowić ryby. Policjantka jest jedną z moich ulubionych postaci, może dlatego, że jest łączniczką między światami? Między tym przed i za szlabanem? Roznosi ewentualną „egzotyzację” w pył?

SM: Tak, chyba wszyscy ją lubimy. Ja za to, że jedzie – bo w Finlandii obowiązek, to obowiązek – i właściwie bierze tę rzeczywistość taką jaka jest. Jej szef przecież powiedział jej przed wyjazdem – niczemu się nie dziw, na wszystko się zgadzaj, co proponują, to bierz, coś ci każą zrobić – to rób.

I ona w to wchodzi, widzi noc gomońską, przyczepia się do niej chyłek („to w końcu tylko większy pies”), jak szaman każe robić ajerkoniak, to robi. I cały czas jest sobą, nie traci nic ze swojej godności i osobowości i to jest najciekawsze.

 

MKK: To teraz opowiem, kim jest chyłek. Chyłek to kudłaty potwór, „w sierści ma liście, grudki ziemi i paprochy ze ściółki”, w paszczy zębiska, lubi, żeby go smyrać pod pachą, a najbardziej chciałby być człowiekiem. Chyłek jest też jednym z gatunków wskaźnikowych stanu lapońskiego środowiska: „Warwasa dziesieńć roków bedzie, jak nie widziałech. A skogoli jesce dłuzej. Chyłków tez coraz mniej. Wsysko bez to, ze z roku na rok lato cieplejse” – mówi Sowa, sąsiad Eliny. Warwas to potwór, który pięścią zgniata człowieka na miazgę. Warwasa zabija się jego własnym śmiechem. Skogola to olbrzymi komar, którego „trombe” ceni się w zaświatach. Ale nie tylko o katastrofie klimatycznej i wymieraniu gatunków – również tych nieodnotowanych przez naukę – można opowiedzieć za pomocą „Szczupaka”. Laponia to przecież ziemia Saamów, prawda?

SM: Tak, uderzyła mnie nieobecność Saamów w tekście. Dlatego w posłowiu bardzo chciałem to wytłumaczyć – dlaczego w powieści nie ma w ogóle rdzennych Lapończyków. Saamowie mówią już od wielu lat o kolonizacji, o wynaradawianiu ich, wykorzenianiu tak przez Finów, jak i Rosjan na wschodzie, czy Norwegów i Szwedów na zachodzie. Saamowie funkcjonowali jako mniejszość kulturowa.

 

Sebastian Musielak, fot. Tomasz Kandziora

Sebastian Musielak, fot. Tomasz Kandziora

Dlatego w posłowiu wyjaśniam, dlaczego w „Szczupaku” nie ma mitów lapońskich, nie ma samych Lapończyków.

Wydawało mi się to aroganckie, pisanie o nie swojej ziemi bez zająknięcia się o kulturze Saamów. Ale miałem dostęp do pytań innych tłumaczy książki i odpowiedzi autora…

 

MKK: Czekaj, czekaj, macie taką bazę?

SM: Tak, żeby nie zamęczać autora pięć razy tymi samymi kwestiami, kontaktujemy się ze sobą, mamy taką międzynarodową klikę (śmiech). Finowie bardzo dbają o podtrzymywanie tych kontaktów, stąd nasze „tłumackie” spotkanie na targach na żywo, ale porozumiewamy się też na forach choćby.

Korzystamy ze swoich doświadczeń, bo też nie każdy to samo wychwyci w tekście, więc konsultujemy różne kwestie. René Semberlund Jensen, który tłumaczył „Szczupaka” na duński, wyjaśnił, że Karila nie napisał słowa o Saamach z szacunku.

 

MKK: Duńczycy są już mocno uwrażliwieni, bo tę samą trudną historię przepracowują z Grenlandią, Grenlandczykami. Czyli Karila czuł, że nie może po raz kolejny być kolonizatorem, tym razem na polu literatury, że nie wypada mu bez dokładnego czucia i rozumienia używać kultury Saamów dla własnych fabularnych celów?

SM: Tak, Finowie mają sporo za uszami, jeśli chodzi o Saamów, i Karila, który zresztą urodził się i wychował we wschodniej Laponii, uznał, że dość zawłaszczania ich kultury.

 

MKK: Czyli w cudzysłowie – zrezygnował z zakładania tego już przysłowiowego pióropusza, nawiązując do rozliczeń między Kanadą a rdzennymi amerykańskimi narodami.

SM: Nawet bez cudzysłowu, bo w Laponii sprzedaje się produkowane masowo elementy tradycyjnych strojów Saamów, a przecież taki tradycyjny strój powstaje według określonych zasad i rytuałów. Saamowie, można chyba powiedzieć, walczą o przetrwanie. Kojarzeni są najczęściej jako pasterze reniferów, ale zajmują się też połowem ryb.

 

Sebastian Musielak, fot. Tomasz Kandziora

Sebastian Musielak, fot. Tomasz Kandziora

Ich kultura rybacka zanika w związku z przemysłowym rybołówstwem i turystyką. Turyści słono płacą za wycieczki na łososia i odławiają go tyle, że dla Saamów już niewiele zostaje, bo na połów łososia są narzucone limity

Myślę, że potrzebujemy książki, która wyjaśni losy Saamów w Finlandii, ale to nie mógł być „Szczupak”. Zresztą Finlandia to jedyny skandynawski kraj, który do tej pory nie przeprosił za to, co zrobił Saamom.

 

MKK: Po książce Joanny Gierak-Onoszko „27 śmierci Toby’ego Obeda” o przymusowym wykorzenianiu rdzennych Kanadyjczyków, umieszczaniu ich dzieci w koszmarnych internatach prowadzonych przez Kościół z dala od domów wydaje się to niemal nieprawdopodobne.

SM: W Finlandii działo się to samo, powstała kilka lat temu książka „Pod wiatr. O przymusowej fennicyzacji Saamów” („Vastatuuleen. Saamen Kansan pakkosuomalaistamisesta”), w której autorki, Finki – Kukka Ranta i Jaana Kanninen – oddają głos Lapończykom. Stało się to trochę na tle pojawiających się wtedy ludowych historii – choćby Stanów Zjednoczonych – zaczęto oddawać sprawiedliwość tym, którym do tej pory odbierano głos.

 

MKK: Wróćmy do „Szczupaka” i weselszych spraw – powiedziałeś, że zniknął polski wątek.

SM: Kiedy Elina Ylijaako płynie na Grobowy Ostrów, wyspę, gdzie wybudzi z grobu Ollego Dzięcioła…

 

MKK: Za pomocą ciasta z rabarbarem…

SM: Za pomocą ciasta, tak, według przepisu jej matki, znanej we wsi szamanki. Ciasto ma obłaskawić siły wzywane z zaświatów i Elina właśnie z zaświatów przywołuje Ollego Dzięcioła. Ten w końcu się pojawia i mówi do niej niezrozumiałym językiem, zanim odnajdzie ten właściwy.

Maria Krześlak-Kandziora i Sebastian Musielak, fot. Tomasz Kandziora

Maria Krześlak-Kandziora i Sebastian Musielak, fot. Tomasz Kandziora

 

I ta niezrozumiała mowa to w fińskim oryginale język polski.

No i tego nie dało się zachować w polskim tłumaczeniu, więc u nas odzywa się po baskijsku, bo to język, który mało kto w Polsce zna.

 

MKK: Chodźmy jeszcze na bagna. Ich kluczowa rola dla fabuły może być znów wątkiem, który wychwycą czytelnicy z duszami przyrodników. Bagna są ważne, są gwarantem stabilności klimatu, magazynują dwutlenek węgla i metan, są jak Arktyka cieplejszych rejonów, a ich wysychanie to katastrofa ekologiczna. Ale ciebie chciałam zapytać o słowa, bo odkopałeś nazwy, dzięki którym odkrywamy bagna na nowo.

SM: Bagna w „Szczupaku” są rzeczywiście silnie obecne. Pracując nad tymi fragmentami, skorzystałem z pomocy dr. Wiktora Kotowskiego i dr. Łukasza Kozuba z Instytutu Biologii Środowiskowej Uniwersytetu Warszawskiego.

 

Maria Krześlak-Kandziora i Sebastian Musielak, fot. Tomasz Kandziora

Maria Krześlak-Kandziora i Sebastian Musielak, fot. Tomasz Kandziora

Wielu terminów, które mi podali, nie mogłem użyć, bo okazało się, że bagna nasze i fińskie mocno się różnią i najbezpieczniej używać po prostu słowa „bagno”, ale to by było strasznie monotonne (śmiech).

Kluczem doboru ostatecznie stało się brzmienie słów – kołbań, popław, łoziny, rojst, mszar. Słowa, które niekoniecznie się czytelnikom z czymś kojarzą, ale żeby pobudziły wyobraźnię. Wyszło pewnie mniej precyzyjnie, za to efekt brzmieniowy całkiem dobry.

 

MKK: Wprowadziłeś też takie piękne wyrażenia jak „gonne świerki” czy „oparzeliska”. I ornitologiczne rozpoznania – w maju w sosnach krzyczą zięby, na otwartych przestrzeniach kuliki, a zaorane pola obsiadają czajki. Gdy Elina podjeżdża pod dom, słyszy komary, „pijackie trele droździka i monotonne marudzenie znudzonego życiem jera”. A jeśli jesteśmy przy słowach, to na koniec musimy wspomnieć o gwarze, w której rozmawia się „za szlabanem”, a którą kilka razy przywoływałam w cytatach. Wytłumacz się, jak ją skonstruowałeś?

SM: Skorzystałem z kilku słów kaszubskich, ale głównie z mazurzenia. Dałem też typową dla ściany wschodniej składnię z „się” na końcu zdania. Chciałem na tyle pomieszać, żeby ta wymyślona gwara nie kojarzyła się jednoznacznie z którymś z rejonów Polski. I znów – żeby na potrzeby powieści nie zawłaszczać kultury językowej, choćby kaszubskiej. Chyba się udało.

 

MKK: To z Kaszub wziąłeś moje ulubione „jo”?

MS: Jo! (Śmiech)

 

Sebastian Musielak (1970) – absolwent filologii fińskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracował z Finami w fabryce autobusów we Wrocławiu i stoczni Aker Yards w Helsinkach. Od lat zajmuje się literaturą. Tłumaczy z języka angielskiego oraz z fińskiego, dotychczas były to między innymi: powieści Sofi Oksanen, Wierzyliśmy jak nikt Rebekki Makkai (2020), Rok zająca Arto Paasilinny (2020) i Polowanie na małego szczupaka Juhaniego Karili (2021). Wyróżniony nagrodą „Literatury na Świecie” i nagrodą państwową Ministerstwa Kultury Finlandii.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
2
Świetne
Świetne
10
Smutne
Smutne
1
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0